Deanmon - czyli 10 sezon Supernatural


Zaintrygowana tym, jak zakończył się sezon 9, z nieukrywaną radością usiadłam do oglądania premierowego odcinka 10 sezonu. I mam bardzo mieszane uczucia. Ale zanim przejdziemy do meritum, na dzień dobry zboczę z tematu. Za każdym razem jak widzę Deanmon, to myślę, że Sam nie mógłby zostać demonem, bo nie mieliby takiej fajnej nazwy sezonu.

A i wpis roi się od spoilerów, ale jesteśmy kilka dni po premierze, więc podejrzewam, że wszyscy są na bieżąco. A przynajmniej większość.



Deanmon

Sam pomysł na Deana, jako demona przypadł mi do gustu, tylko po to, żeby pierwszy odcinek mnie pod tym względem rozczarował. W Deanie nie ma nic demonicznego, oprócz czarnych oczu. Jego cechy się tylko bardziej uwydatniły, ale poza tym? Zabija inne demony, tak jak zabijał, pije tak samo dużo — no dobra, może trochę więcej, w końcu demona trochę ciężej upić — wyrywa laski na jedną noc i oglądający porno na stacji benzynowej. To Dean, tyle że pozbawiony ograniczeń.

Mam nadzieję, że pod tym względem z każdym odcinkiem będzie lepiej, bo liczę na niezłą zabawę z tym wątkiem. Swoją drogą, ile Jensen musiał mieć zabawy, grając sceny karaoke, tym bardziej że głos to on ma niezły.

To, co mnie najbardziej cieszy, to obecność Crowley'a. Już dawno stał się moim ulubieńcem i jakoś mniej oglądam ten serial dla chłopaków, a dla Crowley'a coraz bardziej. Mark Sheppard potrafi ukraść każdą scenę, i po prostu nie mogę oderwać od niego oczu. A sam Crowley, który bierze pod skrzydła krnąbrnego Deana, to miód na moje fanowskie serce. Tyle czasu polował na jego duszę, a ta sama przyszła już gotowa na przyjęcia nauki. Do tego odbudowa piekła, które jest niestabilne po ostatniej walce o władzę — zapowiada się mocny i ciekawy wątek.

I dużo Crowley'a. Samo to mi wystarczy.




Sammy let me go

Oczywiście Samowi nikt nie wytłumaczył, co stało się z Deanem. Znaczy, trzymając się fabuły, po jakimś czasie, gdy w końcu udaje mu się namierzyć Crowley'a, ten łaskawie mówi mu przez telefon, że Dean nie jest opętany. Przynajmniej nie w tym znanym nam sensie. Ale Winchester, nie byłby Winchesterem, gdyby nie był przekonany, że wszystko da się naprawić i odwrócić. Skoro nawet Niebo udało się z powrotem otworzyć, to Deana z pewnością da się odczarować.

Przez cały odcinek za to zastanawiało mnie, czy ręka Sama na temblaku jest wynikiem scenariusza, czy Jared się uszkodził przed rozpoczęciem zdjęć do serialu. Ot, takie głębsze seansowe przemyślenia.

Wracając jednak do tematu, na horyzoncie pojawia się nowy łowca, żądny zemsty. Choć przyznam, że rozmowa, jaką przeprowadził z Samem, nie do końca wyjaśnia, czy jest on łowcą w rzeczywistości, czy... czymś innym. Za to na pewno Dean musiał mocno skrzywdzić jego i jego rodzinę, i tu mnie twórcy złapali. Obracam ten wątek pod każdym kątem i nie mogę wymyślić nic sensownego. Macie jakieś swoje podejrzenia?



Powrót do domu

Bramy Nieba znów stanęły otworem, więc anioły są z powrotem sprowadzane do domu. Przy czym słowo sprowadzane jest tu jak najbardziej na miejscu, bo wrócić muszą, niezależnie od tego, czy chcą, czy nie. Okazuje się, że w momencie, w którym odmawiają, traktuje się je jak zbiegów i nie waha nawet przed zabiciem, gdy stawiają zbyt duży opór.

Po wojnie anielsko-anielskiej, widać, że nasi skrzydlaci przyjaciele nie nauczyli się niczego. A jeszcze gorzej, nie zauważyli, że ich ślepe posłuszeństwo do niczego dobrego nie prowadzi. Dziwi mnie niezmiernie postawa Castiela, który przecież sam jest wolnym aniołem. Myśli samodzielnie, czasem nawet za bardzo. Powinien zrozumieć, co czują anioły, które odkryły wolną wolę i choć podobała mi się scena, w której Cass stara się wszystko rozwiązać pokojowo, do całego wątku mam bardzo mieszane uczucia. Z drugiej strony, zarówno Piekło, jak i Niebo, są rozdarte i w trakcie odbudowy. Jeżeli scenarzyści pociągną to dobrze, może to być bardzo ciekawe tło całej akcji.

Nie można pominąć także tego, że Castiel choruje. Pożyczona łaska powoli się wyczerpuje, a jego własnej na horyzoncie nie ma. Jestem ciekawa, jak rozwiąże ten problem, stanie się człowiekiem, czy postanowi ratować się cudzą łaską? Bo w to, że scenarzyści pozwolą mu umrzeć, nie uwierzę.

Pierwszy odcinek nie powalił mnie na kolana, ale jestem pełna nadziei, co do nowych wątków. Choć Supernatural jest serialem, który będę oglądać, niezależnie co pokażą. Taka karma.


Kto pamięta scenę, jak Dean zmierzył się ze swoim złym ja? Z czasem okazała się bardzo prorocza.
Lubię takie zagrania.

A jak Wasze wrażenia?