Czy Fantastyczne Zwierzęta, naprawdę są takie fantastyczne? (spoilery)

Piszę tę recenzję tak długo i tak często ją kasuję, i piszę od nowa, że straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek ją skończę. Zastanawiałam się ciągle, co jest nie tak, film mi się podobał, nie miałam do niego jakiś dużych zastrzeżeń. Bawiłam się dobrze, w kinie nie cierpiałam, raz nawet popłakałam się ze śmiechu (scena z nosorożcem jest cudowna), a Niuchacz wygrał wszystko. I dziś do mnie dodarło. Ten film jest fajny, gdy się go ogląda. Ale nie pozostaje na dłużej z widzem. Gdyby nie blog i to, że obiecałam recenzję, pewnie już bym o nim nie pamiętała.

Bo ten film ogląda się naprawdę miło. Mamy uroczego głównego bohatera, mamy słodkie zwierzątka, Kowalski jest jeszcze fajniejszą postacią. A Colin Farrell nadał swojemu bohaterowi coś takiego, że człowiek nie mógł oderwać od niego oczu. I podczas seansu to wszystko działało, a po nim, chciało się o tym filmie pogadać. Tylko że zabrakło jednej istotnej rzeczy. Historii. Takiej, która by z nami została.

Film był bardzo uroczy. I no właśnie, nie zaoferował niczego więcej, poza tą uroczością.
Siłą Harry’ego Pottera była właśnie historia, która przytrzymała przy nim nawet tych, którzy samego Harry’ego jako bohatera nie do końca ogarniętego i głównie czekającego na ratunek, nie lubili. To historia sprawiła, że czekaliśmy na kolejne książki i filmy. Tą historią żyjemy do dzisiaj. Fantastyczne Zwierzęta nie bardzo pokazały nam swój świat. Gdzieś w Internecie mignęło mi zdanie, że jest to film na podstawie książki, która nigdy nie powstała, a powinna. I choć na początku się z nim nie zgadzałam, teraz to robię.

Trudno jest bowiem przywiązać się do bohaterów i świata, gdy nie do końca znamy ich świat. Dziwne rzeczy piszę, skoro mamy 7 tomów i 8 filmów na temat naszych czarodziejów, prawda? Tylko, że na każdym kroku mówią nam, że czarodzieje Amerykańscy są inni, są zacofani, mają zupełnie inne realia. I tego w filmie zabrakło. Dali nam przepiękne stroje, sympatycznych bohaterów, ale nie dali nam wprowadzenia. Zabrakło czegoś, co sprawiłoby, że zrozumielibyśmy cały background.


I tak, jest to film, który będzie składał się na większą historię (w planach jest bodajże 5 filmów), ale jednak, w Harrym Potterze, zawsze na końcu każdej części dostawaliśmy odpowiedzi. Główny wątek, składający się na większą całość, był wyjaśniony. Tutaj tak naprawdę nie wiemy dlaczego Percival Graves uganiał się za Credencem. Potrzebował ogromnych pokładów mocy, ale w finale denerwuje się nie na to, że mu tą moc odebrano, a na to, że czarodzieje mają się zamiar z powrotem ukryć. Jeżeli to miało być głównym powodem, to równie dobrze mógłby chodzić i czarować w miejscach publicznych. Wątek Credence nic wniósł do samej historii.

Inną sprawą jest, że film też nie bardzo wie, do kogo ma być skierowany. Z jednej strony mamy cudowne, puchate, rozkoszne zwierzaczki (moje zamówienie na Niuchacza jest nadal aktualne), a z drugiej strony bardzo mroczny główny wątek, który kończy się śmiercią dziecka. Śmiercią, która finalnie nikogo nie obeszła. Po krótkim wrzasku, żeby go nie zabijać, wszyscy nagle zapominają, że zginęło dziecko, rozpaczając, że Kowalski musi o wszystkim zapomnieć. To też kłóci mi się tym, do czego Harry Potter nas przyzwyczaił, gdzie śmierć była potraktowana z rozpaczą, żałobą, nienawiścią do tych, którzy się do niej przyczynili. Ale tutaj dziecko zabiła amerykańska wersja Ministerstwa Magii, a to przecież byli ci dobrzy. Mam wrażenie, że w pewnym momencie uznano, że jak się przestaniemy na tym koncentrować, to nie zauważymy, że oni wcale nie byli lepsi od Percivala próbującego wykorzystać Credence’a.

Jeżeli ktoś ten film wygrywa (poza Niuchaczem) to Colin Farrel. O jego bohaterze myślę. I strasznie żałuję, że mi go odebrali.
To co mnie jednak bardzo martwi na przyszłość, to obsadzenie Johnny Deppa. Główny wątek może i był naiwny, i nie do końca sensowny, ale jednak Farrell sprawił, że byliśmy jego bohatera ciekawi, chcieliśmy zobaczyć więcej. Gdy okazało się, że postać Farrella jest tylko magicznym przebraniem Gellerta Grindelwalda, cała postać straciła swój urok. Przy czym, od początku było jasne, że bohater Farrella jest z Grindelwaldem jakoś połączony, bo cały film otwiera przecież sekwencja informacji o Gellercie. Natomiast miałam do samego końca nadzieję i przekonanie, że to jakiś jego poplecznik, który finalnie nas do Grindelwalda doprowadzi. Ci bardziej spostrzegawczy ode mnie, takich nadziei nie mieli, bo tożsamość bohatera zdradzała fryzura.

Johnny niestety już dawno nie zagrał czegoś naprawdę dobrego i mam ogromne przekonanie, że zobaczymy na ekranie jakąś wariację Jacka Sparrowa. Po raz pierwszy w cyklu Harry’ego Pottera, dosłownie mierzi mnie wybór aktora.


Recenzja wychodzi negatywna, ale im dłużej się nad Zwierzętami zastanawiam, tym więcej wad w nich widzę. Choć nie zmienia to tego, że podczas oglądania bawiłam się naprawdę dobrze i nie żałuję poświęconego na niego czasu. Było miło się znaleźć znowu w czarodziejskim świecie i zobaczyć jego inny skrawek.