Towarzysz Doktora – marzenie czy najgorszy koszmar?

Wspaniałości Doktora nie trzeba nikomu przedstawiać. Tego, że zazdrościmy jego Towarzyszom, również. O każdej porze dnia i nocy jesteśmy w stanie wymienić plusy: zwiedzanie całego wszechświata bez żadnych ograniczeń, możliwość cofania się w czasie lub przeciwnie, oglądanie przyszłości. U boku Doktora możemy zobaczyć narodziny wszechświata i jego koniec. Możemy ratować całe rasy lub doprowadzać do ich upadku. I co najważniejsze, obok siebie mamy Doktora. Jedynego w swoim rodzaju Władcę Czasu, który akurat dzisiaj postanowił, że to właśnie któreś z nas będzie z nim podróżowało w TARDIS.

Tylko czy to na pewno taki dobry pomysł?

Podróżowanie w czasie pełne przygód i możliwości, których nie sposób wyliczyć czy nawet wycenić (bo jak oszacować wartość poznania Kleopatry albo Szekspira?), ma też swoje minusy. Po pierwsze, starzejemy się szybciej niż inni. Doktor odstawia nas mniej więcej w tym samym czasie, więc możemy wyruszyć z nim w podróż w 2016 roku, spędzić u jego boku cudowne pięć, dziesięć lat i wrócić z powrotem do 2016 roku. O dziesięć lat starsi. Dojrzalsi. I udający przed prawie całym światem, że te pierwsze siwe włosy, to nie jest oznaka tego, że nam się lata w dowodzie przestały zgadzać.

Co sprowadza nas do rozłąki z bliskimi. Bo jednak podczas naszej nieobecności czas leci, a zabawa z nim jest bardzo ryzykowna, więc, prędzej czy później, bliscy zauważają, że znikamy, a międzygalaktyczny telefon nie zawsze jest czas odebrać. Albo moment na rozmowę nie do końca jest najlepszy. Możemy więc ich albo okłamywać delegacjami, albo powiedzieć prawdę i przedstawić Doktora. Pierwsza wersja jest o tyle dobra, że nie będą się o nas martwić, ale jednak okłamujemy najbliższe osoby, a jak kłamstwo kiedyś wyjdzie na jaw, to nie będzie to najmilszy dzień w życiu. Wydaje się więc, że druga z powiedzeniem prawdy jest lepszą opcją, tylko wtedy fundujemy swoim bliskim ciągły strach, czy nas jeszcze zobaczą.

I gdy już powiecie, że lepiej zagwarantować im spokój i ich okłamać, to warto sobie przypomnieć, że prędzej czy później rodziny Towarzyszy zostawały wplątane w niebezpieczne sytuacje. A moment, w którym Dalekowie informują o eksterminacji, nie jest raczej tą chwilą, w której chcesz powiedzieć „Bo widzisz mamo, te delegacje, to nie do końca były takie, jak myślisz”.

Każdy ma swojego Doktora. Ja mam dwóch. Z lekkim przechyleniem w stronę 11, bo był moim pierwszym. Ale 10 nie sposób nie kochać całym sercem.
No i powiedzmy sobie szczerze, te podróże w czasie, to nie do końca takie wakacje. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie pomyślał, że trzeba tam dużo biegać? No właśnie. Bez przerwy jakieś bezpieczne miejsce okazuje się niebezpieczne, TARDIS leci tam, gdzie chce, a dziwnym trafem Doktor zawsze znajduje się w centrum wypadków i ktoś próbuje zabić jego oraz wszystkich, którzy mu towarzyszą. Z reguły w dość mało przyjemny sposób.

I zakładając, że nic nigdy nam się nie stanie, bo mamy obok siebie Doktora, cała przygoda kiedyś musi się skończyć. I powiedzcie mi, jak wrócić po czymś takim do normalnego życia? Jak przestać wypatrywać Niebieskiej Budki? Jak wstawać w poniedziałkowy poranek, robić kawę i iść do pracy, gdy wiesz, że jeszcze tydzień temu, właśnie w taki poniedziałek, dane Ci było zobaczyć wschód słońca na planecie, o której nasi naukowcy nawet nie wiedzą? Ja bym nie potrafiła. Choćbym była zmęczona, bardzo tęskniła za domem, nie potrafiłabym odejść i tego wszystkiego zostawić.

Choć patrząc na to, co dzieje się z Towarzyszami Doktora, ta decyzja niekoniecznie należałaby do mnie. Równoległe światy, z których nie można wrócić, wymazywanie pamięci, a w końcu śmierć.

Czy naprawdę warto tak ryzykować dla Niego?

Odpowiedź może być tylko jedna.

Doktorze, czekam na Ciebie.