Blogerki poza naturalnym środowiskiem


Wpis przekoloryzowany i napisany z przymrużeniem oka. Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą, bo blogi niewłaściwie używane zagrażają Twojemu życiu i zdrowiu.

Bloger, to takie stworzenie, które najlepiej czuje się w odmętach internetu. Blogi, fora i social media to jego życie. Gdy więc pewnego pochmurnego popołudnia (nie wiem, jakie było, ale dla podtrzymania grozy trzymajmy się, że było pochmurne) napisała do mnie Gosiarella, że razem z Moniką planują wyjść do ludzi, ba nawet zaprosić ich na spotkanie ze sobą, zrozumiałam, że wkraczamy na nowy level istnienia. Idziemy do czytelników.

O mamo.

Wiedząc, że Gosiarella będzie mnie prześladować różowymi widłami do końca życia, jeżeli się nie zgodzę, grzecznie zaznaczyłam swoją obecność na facebookowym wydarzeniu. Bądźmy szczerzy, żadna impreza się nie liczy, jak nie ma swojego wydarzenia.


Starym sposobem, przed wyjście z domu, sfotografowałam mapę Google z zaznaczonym na czerwono Opium. Tak dobrze czytacie, mój telefon umie tylko dzwonić i wysyłać smsy, więc innej opcji nie ma. A Krakowski Kazimierz znam tak dobrze, że mapa była elementem niezbędnym. Inna sprawa, że nazwa Opium nie dawała jakiegoś większego poczucia bezpieczeństwa.

Szybko się okazało, że to jednak jedyny lokal, do którego Gosiarella może chodzić - całą resztę zamknęli zaraz po jej wizycie. Musze to zapamiętać i nie brać jej do swoich ulubionych knajp. Z Gośką i Magdą spotkałam się co do sekundy pod drzwiami Opium, a chwilę później dołączyła do nas Monika i wesoła gromadka zaproszonych gości. W sumie była nas zaledwie/aż dziesiątka, co i tak wymusiło lekkie przemeblowanie.


Rozmawialiśmy głównie o popkulturze, przynajmniej w wyobrażeniach Gosiarelli. Bo dużo ciekawsze były jednak opowieści Viv o Niesamowicie-Odważnym-Husky'im i jego perypetiach z drzwiami. Jest to jedna z tych rzeczy, które chce się zobaczyć na żywo. A zostając jeszcze przy Viv, do tej pory zastanawiam się nad jej bezdomnymi wyspami.

I choć, próbowała mi wytłumaczyć, że to całkiem logiczne, skoro na wyspie nie ma domów, to ta wyspa jest bezdomna — ja mam ciągłą ochotę na założenie fundacji na rzecz bezdomnych wysp. Powinniśmy je chronić i dbać o ich przyszłość.

BTW, ciągle nie mam pojęcia dlaczego w ogóle rozmawiałyśmy o bezdomnych wyspach, ale większą zagadką były dla mnie węże zjadające dzieci. Nie wiem o co chodziło, bo niestety połączone dwa stoliki utrudniały udział we wszystkich rozmowach, jednak siedziała tam Monika, więc może ona rozjaśni dlaczego węże miały zjadać dzieci. Chyba, że to jedna z tych rozmów, które wszyscy prowadzą, ale w sumie nie do końca wiedzą skąd się zaczęła i po co.


Zdarzył się także mały foch Gosiarelli, ale bądźmy szczerzy, ktoś kto prowadzi różowego bloga musi być przygotowany na wrednych czytelników. A że nie można być i Królową, i Błaznem w jednym, same zdecydowałyśmy kim będzie Gosiarella. Jako, że życie mi jeszcze miłe, nie powiem, na co padło, podpowiem tyle, że Gosia nie była zbyt usatysfakcjonowana odpowiedzią.

Było gwarno, głośno i wesoło. Były narzekania na brak internetu, mój aparat bez karty pamięci (bo po co komu), przewinęły się nawet konie spacerujące nad Wisłą i sms od mojego taty z "krótką pochwałą wzrokową". I ja tam byłam, mód i wino piłam, a co zapamiętałam, to Wam opowiedziałam.

Do następnego!