Co tam Panie w popkulturze, czyli Comic-Con 2017 część II

Bez zbędnych wstępów (za wstęp robi Tom, bo ja wiem, że wy mnie teraz nie czytacie, tylko wgapiacie się w zdjęcie), część filmowa Comic Conu. Krótsza, bo albo nie umiem szukać zwiastunów filmów, albo po prostu bardziej jaram się serialami.
Oczywiście najlepszy film zostawiłam na koniec.

Zacznijmy od ekranizacji Death Note (i teraz będzie wtopa, jak się okaże, że to jednak serial a nie film, ale jakoś mi wyszło, że film robią - mam nadzieję, że dobrze). A jako, że jak anime* nie oglądam, tak wyjątkowo widziałam z połowę serii Death Note. Zmuszona, żeby spróbować. Przyznam, że sam pomysł na poprowadzenie historii mi się podobał, ale nie do oglądałam do końca - sama w sumie nie wiem dlaczego. Natomiast wiem, na co denerwują się zagorzali fani i przyznam, że nie wiem, jak sama bym zareagowała, gdyby przenieśli mi fabułę ukochanego serialu tak bardzo w inną część świata. Myślę, że uratować ich może tylko zbytnie nie mieszanie w oryginalnej historii, a przedstawienie jej jak najwierniej. 

*jeżeli to manga, to wybaczcie, nie znam się, nie rozróżniam.



Przechodzimy zgrabnym krokiem do DC, które mnie ani mierzi, ani grzeje. Główny powód jest taki, że ja nigdy fanką Batmana, czy Supermana nie byłam, więc po usłyszeniu, jak tragiczne są filmy o nich, zwyczajnie ich nie oglądałam. Żal mi czasu na coś, czego nie polubiłam, nawet w swoim najlepszym wydaniu. W najgorszym, nie polubię tym bardziej.

Ciężko mi powiedzieć, co myśleć o tym zwiastunie. DC ma to do siebie, że po ich zwiastunach naprawdę nie da się ocenić, co zrobili. Może to być ogromny sukces i wielkie brawa, jak po Wonder Woman. Może być wielka klapa, jak w przypadku wszystkich pozostałych superbohaterkich filmów.


Za to zaciekawił mnie Ready Player One. Film opowiada o dalekiej przyszłości, w której świat jest już tak zaludniony i w pewien sposób nudny, że wszyscy uciekają do wirtualnej rzeczywistości, żeby stworzyć sobie ciekawsze życie. Coś jak Simsy na dopalaczach i sterydach równocześnie.

Natomiast niepokoją mnie głosy osób, które czytały książkę, będącą materiałem źródłowym, że widać ogromne różnice fabularne już po zwiastunach. I nigdzie nie ma jakiś wielkich głosów zachwytów.


Za to bardzo mocno zainteresował mnie nowy film Netflixa. Film opowiada o dwóch gliniarzach. W mieście pełnych różnych, dziwnych ras. I magii.

Nie umiem powiedzieć, co dostaniemy. Ale pomysł mi się podoba, efekty specjalne wyglądają sympatycznie i kto wie, może kryje się za tym jakaś ciekawa historia.


I tak, przyszedł czas na TEN film. Film o superbohaterze, który nie jara mnie jakoś szczególnie. I jego filmy, nawet z Lokim u boku, nie należą do moich ulubionych. Ale mój Borze Szumiący, jak zwiastuny nowego Thora wyglądają fantastycznie.

Najpiękniejsze w tym filmie jest to, że w sumie nie do końca da się opowiedzieć jego fabułę po samych zwiastunach. Niby wiemy, że Asgard będzie zaatakowany. Ale przecież w naszym świecie, jeszcze Loki udaje Odyna. A ostatnia scena po Doktorze Strange sugeruje, że ma on pomagać w poszukiwaniach Odyna zesłanego na ziemię. Zgodził się przecież na towarzystwo Lokiego w tych poszukiwaniach.

Tylko, że zwiastuny NIC o tym nie mówią.

I do jasnej cholery, jak Hulk znalazł się tam, gdzie się znalazł?


Nie mogę przemilczeć też pokazów specjalnych, na których kilkoro szczęśliwców mogło zobaczyć nową zapowiedź Avengers: Infinity War, czy Black Panther. Dokładne opisy obu zwiastunów znajdziecie w Internecie, jak również ukradkiem kręcone filmy, o gorszej jakości niż stare domowe VHSy. Sama nie czytałam, bo co to za przyjemność czytać fabułę zwiastunu, jak i nie oglądałam, bo co to za przyjemność mieć zagłuszony zwiastun piskiem fanów i kręcony spod fotela.

Ale reakcje na obie zapowiedzi były bardzo, bardzo, bardzo entuzjastyczne.

Pozostaje mieć nadzieję, że faktycznie były tak dobre, a nie, że plus 10 do fajności dodał im ściśle tajny pokaz i sama atmosfera Comic-Conu.

To na które filmy czekacie niecierpliwie?

Prześlij komentarz

0 Komentarze