Na swojej drodze spotkałam wielu wspaniałych nauczycieli.
Spotkałam panie od
polskiego, które powiedziały mi, że umiem pisać i zachęcały do dalszej twórczości.
To między innymi dzięki nim, jestem, gdzie jestem. Piszę dalej i uwielbiam to
robić.
Spotkałam panią z
biologii, która w 45 minut potrafiła wyłożyć cały rozdział, podyktować obszerne
notatki i miała sprawiedliwy system oceniana przy odpowiedzi.
Spotkałam pana z WOSU,
który prowadził lekcje tak, że nie trzeba było w domu otwierać książek,
wystarczyło uważnie słuchać.
Spotkałam nauczycielkę
języka angielskiego, która pozbawiła mnie przekonania, że nie umiem nauczyć
się języka obcego. Muszę włożyć w jego naukę po prostu więcej pracy. To dzięki
niej dziś angielski jest dla mnie nie tylko prosty i zrozumiały, ale z własnej
woli uczę się go dalej.
Spotkałam nauczycielkę
z chemii, której jako uczennica nie lubiłam. Ale ta sama nauczycielka
przychodziła dobrowolnie o 7 rano przed lekcjami, by pomóc nam chemię zrozumieć,
dać możliwość poprawy ocen, przygotować chętnych do matury. Ta sama
nauczycielka, podwyższyła mi stopień na świadectwie końcowym, bo „zawsze byłam
na zajęciach, nawet jak totalnie niczego nie umiałam”. Pomimo że z ocen w
dzienniku wyższy stopień za nic nie wychodził.
Spotkałam nauczycielki
z fizyki, które zamiast znęcać się, że nie rozumiemy przedmiotu, rozbijały wiedzę
na dwa etapy. Jak znało się teorię, a nie umiało rozwiązać ćwiczeń, to rozumiały
starania i nie robiły problemów.
Spotkałam nauczycielkę
z historii, która opowiadała tak, że słuchałam ją z otwartą buzią.
Jestem też córką nauczycielki
przedszkolnej i widzę, jak na co dzień przeżywa życie swoich podopiecznych.
Ich dziecięce sukcesy i porażki. Jak siedzi w domu po godzinach i drukuje dla
nich nowe kolorowanki na prywatnej drukarce. Jak poświęca czas, by za każdym
razem przygotować inne przedstawienia, jak wybiera dla nich stroje, jak wraca
szczęśliwa, bo robią postępy.
Czy wszyscy nauczyciele są idealni? Nie. Mam w głowie kilku
takich, którzy zamiast uczyć, zastraszali lub nie robili nic. Ale wiele rzeczy,
na które narzekamy, nie jest winą nauczycieli.
Przeładowany program,
który wymaga przerobienia i nie zostawia miejsca na tłumaczenie, nie jest winą
nauczycieli.
Nie jest winą nauczycieli rząd, który ignoruje ich prośby, a gdy zaczyna się robić gorąco to,
zamiast próbować łagodzić sytuację, tylko ją w mediach zaognia.
Czytając komentarze,
naprawdę robi mi się smutno. Na przemian z ogromną złością. Wielu radzi, by „wygodni
nauczyciele” poszli do „normalnej pracy albo szkół prywatnych”. Tylko, co
dalej? Zastanawialiście się nad tym, co w przypadku, gdy tak zrobią? Gdy uczyć
będą tylko w szkołach, za które trzeba zapłacić czesne, a pozostali odejdą na
lepsze posady w korporacjach? Kto będzie Wasze dzieci wtedy uczył? Komu je
oddacie pod opiekę, jak macie problem zająć się nimi przez jeden dzień?
Pamiętacie, że oddajecie swoje dzieci, już od 3 roku życia pod opiekę obcych ludzi. Ludzi, którym
ufacie z racji zawodu. Ludzi, którzy nie tylko przypilnują, aby 25 rozpłakanych
trzylatków nie wsadziło sobie kredki do oka, ale nauczą jak tę kredkę trzymać. Ludzi,
którzy wyłapują talenty waszych dzieci. Którzy wyłapują, że coś z dziećmi nie
tak, z czym mają problemy. Którzy zajmują się nimi, gdy wy jesteście w pracy.
Często zapominamy również, że nauka nie polega na przesiedzeniu
na lekcji. Aby dziecko mogło się nauczyć matematyki, musi rozwiązać odpowiednią
ilość zadań. Musi powtórzyć odpowiednią ilość razy słówko z angielskiego, żeby
jego mózg je zapamiętał. Jeżeli podstawa programowa nie daje na to czasu na
lekcjach, niestety, nauczyciele nie mają innego wyboru, jak kazać nauczyć się w
domu.
Bo nauczyciel musi przygotować dzieci do bezlitosnych
egzaminów. Do wypracowań pisanych pod klucz, gdzie nie ma miejsca na inwencję twórczą
i własne przemyślenia. Sposób nauczania jest dostosowany do sposobu rozliczania
uczniów z wiedzy. A decyzja o jego wyglądzie, jest poza władzą nauczyciela wykładającego
lekcje. On ma przygotować dziecko do odgórnie narzuconych norm.
Możemy krzyczeć, że „za granicą w USA zadań domowych nie ma”,
ale pamiętajcie, że w inne dni, śmiejemy się z edukacji w USA, że nie wiedzą,
czy Europa jest państwem, czy kontynentem.
A Polsce normy nauczania bez przerwy zmieniają. Bo nasz
system edukacji nie jest usprawniany. Jest regularnie rozwalany i budowany od
nowa na kolanie. Co nowa partia, to nowe zmiany, byleby tylko zniszczyć to, co zrobili
poprzednicy. Gdy po latach gimnazja w końcu ogarnięto, całą edukację
dostosowano pod nie i zaczęły przynosić efekty, nagle gimnazjów nie ma, za to
są podwójne roczniki i panika, jak to będzie.
Strajk nauczycieli
nie jest wygodny – bo nie może być. Zorganizowany w ferie, czy w lecie,
przejdzie bez echa. Zorganizowany na początku roku szkolnego, zostanie przez
wszystkich zignorowany. Zorganizowany w okolicach świąt, zostanie przez
wszystkich zignorowany.
Tylko obecny termin mógł wywołać jakiekolwiek zamieszanie.
Jestem za
nauczycielami całym sercem.