Czerwone trampki na dworze królewskim, czyli Christmas Prince

recenzja, świąteczny książe, netflix, świąteczne filmy
Świąteczną serię 12 filmów zaczynamy najnowszą produkcją Netflixa i tak sobie myślę, że dalej już chyba będzie tylko lepiej?

Co prawda, nie oszukujmy się, świąteczne produkcje w większości przypadków nie są filmami najbardziej mądrymi, a w dodatku oprószone są masą klisz, niczym świątecznym śniegiem. I reżyserzy przed tymi kliszami raczej nie uciekają. Jednak pomimo to, powinny mieć sobie coś ciepłego, świątecznego, sprawiającego, że po zakończeniu westchniemy, dopijemy gorące kakao i poczujemy się po prostu dobrze.

Świąteczny książę magii świąt niestety nie widział na oczy. Co prawda mamy tu bal bożonarodzeniowy, dookoła śnieg, a nawet ubieranie drzewka, ale klimatu świątecznego nie wpisano w scenariusz.

Spoilery umiarkowane, bo fabułę tego filmu i tak można opowiedzieć bez oglądania.

A tak robi się zdjęcia z ukrycia.
Zamiast niego mamy ambitną dziennikarkę, która co prawda dziennikarką jeszcze nie jest, poprawia na razie teksty starszych kolegów, ale czeka niecierpliwie na swój ważny moment. I my z nią czekamy jakieś całe cztery minuty, bo dokładnie tyle trwa wprowadzenie nas w jej świat, pokazanie dwójki jej znajomych z pracy i szefowej, która daje jej dziennikarskie zlecenie. A i zdążymy się przy okazji dowiedzieć, jak bardzo inni dziennikarze są niekompetentni i że to właśnie ona, poprawiając nie tyle błędy, co pisząc za nich od nowa teksty, raduje im dziennikarskie posady.

Leci więc nasza dziennikarka do fikcyjnego królestwa, które wydawałoby się jest na granicy największego dramatu w dziejach. Rok wcześniej bowiem zmarł król (dlaczego, tego nie dowiemy się nigdy), a jego prawowity dziedzic uciekł w świat, olewając przysługujący mu tron. Dlaczego rządzić nie może sama królowa, nie wiemy. Dlaczego córka zmarłego króla nie może objąć tronu, też dokładnie nie wiemy - rzucają niby lakonicznymi stwierdzeniami o tym, że pierwszeństwo mają mężczyźni. Wydawać by się jednak mogło, że znaczenie to będzie miało tylko w przypadku, gdy książę jest młodszy od swojej siostry. Ale nie szukajmy logiki w królestwie, w którym koronacji dokonuje... premier. Ja się nie znam na królach, ale mam wrażenie, że coś tu jest nie tak.
Książę ma siostrę, która oczywiście była wredna dla wszystkich poprzednich nauczycielek. Dla naszej bohaterki jest wredna całe 5 min. A potem są już najlepszymi przyjaciółkami.
A że bezkrólewie według tamtejszego prawa może trwać tylko rok, czas się kończy i pasuje by nasz książę w końcu się pojawił i zabrał co jego. Z tym, że on nie do końca chce coś brać i tym całym królem być. Odwołuje więc konferencję prasową, na której powinien ogłosić co zamierza i nasza biedna dziennikarka Amber musi do domu wrócić z niczym.

Chwileczkę!

Amber jest przecież zdeterminowana! Nie może przegapić takiej szansy! A przecież to nie problem zakraść się do zamku, udać nową nauczycielkę księżniczki i łazić po zamku robiąc wszystkim zdjęcia, specjalnie się z tym nie kryjąc? Poważnie, musi przecież istnieć jakiś zakaz robienia zdjęć i noszenia telefonu prze sobą. Szczególnie, jeżeli jest się na końcu drabiny społecznej i stoi obok królowej. Ale nikt niczego nie widzi.

Gdzie bal i zamki, tam i obowiązkowa scena ze schodami.

Dalej mamy już typowe bingo:
1. Książę wcale nie jest zadufanym dupkiem, a bardzo wrażliwym facetem, którego brukowce wstrętnie obsmarowują.
2. Odbywa się obowiązkowa bitwa na śnieżki, w czasie której książę Richard upada na naszą Amber, patrzą sobie długo w oczy i już wiedzą, że to jest miłość.
3. Mamy obowiązkową scenę ratowania życia: heroiczny książę ratuje naszą dziennikarkę przed wilkiem. Przy okazji dostajemy lekcję ucieczki przed drapieżnikiem, czyli klapnięcie na ziemię po środku lasu i błagani o ratunek. Przecież jakiś książę musi być w pobliżu.
4. Schody. Nie mogłoby być balu, bez schodów, którymi nasza bohaterka zejdzie na dół. Oczywiście wszyscy dookoła milkną. A ona, jak ten kopciuszek, dostała suknię balową, fryzjera, makijażystkę (nie żartuję, naprawdę to dostała, brakowało zaprzyjaźnionych zwierzątek biegających dookoła).
5. No i obowiązkową demaskację, kim Amber tak naprawdę jest. Plus jeszcze jedną szokującą informację, ale tej wam już nie zdradzę. Zdradzę Wam za to, że Amber znalazła bez przeszkód najpilniej strzeżone rodzinne tajemnice.
6. Och, zapomniałabym! Tylko nasza dziennikarka odnajduje sposób na uratowanie sytuacji!

Nasza bohaterka nie zna dworskiej etykiety, biega po zamku w czerwonych trampkach, ale walca na balu tańczy, jakby całe życie nie robiła nic innego.
Czy czegoś Wam tam zabrakło? Zapewne myślicie, nie tylko o podłym kuzynie Simonie, który chce ukraść tron, ale o równie podłej lady Sophie, lubującej się w blasku fleszy i z pewnością mającej w pokoju plastikową koronę, którą nosi dla wprawy. Jak na parę, która kocha być w centrum uwagi, dziwi szybki ślub w urzędzie. Który nie miał żadnego wpływu na fabułę. Ani nie zmieniał niczego w prawach do tronu zarówno złego kuzyna, jak i naszego księcia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w scenariuszu musiał się po prostu znaleźć jakikolwiek ślub.

Na koniec postać, która mnie najbardziej urzekła. Ojciec naszej bohaterki. Którego kwestie zostały napisane przez wyszukiwanie na Pintereście motywacyjnych cytatów.

Za to w całej swojej beznadziejności, Świąteczny Książę dał mi pewną nadzieję, na lepsze jutro. Dlaczego? Bo artykuł naszej dziennikarki nie został wydrukowany w gazecie (kolejne, wielkie zaskoczenie), więc zakłada ona bloga! A krótko po tym, książę pada przed nią na kolana.

No i jak tu nie mieć nadziei? Co prawda już na Harry'ego nie mam co liczyć, ale gdzieś jeszcze musi być wolny książę, co będzie chciał mieć blogerkę za żonę? Z całym zapewnieniem, że w sumie to nie będzie musiała za bardzo sprawować królewskich obowiązków. I nie musi być szlacheckiego pochodzenia, by założyć koronę.