Jak dużo jesteś w stanie znieść?

Ostatnio nadrabiam Hannibala (tak wiem, większość przeżywa sezon trzeci, a ja ciągle tkwię przy pierwszym) i wśród moich zachwytów nad nim, naszła mnie też pewna refleksja. Bo widzicie, Hannibal nie jest serialem łatwym w odbiorze. Raz, że fabuła nie pędzi w nim na złamanie karku, a snuje się powoli, tworząc odpowiednią atmosferę, a to wymaga od widza uwagi i skupienia. Dwa, bohaterów nie da się rozpracować ot tak, są na to za skomplikowani. I o ile nie są to zarzuty, a coś co właśnie zatrzymało mnie przy ekranie monitora, tak nie jest to serial, który stanowi miłą, bezrefleksyjną rozrywkę. Bo, po trzecie, jest to serial brutalny, depresyjny i taki, po którym koniecznie chcesz obejrzeć jakąś miłą komedię (co w sumie dobrze tłumaczy moją n-tą powtórkę Przyjaciół). Uratować widza może tylko duża dawka czarnego humoru.

Brutalność na ekranie w pewnym momencie przestała mnie jakoś szczególnie ruszać i nie jestem tu wyjątkiem. Wiele osób, podobnie jak ja, wcina obiad oglądając sekcje zwłok w różnym stanie rozkładu, bez większej refleksji. Uodporniliśmy się na tego typu obrazy, a oglądanie i jedzenie jest bardzo często nierozłączne. Co prawda każdy z nas ma coś, na co nie może patrzeć. W moim przypadku jest to robienie jakichkolwiek zastrzyków, czy operacje oczu. A jak już mamy do czynienia z igłą i okiem, to jest już dla mnie w ogóle dramat. Seriale medyczne są dla mnie poza spektrum zainteresowania. Ale kryminały? Miejsca zbrodni? Sekcje zwłok? Nie ma problemu. Dajcie mi już tego schabowego, bo mam serial!

A potem włączyłam Hannibala i odechciało mi się jeść. Natychmiast. Znaczy nie do końca, bo jednak to co na stole serwuje Hannibal wygląda tak dobrze i smakowicie, że człowiek ma mieszane uczucia. No bo to ludzizna w końcu. Ale jak podana i przyrządzona!

Wracając jednak do sedna. Sceny zbrodni, ciała ofiar, sceny morderstw są tu tak dosadnie pokazane, że nie przyzwyczajam się do nich w żadnym wypadku. Wręcz mój mózg cierpi je oglądając, jakbym była tam, na miejscu. Doskonale wiem, co czują bohaterowie, gdy dokonują oględzin. Mi, jako widzowi, oszczędzono jeszcze zapachu, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Odwracam głowę, zatrzymuję odcinki, potrzebuję chwilę na oddech.

W jednym z nich jest scena, gdzie na żywca wyciąga się człowiekowi organy, tak, by mógł sobie obejrzeć przed śmiercią co mu usuwają. Moja świadomość powiedziała dość. Czerwony krzyżyk w prawym górnym rogu. Głęboki oddech. Odpoczynek. Kilka dni jakiś komedii.

Fizycznie i psychicznie boli mnie to co widzę. I chcę jeszcze. Bo rzadko zdarza się serial tak perfekcyjnie nakręcony. Tak przemyślany. Tak dobrze zagrany.

Nie dziwne więc, że wczoraj wróciłam. Bo Hannibal robi to, co kocham u twórców, czy to pisarzy, czy filmowców. Podchodzi i kopie moją świadomość. Nie pozwala o sobie zapomnieć. A ja za bardzo lubię, gdy twórca funduje mi jazdę bez trzymanki.