Historia Kopciuszka, czyli nic nie wnoszący retelling świąteczny



No dobrze, byłoby wielkim kłamstwem pisać, że siadałam do Historii Kopciuszka z entuzjazmem i pozytywnym nastawieniem. Ale, żeby nie podchodzić negatywnie, nie zapoznałam się podczas robienia listy filmów świątecznych z jego zwiastunem. Po co się aż tak zrażać.

Nie będę Was jednak trzymać w napięciu – to generyczny, nijaki i bardzo naiwny film. Z pewnymi aspiracjami musicalowymi.

Ona utalentowana

Nasz tytułowy Kopciuszek, czyli dziewczę o imieniu Kat, jest niezwykle utalentowaną piosenkarką. 

A przynajmniej tak sama o sobie twierdzi, już w pierwszych sekundach filmu. I ja bardzo chciałabym w to uwierzyć, mam tylko jeden, tyci problem: śpiewająca aktorka ma słyszalnie poprawiny głos. Z jakimiś dodatkowymi efektami. Które są do wybaczenia, gdy słucha się płyty ze studia – ale nie, gdy mamy sceny, w których śpiewa do publiczności bez mikrofonu.

W całym filmie jest może jedna piosenka (na jakieś 4 w ogóle), w którym słychać faktyczny głos aktorki. I… no cóż, nie będę ukrywać, że niczym szczególnym się on nie wyróżnia. No śpiewa czysto. Ale nie jest to nic niezwykłego, ba, słyszałam wiele aktorek śpiewających lepiej.

Co jest kiepskim wyborem, jeżeli mamy mieć do czynienia z niezwykle utalentowaną bohaterką. Z drugiej strony, może aktorka faktycznie ładnie śpiewa — a przygotowane piosenki po prostu nie dały jej takiej szansy. 

Film oczywiście co chwilę przypomina nam o jej wielkim talencie. I czułam się z tym trochę tak, jak podczas oglądania filmów o brzydulach, które wcale brzydkie nie są.


On bajecznie bogaty (i skromny)

Naszym tytułowym księciem jest z kolei Dominic. Oczywiście, bogactwo nie uderzyło mu do głowy, o czym film znów informuje nas wprost, słowami „po co pracujesz, skoro nie musisz”. Bo bez tego, pewnie nigdy byśmy się nie domyślili, że Dominic pracować nie musi.

Otaczają go mniej lub bardziej, rozpieszczone dzieciaki, a tuż obok jest super laska, która na niego bardzo, bardzo leci. Oczywiście film nie przedstawia jej, jako miłej dziewczyny – pomimo że całościowo na ekranie występuje może jakieś 5 minut.

Jedyny plus jest taki, że nie bycie bucem przez Dominica wyjaśnia nie tyle scenariusz, co jego ojciec – który okazuje się być synem zainteresowany. I sam jest sympatyczny.


Obydwoje przebrani

Oczywiście, jak to w Kopciuszku bywa – książę nie może rozpoznać biednej, udręczonej dziewczyny. I ten wątek jest… no cóż, dość kiepski.

Bo nasza Kat wpada na Dominica w jakichś pierwszych 5 minutach filmu, wylewa na siebie 2 kawy, a jej upadek staje się internetowym memem. Myślałby więc kto, że gdy spotkają się półgodziny później, to powinni się natychmiast rozpoznać.

Jestem jeszcze w stanie uwierzyć, że Kat Dominica przebranego za Świętego Mikołaja nie poznała, tak w drugą stronę nie kupuję tego zupełnie. Bo jak bardzo przebrana musi być Kat, żeby nie zostać rozpoznaną? Ma na sobie różowe włosy, elfie uszy i elfią czapkę.

Przebranie roku.



Tym bardziej jest to dziwne, że oni spędzają ze sobą całe dnie w pracy, a jak się z czasem okazuje, praca w Mikołajowie jest tradycją w rodzinie Dominica. Ciekawa jestem, jak tym bogatym ludziom udało się to zachować w całkowitym sekrecie.



Nie zapomnijmy o złej rodzinie

Oczywiście, mamy też złą macochę i przybrane siostry Kate. I jejku jej. Od czego zacząć.

Może od tego, że wszystkie trzy grają, jakby występowały w zupełnie innym filmie. Ich postacie są tak bardzo przerysowane i nieśmieszne, że aż zęby bolą.

Joy jest inspirującą vlogerką i to przez nią upadek Kat staje się memem.

Grace jest całkowitym przeciwieństwem swojego imienia, w dodatku scenarzyści polecieli najłatwiejszym schematem – zrobili z niej po prostu głupią bohaterkę. Niech przykładem będzie rozmowa, w której jest jej przykro, że ma IQ niższe od wagi, bo jej IQ jest piękne i szczupłe. I nie, w niczym się nie pomyliłam, pisząc to zdanie.



Mamy na koniec macochę, Deirdrę, której życiową aspiracją jest wyrywanie wdowców. Nie będę zdradzać, jakim sposobem dostaje się na świąteczny bal wystawiany przez ojca Dominica, ale… jej plan jest tak dziurawy, że nawet jakby Kat się balu nie pojawiła, po 2 dniach cała afera wyszłaby na jaw.


Więc rozumienie mój problem. Bo w oryginalnej historii o Kopciuszku, owszem, siostry próbowały się pod niego podszyć (nawet poprzez samookaleczenie stóp), ale jednak było to już po tym, jak Książę na balu poznał Kopciuszka, zakochał się, ale nie miał pojęcia, kim ta dziewczyna jest, a nawet nie był pewny, jak wygląda.

Tu mamy sytuację całkowicie odwrotną, bo Dominic na balu czekał na tę jedyną i żadna inna go nie interesowała. I doskonale wiedział, jak Kat wygląda, bo film rozegrał wątek wielkiej tajemnej tożsamości na długo przed finałem. Więc nic nie było go w stanie oszukać.

Plan Deirdry zakładał tak bezsensowną manipulację ojcem Dominica, że Kat była niepotrzebna do rozwiązania sytuacji. Mogła się równie dobrze spotkać z chłopakiem tydzień później na kawie.

Niestety, ale to jest nie tylko kiepski retelling, który nie dodaje nic ciekawego – ale ma jeszcze więcej dziur logicznych, niż oryginał historii.


W dodatku Historia Kopciuszka próbuje być musicalem, ale tak naprawdę ma tylko jedną typowo musicalową piosenkę, gdzie muzyka gra znikąd, a bohaterowie znają słowa. Cała reszta to występy na scenie i Kat śpiewająca sama w pokoju.

Gdyby wyciąć piosenkę, w której Dominic i Kat śpiewają, nikt by tego nie zauważył. Gdyby wciąć wszystkie piosenki, film by również na tym nie stracił – bo są one wyjątkowo nijakie.

Z reguły staram się szukać jakichś pozytywnych stron filmów, ale Historia Kopciuszka: Świąteczne Życzenie zwyczajnie ich nie ma. Film jest nudny, nieśmieszny, nieprzemyślany i nieumiejętnie przekładający znaną historię, na coś nowego. Jest całkowicie niepotrzebny.