Mam dla Ciebie małe zadanie.
Zastanów się nad swoim życiem. Nad tym, gdzie teraz jesteś. Teraz, w tym
momencie. Co czujesz? Radość? Rozczarowanie? O czym myślisz? Przestań myśleć o tym, gdzie chcesz być! Przecież mówię, zastanów się nad sobą w tym
momencie!
I teraz siedzisz, i zastanawiasz
się po co w ogóle zawracam Ci głowę, prawda? Bo teraźniejszość
teraźniejszością, Ty musisz zrobić milion rzeczy dla swojej przyszłości. Bo za
miesiąc sesja, jutro ważna rozmowa kwalifikacyjna, a za trzy miesiące wyjazd na
wakacje, a za pół roku kuzynka ma ślub, trzeba wymyślić prezent, a w ogóle to,
już dawno cel taki i taki miał być osiągnięty, a nie jesteś nawet krok bliżej.
Ja też tak mam. Patrzę na to co
ma się stać, albo co się stać powinno, a nie dzieje. Trawię w głowie tysiąc
różnych scenariuszy, z czego często aktualny jest taki, jakiego nie byłabym
wstanie wymyślić, bo to życie, ono ma gdzieś plany. Czasem są to scenariusze
gorsze, czasem lepsze od wymyślonych. Ale mimo wszystko ciągle żyję tym co
jutro, za tydzień, rok, dziesięć lat. Gdzie będę, gdzie chcę być, jak tam
trafić i dlaczego, do cholery, tam nie jestem.
Dziwny stres, często wymyślony,
nierozwiązujący żadnych problemów. Bo, powiedz mi, po co mam się zastanawiać
nad czymś co się nie udało? No, było, wydarzyło się. Nie mam TARDIS, żeby
zmienić przeszłość, a zresztą Doctor i tak by mi nie pozwolił.
Życie tysiąc
razy pokazało mi, że przyszłości nie da się zaplanować, niezależnie od tego,
czy chodzi o miejsce parkingowe, czy dostanie się na wymarzone studia. Znam
osoby, które pomimo wyników maturalnych, o których ja mogłam pomarzyć, nie
dostały się tam, gdzie chciały. Bo akurat urodziliśmy się w wyżu
demograficznym. I wiesz co? Robią rzeczy, o których nawet nie pomyśleli, że mogli
by robić. Tylko, no właśnie, oni też myślą, co jutro, za trzy lata, co wczoraj
i rok temu.
W dodatku, ciągle myślimy
porażkami. Nie wiem, czy to cecha typowo polska, czy typowo ludzka. Też
rozmyślasz tysiąc razy, nad czymś co wydarzyło się dawno i miało zmienić Twoje życie? Też zastanawiasz się, gdzie byś był,
gdyby wszystko potoczyło się po Twojej myśli? Ale wspominanie porażek, to jedno.
Najlepsze jest, że myślimy porażkami do
przodu. Coś na pewno nie wyjdzie, bo niby dlaczego miałoby wyjść. I czasem
jest to tak irracjonalne, że mam ochotę sama sobie dać po głowie. Przykład? Czy
jak pojadę zwiedzać Wielką Brytanię sama, to sobie poradzę. Czy będę umiała
ogarnąć komunikację miejską, czy będę rozumiała co do mnie mówią – bo nauczona
jestem ładnej brytyjskiej wymowy, a nie każdy ma tam przecież akcent Toma
Hiddlestona. Tyle, że mój wyjazd do
Wielkiej Brytanii jest na etapie: chciałabym kiedyś pojechać. Po co ja się
katuję hipotetycznymi wydarzeniami? Po co Ty się katujesz hipotetycznymi
wydarzeniami?
Wróćmy teraz do ćwiczenia z
początku. Kiedy ostatnio to teraźniejszość, a nie przyszłość i przeszłość, była
dominująca w Twojej głowie? Kiedy ostatnio, spoglądając wokół siebie, przeszło Ci
przez głową, jak wiele masz?
Świat nie będzie czekał. Ludzie,
którzy są dzisiaj, jutro odejdą. Praca, która jest dzisiaj, jutro odejdzie.
Zachód słońca, który właśnie oglądasz, za chwilę zniknie. Dach, który masz nad
głową, taki normalny i pewny, bo przecież każdy ma dach nad głową… chwila, nie
każdy. Ktoś go wczoraj miał, a dzisiaj stracił. Tak bardzo niedoceniamy tego,
co nas otacza, że to aż boli. I oczywiście, zaczynamy to doceniać po stracie,
tylko wtedy znowu, żyjemy przeszłością, nie patrząc nawet przez chwilę, na
teraźniejszość. A ona odejdzie. Znika szybciej, niż się nam wydaje. Mi i Tobie.
Nie zwracamy na nią uwagi, bo jest zastana, bo w niej jesteśmy. Przyszłość jest
niewiadomą, a my z natury boimy się niewiadomej. Przeszłość ma w sobie tak
wiele rzeczy, które kłują nas osobiście, że chyba mamy nadzieję, iż częste
myślenie o nich sprawi, że znikną. Zmienią się.
Chodzimy więc codziennie tą samą
drogą, wsiadamy do tego samego busa, spotykamy tych samych ludzi, jemy to samo,
wydajemy pieniądze na to samo, nie myśląc ani przez chwilę nad tym, jakimi
szczęściarzami jesteśmy, że w ogóle możemy to robić. Że możemy iść, mrużyć oczy
od promieni słonecznych, płacić rachunki (bo skoro mamy za co je płacić, to
znaczy, że gdzieś mieszkamy, mamy bieżącą wodę, prąd, Internet, telefon – mamy tyle
rzeczy). Że możemy przytulić się do ukochanej osoby, uśmiechnąć się do
przyjaciół, pogłaskać pupila za uchem. Obejrzeć ulubiony serial, paść ze
zmęczenia do łóżka, posłuchać ulubionej muzyki.
Jesteśmy uprzywilejowani i nawet
o tym nie wiemy. Żyjemy w przeszłości i przyszłości, martwiąc się problemami pierwszego
świata, które nie raz sami sobie stwarzamy, w naszych głowach. Nie zdając sobie
sprawy, że naszą codziennością są rzeczy, o których miliardy ludzi mogą tylko
pomarzyć.
My nie potrzebujemy TARDIS, sami podróżujemy
w czasie i przestrzeni, zapominając zatrzymać się na chwilę, żeby wrócić do
teraźniejszości. Rozglądnąć się. I być wdzięcznym. Bo gdzie żyjemy i jakie
możliwości mamy, nie zależało od nas. Wygraliśmy to, na niesprawiedliwej
genowej loterii. I mamy to głęboko gdzieś.
Ps. Razem z Gosiarellą organizujemy, trzecie już, SPOTKANIE Z CZYTELNIKAMI. Fajnie, prawda? :) Jest to jedna z moich ulubionych rzeczy, które robimy. Spotkanie odbędzie się 29 maja w klubie Opium (ul. Jakuba 19 w Krakowie) o godzinie 17. Mam nadzieję, że uda się Wam wpaść do nas choć na chwilę, przybić piątkę i pogadać o filmach, serialach i Tomie Hiddlestonie (tak, będą piski nad brytyjskimi aktorami, nie mam zamiaru się powstrzymywać). Z poważniejszych tematów, na pewno wypłynie próba przetrwania Z-Apokalipsy, jako, że to hobbystyczna działalność Gośki ;) Dołączcie także koniecznie do wydarzenia na FB, gdzie będą zamieszczane wszystkie bieżące informacje. No i dzięki temu będziemy wiedziały, jak dużo miejsca zarezerwować. Mam nadzieję, że do zobaczenia!
Ale zanim sprawdzicie kalendarze, czy jesteście wtedy wolni, pomyślcie, jacy jesteście fajni. I jak fajne rzeczy i ludzie Was otaczają.
0 Komentarze