Venom jest pierwszym filmem Marvela, który koncentruje się
wokół postaci dalekiej od dobra. Jest zdecydowanie bardziej typem antybohatera
niż Kapitana Ameryki, czy Tony’ego Starka. Dorzucając do tego Toma Hardy’ego,
nie ma się co dziwić, że pomysł został przyjęty z wielkim entuzjazmem.
Venom nie jest jednak dobrym filmem. Nie jest także złym
filmem.
Venom to film bardzo średni. Na którym publiczność bawi się
wyśmienicie.
O co chodzi?
Główna oś fabularna filmu jest bardzo prosta. Mamy szalonego
naukowca, który wiele dobrego zrobił dla ludzkości (jak przedłużenie życia
chorym na raka), ale jego metody naukowe pozostawiają wiele do życzenia. Tak
wiele, że etyka już dawno zabrała swoje rzeczy i wyjechała na Kanary.
Zafiksowany na punkcie umierającej Ziemi, która za niedługo nie
będzie nadawać się do życia, szuka miejsca w kosmosie, gdzie moglibyśmy
zamieszkać. Znajduje nie tyle samo miejsce, co symbionty – żywe, tajemnicze
organizmy, które nie są w stanie przetrwać na Ziemi bez nosiciela.
Plan jest więc bardzo prosty i okrutny zarazem. Weźmiemy ludzi
i sprawdzimy, czy symbiont z człowiekiem może się połączyć. A jak dodamy do
tego wścibskiego dziennikarza, który włazi tam, gdzie nie trzeba, scenariusz do
filmu sam się pisze.
Mam pasożyta
Niezaprzeczalną siłą tego filmu jest Tom Hardy. Zagubienie,
jakie odgrywa na początku, z próbą walki z Venomem siedzącym w środku, przez
rozczarowanie, aż po przywiązanie do zamieszkującego go symbionta zagrał bardzo
przekonująco. Co ważne, zmodyfikowany komputerowo głos Venoma, podkłada również
Tom. Co tylko pokazuje, że Tom sam na ekranie radzi sobie doskonale i reszta
aktorów jest zbędna w jego przypadku.
Ta część scenariusza była także najlepiej dopracowana.
Rozwijana sprawnie relacja pomiędzy tą dwójką bohaterów daje bardzo dużo
satysfakcji. Venom nie jest może zły sam w sobie, ale jest zły z punktu
widzenia moralności. To, co dla niego jest obiadem, dla nas jest psem sąsiada.
Z kolei Eddie, bohater grany przez Toma, stara się być tym
dobrym. Jako dziennikarz śledczy, tropi korupcję, machloje różnych firm, czy
polityków. Gdy styka się ze złem
Venoma, może albo spróbować pozbyć się go ze swojego ciała i zabić, zostać
zabitym lub jakoś się dogadać.
Jestem zły, muhahaha
Dostaliśmy jednak kolejny film Marvela, w którym… przeciwnik
jest problemem. Ale nie dlatego, że ma niecne zamiary i trzeba go powstrzymać.
Jest problemem, bo jest źle i leniwie napisany.
Znowu.
To jest jakaś przewlekła marvelowa choroba. Pozytywnych
bohaterów umieją pisać doskonale. Antybohaterów (czyli takich, którzy stoją w
rozkroku), również. Złego do szpiku kości przeciwnika – jeszcze im się nie zdarzyło.
I niestety Venom tylko to potwierdza. O ile mamy świetnie
napisanych głównych bohaterów, tak już Carlton Drake (Riz Ahmed) oprócz tego, że jest zły, nie ma żadnych innych cech.
Próbuje być szalony – to znaczy, wszyscy dookoła mówią, że jest, ale tego
szaleństwa w nim nie widać. I nie wiem, czy to wina Riza, który nie umiał oddać
tego w swojej grze, czy scenariusza.
Przez to, niestety, nie sposób bać się czegokolwiek.
Romans? Skoro tak mówicie…
W filmie mamy także wątek romantyczny, jednak niezbyt udany. Co
prawda, napisany jest trochę inaczej niż zwykle – zamiast próby poderwania się
nawzajem i zrozumienia po entym filmie, że się jednak kochają, tutaj mamy zaręczoną
parę, która się rozstaje.
Problem, jaki mam, to ten, że zabrakło między aktorami chemii. Wierzę,
że Tom i Michelle Williams bardzo się prywatnie lubią, ale na ekranie nie ma
nic, co by wskazywało na coś więcej. A trochę szkoda, bo jednak jest to wątek
napisany zupełnie inaczej, bohaterowie mają już za sobą przeszłość, łączą ich
rzeczy i wspomnienia, których jako widzowie nie znamy – daje to bardzo duże
pole do popisu.
Dajcie podwyżkę scenarzystom!
I dajcie ją, nie dlatego, że tak dobrze piszą, ale dlatego, że
piszą bardzo leniwie i stracili zapał do pracy! Może to ich choć trochę pobudzi
do działania. Bo niestety, Venom leniwym pisaniem stoi. Tak leniwym, że w
połowie filmu uciekła mi motywacja Venoma, która jest kluczowa dla dalszych
wydarzeń – miałam wrażenie, jakby nagle wycięli 5 minut ze środka filmu.
I nawet nie chodzi o to, że fabuła jest przewidywalna – po
obejrzeniu dużej ilości filmów i seriali, większość fabuł i tropów da się
przewidzieć. Ale jednak, nad dialogami to już można popracować. Tak naprawdę,
poza dwójką głównych bohaterów, czyli Eddiem i Venomem, cała reszta nie bardzo
miała co grać i mówiła bardzo drętwe kwestie.
Venom jest filmem bardzo średnim. Podczas jego oglądania
będziecie się doskonale bawić, ale podczas opuszczania sali kinowej, dociera do
człowieka, jak bardzo nijaki ten film jest. Można zobaczyć, niekoniecznie
trzeba w kinie.
Ps. Ale scena po napisać wymiata. Można powiedzieć, że jest
najlepsza z całego filmu.