Alternatywna ja, alternatywny wszechświat

W fizyce istnieje teoria o istnieniu nieskończonej ilości światów równoległych. Zajmują się nią zarówno w fizyce kwantowej, jak i w teorii strun (chyba że jest to jedno i to samo — przyznam, że nie mam pojęcia), ale, jako że ja fizykiem nie jestem, nawet nie stałam obok żadnego z nich, to udawać znawcy nie będę (ale jeżeli ktoś z Was jest, to chętnie dowiem się czegoś na ten temat).

Na mój niefizyczny rozum, całość wygląda tak, że we wszechświecie istnieje nieskończona ilość alternatywnych światów. Każda nasza decyzja powoduje pojawienie się następnego, w którym to podejmujemy całkowicie inne rozwiązanie.

Wątek ten pojawił się dwa albo może trzy razy w "Gwiezdnych Wrotach: SG-1" (moim ukochanym serialu) i za każdym razem niesamowicie mnie wciągał. Czy to nie jest szalone? Gdzieś tam mogę sobie żyć ja, ale całkiem inna!




Nie do końca takie same


Pomyślmy o tym przez chwilę. Wystarczy, że wieku 3 lat podjęłam decyzję, że chcę zaprzyjaźnić się z Basią, a nie z Moniką. Następuje rozłam i gdzieś tam, zdecydowałam, że to Monika będzie moją najlepszą przyjaciółką. Jak inaczej potoczyło się moje życie? Czy poszłam do innej szkoły, klasy? Czy byłam dobrą uczennicą? A może w innym świecie jestem narkomanką na granicy śmierci? Czy wykształciłam zupełnie inny talent, na przykład ładnie maluję? Jest gdzieś Agata, która nie bała się wykorzystać nadarzających się okazji?

Tysiące, miliony wersji mnie samej. Ale zupełnie innej. Miałybyśmy inne doświadczenia, choć wspomnienia bardzo podobne. Do pewnego etapu nasze życie wyglądałoby tak samo, żeby później delikatnie zboczyć z toru. Albo przeciwnie, zmieniło się ono o 180 stopni i może nie umiałybyśmy się dogadać. Może nie poznałabym samej siebie.




Ciekawość sprawia, że chciałabym spotkać swoją alter ego


A rozsądek mówi, że lepiej nie. Ktoś kiedyś powiedział, że piekło jest miejscem, w którym zobaczymy, kim moglibyśmy zostać, gdybyśmy umieli korzystać z życia. Nie wiem, czy chciałabym patrzeć na siebie samą, która jest mile przede mną, choć w tym samym wieku, z tym samym startem w życie. Lub przeciwnie, rozmawiać z osobą, która nie poradziła sobie, będącą na dnie.


To byłoby przecież jak patrzenie w lustro. Na samą siebie. Choć zupełnie inną i obcą.