Jaką masz wizję siebie?

motywacja, samorealizacja
Od najmłodszych lat, każdy z nas ma jakieś wyobrażenie przyszłego siebie. Jedni chcą być szczuplejsi, inni chcą trochę przytyć, ktoś inny chce mieć zawsze perfekcyjny makijaż i fryzurę. Z kolei kolejna osoba, chce dobrze znać fizykę kwantową, a następna montować filmy największych reżyserów. A jak ty widzisz siebie? Może w swojej wizji nie masz odpryśniętego lakieru na paznokciach, albo posługujesz się biegle trzema językami i właśnie uczysz czwartego. Myślimy o naszym przyszłym wspaniałym ja i zostawiamy je na nieokreślone kiedyś. Oczywiście, że nigdy nie staniemy się swoim idealnym wyobrażeniem, to nie jest możliwe, ale...

Często nie robimy niczego, by zbliżyć się do niego choć o krok

Piszę o tym, bo złapałam się ostatnio na bardzo prozaicznej rzeczy. Wiecie, mam bardzo pospolite blogerskie marzenie: napisać książkę. Marzę o tym od dawna, zanim jeszcze usłyszałam o blogach. Z czasem, gdy je odkryłam, zalazłam internet swoją twórczością. Część z nich była fanfickami, inna z kolei bazowała na moim autorskim pomyśle. Marzenia nie zmieniłam, chcę napisać ciekawą książkę, fantasy najlepiej, której nie będę się wstydzić. I wiecie co? Odkąd trzy lata temu założyłam innego bloga, z recenzjami, a później prawie rok temu przeszłam na tego, nie napisałam żadnego opowiadania. Bo jedna miniaturka na pół strony, którą machnęłam gdzieś w tej przerwie, się nie liczy.
I wiecie co w tym wszystkim jest najgorsze? Wyszłam z wprawy, co było cholernie do przewidzenia. I nie tylko z wprawy tworzenia jakiegoś tam klimatu i jakiś tam bohaterów, z jakimiś tam przygodami (nie mi oceniać, czy wartymi uwagi, choć chciałabym myśleć, że tak). Wyszłam z wprawy wymyślania historii. Bo każda opowieść zaczyta się w głowie, gdzie dialogi powstają samoistnie, widzi się kolejne sceny, jak kadry filmowe, a bohaterowie ożywają.

marzenia, kim chcesz być, samorealizacja

Dawniej pomysłów miałam tak dużo, że ciągle zaczynałam coś nowego, rzadko kończąc poprzedni (słomiany zapał się to nazywa). Ale liczyło się to, że ćwiczyłam, uczyłam się jak nie robić drętwych dialogów i jak nie zanudzać opisami, jednocześnie nie pomijając ich w treści.
A teraz stoję przed punktem wyjścia.
Czy się żalę? No dobra, może trochę. Ale zastawia mnie to, jak wiele rzeczy porzuciłam, zapomniałam w codziennych obowiązkach, a składają się one na osobę, którą chciałabym być. Z konkretną wiedzą, umiejętnościami, przeżyciami. Jak wiele, nie tyle pozwoliłam sobie odebrać rzeczywistości, co sama świadomie odłożyłam na nieokreślone kiedyś, bo tak było mi wygodniej, bo czekał na mnie kolejny serial albo śmieszne koty na You Tubie.
Jak wiele rzeczy Wy porzuciliście? Bez podejmowania świadomej decyzji, nie zmuszeni do tego przez życie, ale... bo tak było prościej.
Jak bardzo oddalamy się od swojej wizji siebie, tylko dlatego, że po prostu się nam nie chce?

Ps. Mam ostatnio serialowy kryzys. Nie chce mi się niczego nowego zaczynać, ani niczego bieżącego oglądać/nadrabiać. Może mi przejdzie, może przerzucę się na coś innego, ale musicie mi obecnie wybaczyć (tzn nie musicie, ale miło by było, gdybyście jednak wybaczyli). Zdecydowanie za dużo się uzbierało bieżących, plus tych, które bym chciała nadrobić i... nastąpił przesyt. Więc w najbliższym czasie prędzej spodziewajcie się recenzji filmowych, niż serialowych, albo właśnie takich wpisów jak powyższy.
Ps2. A Wy? Co odłożyliście na później, które uparcie nie nadchodzi?


Prześlij komentarz

0 Komentarze