Sympatyczny film na święta, czyli Christmas Inheritance

Filmy świąteczne powinny nieść ze sobą ducha radości, nadziei i być cieplutkie, puchate, klimatem pasując do rozpalonego kominka i gorącego kakałka z piankami (tak między nami, nie lubę pianek, ale pasują do opisu, więc... ekhem... wracając do temu głównego). A ponieważ netflixowy "Świąteczny książę" całkowicie o tym zapomniał, nie ma się co dziwić, że do "Christmas Inheritance" podeszłam z dużą rezerwą.

Na szczęście niepotrzebnie.

Film nie ma wybitnie skomplikowanej fabuły. Nasza główna bohaterka, Ellie, jest dziedziczką sporej fortuny i dużej firmy. Jednak zamiast być odpowiedzialna, gdy na horyzoncie pojawia się widmo przejęcia spółki, ta niekoniecznie spełnia pokładane w nią oczekiwania. W ramach nauczki, ojciec prosi ją, by dotrzymała corocznej tradycji i zamiast niego, to ona pojechała do Snow Falls, małego miasteczka, gdzie wszystko się zaczęło.

Nie dziwne więc, że nie spodziewałam się wiele. Jednak Świąteczny Spadek otulił mnie świątecznym klimatem i sprawił, że nie umiem go nie polubić.

W roli głównej wystąpiła Eliza Taylor, znana przede wszystkim z The 100 - i muszę przyznać, że całkiem dobrze poradziła sobie z komediowo-romantycznym zadaniem.

To, co cudownie zagrało to to, że Ellie naprawdę chce naprawić szkody i udowodnić, że można jej zaufać. Więc pomimo że film gra na stereotypach rozpieszczonej bogaczki, która nigdy nie jechała autobusem, nie dostajemy dziewczyny rozkapryszonej. Zamiast tego, mamy bohaterkę, która w wielu zwykłych sytuacjach nie umie sobie poradzić, ale bardzo się stara.

Nie uciekniemy w tym filmie również od trójkąta miłosnego, pomiędzy narzeczonym Ellie, a kierownikiem pensjonatu, w którym Ellie się zatrzymała. I choć to klisza jakich nie mało, to twórcom udało się bardzo zgrabnie pokazać rodzące się między bohaterami uczucie. Oparte nie tyle o słowa i głębokie patrzenie sobie w oczy, a rzeczy jakie jedno robi dla drugiego. Urzekły mnie także uroczo skrępowane rozmowy pomiędzy nimi - jak dwójki ludzi, którzy się sobie podobają, ale koniecznie chcą porozmawiać normalnie, równocześnie będąc przekonanym, że wszystko co mówią, jest kompletnie niedorzeczne.

Jeżeli ktoś jest źle napisany, to narzeczony. Jak Ellie, jest bogaty i rozpieszczony, ale zbudowany na samych stereotypach. Wszyscy dookoła to plebs, tradycje są bez sensu, nawet nie próbuje zrozumieć swojej narzeczonej. I choć zabieg został zastosowany, byśmy nie mieli problemu ze zrozumieniem wyborów głównej bohaterki, wydaje mi się, że jednak przydało by się pokazanie jakiś jego pozytywnych cech. W końcu z jakiegoś powodu, Ellie zechciała zostać jego narzeczoną i planowała z nim przyszłość.

Między tą dwójką na ekranie naprawdę zaiskrzyło.
Jednak nie samym trójkątem miłosnym ten film żyje. Można nawet powiedzieć śmiało, że choć jest to wątek ważny, nie jest wątkiem głównym. Fabuła koncentruje się przede wszystkim na próbie odnalezienia się w nowym miejscu, odkrycia kim tak naprawdę się jest i pokazaniu, jak pomaganie innym, nawet w bardzo prosty sposób, jest ważne. Właśnie dlatego nie otrzymaliśmy kolejnej, głupiutkiej komedii świątecznej, a bardzo ciepłą, świąteczną produkcję.

Świąteczny Spadek nie jest filmem, który zaskoczy was swoją fabułą, bo biegnie ona zgodnie z wytycznymi filmów romantycznych. Jest rodzące się uczucie, są przeszkody, aż w końcu happy end. Ale równocześnie jest napisany w sposób przemyślany, od początku do końca utrzymując świąteczną atmosferę i mając naprawdę sympatycznych bohaterów.

I to na tyle, że całkowicie będę rozumieć wszystkich, którzy będą co roku siadać, by sobie go odświeżyć. Nic nie poradzę na to, że przez cały czas się uśmiechałam, a nawet zdarzyło mi się otrzeć małą łezkę.