Jak wytresować smoka, czyli Gra o Tron odcinek 5 i 6

Ciężko w to uwierzyć, ale jeszcze jeden odcinek i będziemy musieli czekać cały rok na kolejny. Widać, że książki zostawiliśmy już dawno za sobą i scenarzyści uznali, że czas kończyć tę historię – tym bardziej, że od samego początku wiemy, do czego zmierzamy.

Odcinek piąty zdecydowanie ostudził emocje, jakie wywołał finał czwartego, a szósty z kolei kazał zadać bardzo ważne pytania: po co w ogóle powstał i gdzie oni mają czapeczki.

Ciężkie życie doradcy

Tyrion chyba już się nie dziwi, że Ned Stark stracił głowę. Regularność z jaką Dany zarzuca chłopakowi niewierność zaczyna lekko przerażać. I niezależnie od tego co powie, zawsze finalnie zostaje oskarżony o życzenie naszej Smoczej Królowej śmierci. Jak kocham Daenerys calym serduchem, tak jej chęć zmieniania świata na lepsze, zaczyna zamieniać się obsesję pt. Wszyscy chcą mnie zabić.

To jak obróciła nieśmiałą sugestię Tyriona o wybraniu następcy przeciwko niemu, świadczy o tym, jak jest zdeterminowana i niestety niedoświadczona. A jej władanie nie ma szerszych perspektyw od: muszę usiąść na tronie, a dalej jakoś będzie.


Myślałem, że wciąż wiosłujesz

Nie mogę pominąć powrotu wyczekiwanego przez wszystkich bohatera (a przynajmniej przez żeńską część publiczności, która jak ja, uważa że jest prześliczny), Gendrego. Owacjami na stojąco powitałam wykorzystanie żartu, jaki krążył od dłuższego czasu po Internecie, o jego wiecznym wiosłowaniu.

Gendry głupi nie jest i ukrył się tam, gdzie nikt za bardzo nie będzie mu się przyglądał. Za to, bezpośrednie podejście do Jona, każe pytać, jakim cudem udało mu się nie zwrócić na siebie uwagi – skoro słyszy „tego nie rób”, więc robi dokładnie to, czego nie powinien. Na szczęście Snow to chłopak o złotym sercu (przebitym, ale ciągle złotym), a bycia bękartem ważnego człowieka nikt nie musi mu tłumaczyć.

No i miło zobaczyć kogoś, kto macha czymś innym, niż mieczem. Chociaż moment, w którym Gendry oddaje swój młot i nie dostaje w zamian nawet sztyleciku do obrony, wywołał mój jęk i ciche przekonanie, że coś go po drodze zje. Na szczęście nie zjadło, bo smoki przecież musiały przylecieć na miejsce.

Sam, głupcze, słuchaj Goździk!

Ironicznym wydaje się fakt, że jedną z ważniejszych informacji odkrywa Goździk , która ledwo nauczyła się czytać, a Sam macha na to ręką. Z jednej strony ciężko go winić, trudno żeby podejrzewał przyjaciela o bycie potomkiem zarówno Starków, jak i Targaryenów. Jednak, jako osoba bardzo dobrze wykształcona, powinno go tknąć: jakie unieważnienie małżeństwa? Przecież taka rewelacja zmienia wszystko.

Plus, dostaliśmy bardzo dokładną informację o ilości schodów w twierdzy. Przy takim tempie fabularnym, należy się zacząć zastanawiać, czy cokolwiek co mówią bohaterowie jest zbędne. Może ktoś będzie rozwiązywał krzyżówki?


Smok potwierdzi twą tożsamość

Zastanawiałam się, czy Dany specjalnie naprowadziła smoka na Jona, czy ten podleciał do niego z własnej woli. Po niepewności, z jaką Daenerys obserwowała, czy smok go zje, czy najpierw spali i zje, postuluję za tym, że sam postanowił się przywitać.

I naprawdę nikt nie zastanawia się, dlaczego? Dotąd smoki nie były najbardziej łasymi na pieszczoty istotami, szczególnie, gdy kogoś nie znały. Może Dany myśli, że za akceptacją smoka będzie szło jej przeznaczenie i Jon jest tym, kogo powinna poślubić?

W każdym razie, przodkowie popierają.


Czy ktoś może opanować Aryę?

Nie myślałam, że kiedyś to napiszę, ale nasza mała wojowniczka zaczyna być irytująca. Dialogi, jakie scenarzyści każą jej wymieniać z siostrą, są tak infantylne i naiwne, jakby nie miała za sobą tych wszystkich trudnych doświadczeń.

Mam nadzieję, że świadczy to o tym, że Arya próbuje zwrócić siostrę przeciwko Littlefingerowi (co prawda dość nieudolnie), teorię mogłoby potwierdzać sztylet przekazany Sansie. Z drugiej strony, opowiadanie o swoich zdolnościach, bez pokazywania ich, na pewno sprawiło, że Lady Stark jest przekonana o szaleństwie nie tylko Brana, ale i młodszej siostry. Plus, twarze ukryte w podróżnej torbie raczej nie pomagają. Grożenie również.

Zastanawia mnie tylko, kiedy Sansa zacznie podejrzewać Baelisha? Przecież nie może być całkowicie ślepa na jego działania. Petyr jest sprytny, ale niech Lady Stark nie zapomni, że nigdy nie powinna mu ufać. Jak na razie szło jej nieźle.

Nie mogę być matką

Mamy dwie królowe, które nie mogą być matkami. Jestem przekonana, że Cersei kłamie lub szybko poroni – jej przepowiednia mówiła o trójce dzieci, które pochowa. Skłaniam się ku kłamstwu (przepowiednia wydaje się mówić jasno, że czwartego dziecka nie będzie – a poronienie jednak przeczy tej tezie) w celu przytrzymania przy sobie beznadziejnie zakochanego Jaimego.

W podobnej sytuacji jest Dany, która siadając na tronie, nie będzie miała komu przekazać władzy. Zastanawia mnie z kolei sytuacja Jona – czy jako przywrócony do świata żywych może płodzić dzieci? Rany na jego skórze nie wyglądają na zagojone, raczej na takie, które widzi się na martwym ciele, w którym nie płynie już krew. 

A posiadanie władzy bez potomków zwiastuje kolejną wojnę w bardzo krótkim czasie.


Czy Sam zechce służyć Dany?

Jon może sobie padać na kolana przed kim chce, ale czy Sam zechce służyć królowej, która spaliła jego rodzinę? Tyrion dobrze wypomina jej zbyt pochopne decyzje od których nie ma odwrotu.

Ciekawa jestem ich spotkania – z jednej strony wierność Jonowi, będzie nakazywała mu ugięcie kolan przed Smoczą Królową. Z drugiej… czy na pewno Sam będzie wstanie przejść nad zabiciem ostatnich z jego rodu, by walczyć za wyższą sprawę? 

Drużyna zebrana

Jeden z najbardziej bezsensownych wątków, jakie napatoczyły się w GoT. Oczywiście wiedzie nas do zdobycia smoka przez Nocnego Króla, ale czy naprawdę musiało to tak wyglądać? Kilku śmiałków wyruszających po jednego Zombie? I to bez konkretnego planu?

Bo jak chcieli go złapać, gdyby się okazało, że nie znaleźli odłączonej grupki Zombie – która ewidentnie szła na ryby – a spotkali całą armię? No gdzie jest ten cały plan. Wyłapujemy ostatnie, najsłabsze sztuki? Czy jak?

Moja przyjaciółka przy okazji przypomniała mi jeszcze jedną rzecz, o której w sumie Jon chyba powinien wiedzieć, jako były członek Nocnej Straży. W sumie Dzicy również powinni mieć o tym choć kilka legend. Pod murem jest zaklęcie, które miało powstrzymywać hordy Zombie przed wtargnięciem do Westeros. Nikt nie wie, czy jeszcze działa – prawdopodobnie jest słabsze, a w jego całkowitym zniszczeniu miał pomóc legendarny róg, który równa mur z ziemią – ALE jeżeli ciągle działa, to… przeniesienie Zombie będzie niemożliwe. Znaczy żywego. Istnieje spora możliwość, że pokażą Cersei trupa. 

Bo nie wmówicie mi, że jak Dzicy na mur mogli się wdrapać, to banda Zombie nie może. Więc co ich niby powstrzymuje przed przejściem?


Masz ładnego smoka, mogę pożyczyć?

I w końcu mieliśmy okazję przekonać się o prawdziwej potędze Nocnego Króla. Jeden rzut oszczepem i po smoku. A jeszcze niedawno strzelali w niego czymś podobnym i nie mogli sobie poradzić. Nawet nie chcę myśleć, jakie czary i potęga za nimi stoi.

Smok zapewne będzie zionął lodem (jakkolwiek to brzmi). I już nie mogę się doczekać potyczki pomiędzy nimi. Ciekawe wydaje się to, czy w ogóle smoki Dany będą na początku chciały walczyć z bratem i czy ona będzie umiała go zabić, zamiast próbować ratować.


Wujek Ben spieszy na pomoc

Przyznam, że trochę irytuje mnie motyw, w którym Benjen wyciąga naszych bohaterów z opresji. Bo to zawsze są już momenty, w których powinni byli zginąć. Już pominę milczeniem wytrwałość Jona na zimno (najpierw przynajmniej trzy dni w mrozie, by nie zamarznąć po kąpieli w jeziorze), ale gdyby nie na wpół przemieniony wuj, nie mielibyśmy kogo zbierać ze śniegu. I ja rozumiem, że to postać jakiej nie możemy stracić – bardzo prawdopodobne, że nawet przyszły władca. Ale jeżeli nie chcemy Snowa zabijać, to dobrym pomysłem byłoby nie wysyłać go na samobójcze misje, a później jeszcze włączać mu tryb bojowy zamiast ewakuacyjnego. No i to już drugi bohater, jaki ostatnio nam się topi. Może czas, by w Westeros powstał zawód ratownika wodnego?

Ps. Portale działają coraz sprawniej. Być może stali na tym jeziorze kilka dni/tygodni a może kilka godzin. Któż to wie.

Ps2. A na koniec, podobnie jak ostatnim razem, zakulisowe radości. Ostatnio mogliśmy oglądać, jak wygląda tworzenie bitwy, gdzie cała sceneria płonie. A dzisiaj, jak wygląda kręcenie tejże w śniegu. Miniatura sugeruje dużo greenscreenu, ale niech Was to nie zmyli.