Przeczytałam masę książek. Ale tylko kilka z nich sprawiło, że czytał mrowienie w brzuchu, w podświadomości ciągle przerabiałam bieżące wydarzenia i zastanawiałam się co dalej. Rzucałam wszystko i czytałam. Nie liczyło się nic innego. Nic innego nie było ważne. Tylko książka. Tylko ten fikcyjny, nieistniejący świat, który w mojej głowie stał się prawdziwy i pozostał taki na wiele kolejnych lat.
Taki właśnie dla mnie jest Wiedźmin. Harry Potter. Pieśni Lodu i Ognia. I od teraz Pan Lodowego Ogrodu.
Nie liczyły się
egzaminy. Czułam wściekłość i irytację, gdy tylko musiałam
przestać czytać, bo trzeba było iść do pracy. Albo zrobić coś
do jedzenia, bo organizm jakoś nie chciał karmić się słowami. A
ja utknęłam na obcej planecie, w dalekiej przyszłości, wśród
obcej kultury i za nic nie chciałam wracać.
Na ratunek
Vuko Drakkainen zostaje
wysłany na obcą planetę Midgaard by zbadać co stało się z
naukowcami, po których ślad zaginął. Mieli proste zadanie:
obserwować i badać tamtejszą kulturę, ale bez ingerencji w nią.
Stojąc z boku. Jednak naukowcy zagięli w tajemniczy sposób. Celem
Drakkainena jest dowiedzenie co się z nimi stało i sprowadzenie ich
do domu, jeżeli jeszcze żyją, oraz zlikwidowanie wszystkich śladów obecności ekspedycji.
By ułatwić mu przeżycie w obcym środowisku, zostaje upodobniony do mieszkańców planety, a także poddany eksperymentowi, który ma polepszyć jego wszystkie zmysły i zrobić z niego super wojownika. Przygotowany na wiele różnych scenariuszy, ląduje sam na obcej sobie planecie, cofając się tym samym do czasów średniowiecza. I choć mógłby być wyposażony w najnowszą technologię, która z pewnością byłaby niezwykle przydatna, warunki tu panujące sprawiają, że nic nie chce działać. Pozbawiony wszystkiego co zna, marząc o kawie, świeżym pieczywie i prysznicu, zaczyna wyprawę.
By ułatwić mu przeżycie w obcym środowisku, zostaje upodobniony do mieszkańców planety, a także poddany eksperymentowi, który ma polepszyć jego wszystkie zmysły i zrobić z niego super wojownika. Przygotowany na wiele różnych scenariuszy, ląduje sam na obcej sobie planecie, cofając się tym samym do czasów średniowiecza. I choć mógłby być wyposażony w najnowszą technologię, która z pewnością byłaby niezwykle przydatna, warunki tu panujące sprawiają, że nic nie chce działać. Pozbawiony wszystkiego co zna, marząc o kawie, świeżym pieczywie i prysznicu, zaczyna wyprawę.
Nieświadomy, że
wylądował w świecie, gdzie trwa wojna bogów, a wszystkie w rządzące
nim reguły zostały złamane.
Władca Tygrysiego Tronu
Równocześnie z
przygodami Vuko, przeplata się historia młodego władcy Tygrysiego
Tronu, Terkeja Tendżaruka. Dzięki temu zyskujemy zupełnie nowe
spojrzenie na otaczający świat. Dla Drakkainena wszystko jest nowe,
obce, dziwne. Terkej pokazuje nam Midgaard z całą jego polityką,
wyznaniami, historią, wojnami od strony osoby, która wie co, jak i
dlaczego.
Dzięki temu łatwiej nam się odnaleźć w bieżących wydarzeniach, a świat przedstawiony przestaje być jednowymiarowy, staje się prawdziwy, żywy. Zaczynamy wierzyć, że istnieje naprawdę. Tendżaruk wychował się w spokojnych czasach, gdzie koncentrować się trzeba na rozwoju państwa, a nie zbliżającej wojnie. Wszystko jednak się zmienia, gdy jak spod ziemi wraca dawny kult, a jego wyznawcy rosną w siłę. Rzeczywistość w jakiej dorastał przemienia się w popiół i historię.
Dzięki temu łatwiej nam się odnaleźć w bieżących wydarzeniach, a świat przedstawiony przestaje być jednowymiarowy, staje się prawdziwy, żywy. Zaczynamy wierzyć, że istnieje naprawdę. Tendżaruk wychował się w spokojnych czasach, gdzie koncentrować się trzeba na rozwoju państwa, a nie zbliżającej wojnie. Wszystko jednak się zmienia, gdy jak spod ziemi wraca dawny kult, a jego wyznawcy rosną w siłę. Rzeczywistość w jakiej dorastał przemienia się w popiół i historię.
Prawa fizyki? Tu bliżej nam do magii
Choć całość zaczyna
się jak rasowe s-f, bardzo szybko wskakujemy w klimaty zdecydowanie
fantasy. Niedziałająca elektronika zatrzymała rozwój na etapie
średniowiecza, a spowijająca świat zimna mgła rodząca potwory
nie jest czymś, co można uznać za naturalne.
Dodajmy do tego czyniących i ich pieśni, co przez całą książkę jest bardzo ciekawym wątkiem, choć jeszcze pobocznym, ciągle przewijającym się w tle. Dla Vuko, magia jest czymś zmyślonym, reaguje więc nerwowo, a wszystko bierze za omam, halucynacje. W końcu zmysły tak łatwo oszukać.
Dodajmy do tego czyniących i ich pieśni, co przez całą książkę jest bardzo ciekawym wątkiem, choć jeszcze pobocznym, ciągle przewijającym się w tle. Dla Vuko, magia jest czymś zmyślonym, reaguje więc nerwowo, a wszystko bierze za omam, halucynacje. W końcu zmysły tak łatwo oszukać.
Nie ograniczajmy się ze stylem narracji
Nie dość, że
Grzędowicz dał nam możliwość poznania Midgaardu z punktu
widzenia dwóch, bardzo różnych bohaterów, to do tego wspaniale
bawi się narracją. Raz pisze w pierwszoosobowej, innym razem w
trzecioosobowej formie. Wszystko jest jasno rozdzielone i daje nam kolejny
punkt odniesienia, przy poznawaniu tej historii.
Przyznam, że na początku bardzo mnie ten zabieg zaskoczył i byłam do niego dość negatywnie nastawiona. Z wielu przeczytanych książek wiem, że autorzy często mają jedną ulubioną narrację, a w innej nie za dobrze sobie radzą. Grzędowicz udowodnił, że obie nie mają przed nim tajemnic, wręcz stworzył z nich mistrzowską grę słowem, stylem i w pełni wykorzystał wszelkie możliwości, jakie uzyskał, dzięki temu zabiegowi. Nie wyobrażam sobie już czytania Pana Lodowego Ogrodu tylko z jednej perspektywy.
Przyznam, że na początku bardzo mnie ten zabieg zaskoczył i byłam do niego dość negatywnie nastawiona. Z wielu przeczytanych książek wiem, że autorzy często mają jedną ulubioną narrację, a w innej nie za dobrze sobie radzą. Grzędowicz udowodnił, że obie nie mają przed nim tajemnic, wręcz stworzył z nich mistrzowską grę słowem, stylem i w pełni wykorzystał wszelkie możliwości, jakie uzyskał, dzięki temu zabiegowi. Nie wyobrażam sobie już czytania Pana Lodowego Ogrodu tylko z jednej perspektywy.
Mam problem
Przy recenzowaniu
arcydzieł, przeszkadzająca jest świadomość, że nie odda się
nawet połowy tego, jaka jest książka. I przyznam szczerze, że
choć napisałam to najlepiej, jak umiałam, ba, przez prawie cały
miesiąc zastanawiałam się jak w ogóle zabrać się do recenzji
PLO, to wiem, że nie udało mi się napisać takiej recenzji, na jaką
zasługuje. Jeżeli jeszcze się nie przekonaliście, niech zachętą
będą słowa mojego kolegi:
Pan Lodowego Ogrodu jest
tak nieprzyzwoicie dobrą książką, że prawdopodobnie zawalisz
sesje.
Kampania wrześniowa
dowodzi, że miał rację.
Jeżeli książka Was zainteresowała, możecie ją kupić tutaj: "Pan lodowego ogrodu" Jarosław Grzędowicz (link afiliacyjny Ceneo - nie jest to współpraca z wydawnictwem).
Ps. Ciągle uczę się fotografowania książek, więc zdjęcia nie powalają na kolana. Ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)
Ps. Ciągle uczę się fotografowania książek, więc zdjęcia nie powalają na kolana. Ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)