Już przy pierwszym
sezonie You miałam w duże wątpliwości, czy potrzebny jest sezon drugi. Z jednej strony potrzebny nie był, a z drugiej całkowicie
minął się z idealnym finałem.
Cóż, może on da finał, który uważam za jedyny dobry? Od premiery 2 sezonu
minęło już trochę czasu, dlatego omówienie jest ze spoilerami.
Joe jest złym człowiekiem
Jeżeli ktoś po pierwszym sezonie miał jakiekolwiek wątpliwości –
drugi sezon nie pozostawia złudzeń. Joe doskonale gra osobę, która chce się
zmienić i nawet widza przez chwilę oszukuje, by z uśmiechem wyznać, że nic w
poznaniu Love nie było przypadkowe.
Joe mocno powtarza, że chce być inny – i może faktycznie
chce. Ale działania, które podejmuje, od wybudowania więzienia, przez uwięzienia Willa, za którego się
podaje, po morderstwo gwiazdora pedofila temu przeczy. I jasne, można tu próbować
bronić Joe – to trzecie to był nieszczęśliwy wypadek!
Był? Joe naćpał i związał gościa. Może nie przyszedł z zamiarem
morderstwa, ale on nie umie inaczej rozwiązywać problemów. Ciekawy jest sam
fakt, że jak na kogoś, kto zakrywa za sobą tropy, Joe nie ma zupełnie pojęcia, co
potrzebne jest policji, by ta mogła kogoś aresztować.
Mamy także wątek biednej Delilah, zamordowanej wyjątkowo przez
Love. Joe nie dowierza, wcale nie chciał jej przecież zabić! Tylko, co by zrobił
z osobą, która wie o nim za dużo, a on postanawia spędzić życie z Love? Delilah
skończyłaby martwa prędzej czy później, innego rozwiązania nie było – Joe w każdym
razie by go nie znalazł.
Jednak mam poważne problemy z tym, jak prowadzone są jego
czyny. Bo jednak powinien się czegoś uczyć. Powinien umieć przewidywać konsekwencje,
uczyć się na błędach, które ułatwiłyby mu same morderstwa czy pozbywanie się
ciał. Joe nie uczy się niczego od pierwszego sezonu – nie umie nawet przełożyć
karty SIM do nowego telefonu, żeby móc odpisywać małe Ellie. Za to denerwuje
się ciągle, że telefon nie działa.
Joe jest złym człowiekiem?
Równocześnie serial kontynuuje tłumaczenie zachowania Joego
smutnym dzieciństwem. O ile w pierwszym sezonie dostaliśmy brutalnego i bezkompromisowego
księgarza, który zamykał na klucz bezbronnego chłopca, jak w tym idziemy
jeszcze dalej.
Mamy więc matkę, która spała za pieniądze z innymi. Ojca, który
ją regularnie bił. I w końcu samego Joego, który w wieku około 10 lat zabija
ojca.
Czy to nie za dużo? I tak, oczywiście – prawdziwe życie może być
pasmem takich nieszczęść (i często jest), ale to nie jest prawdziwe życie. To
jest serial, który w pewien sposób próbuje swojego psychopatę wybielić. Podtrzymuję
moje przekonanie z sezonu pierwszego, że nieszczęśliwe dzieciństwo Joego jest
niepotrzebne. A jego pogłębianie o tak tragiczne wątki jest bardzo nietrafionym pomysłem.
Bo naprawdę, są w społeczeństwie ludzie, którzy stają się tacy
jak Joe bez pasma nieszczęśliwych wydarzeń w dzieciństwie. I jest masa osób, które takie
dzieciństwo miały i nigdy nie stały się mordercami.
Problem z prowadzeniem trudnego dorastania do takiego
serialu trochę wykrzywia nasze spojrzenie na bohatera. Joe, jakiego znamy na co dzień, ma być przykrywką dla psychopaty i mordercy.
Mordercy, który
z zimną krwią i planem potrafi zabić drugą osobę. Zła przeszłość sprawia
jednak, że jesteśmy w stanie mu współczuć. Wręcz mamy ochotę powiedzieć: on nie
mógł być inny, to nie jego wina!
Przy serialu o stalkerze, nie jest to współczucie, jakie chcę
poczuć.
Równocześnie dostajemy stare i znane z sezonu pierwszego
zagrania. Czyli dziecko w opałach. Tym razem Ellie jest trochę starsza i trochę
bardziej zaradna. A równocześnie, na tyle naiwna, by znaleźć się w
niebezpieczeństwie. I Joe oczywiście musi ją ratować przez złym, dorosłym
mężczyzną.
I mam z tym problem. Bo o ile jeszcze mogło to zagrać w
pierwszym sezonie dość ciekawie, to już nie potrzebujemy tego wątku. Wiemy, że
Joe jest na swój sposób opiekuńczy i ma na tyle kodeksu moralnego, by nie
krzywdzić dzieci – wręcz przeciwnie. Jedynym plusem tego wątku jest to, jak
Ellie finalne widzi Joego i słusznie uważa, że zniszczył jej całe życie.
Jednak o ile oglądało się to ok, tak nie był to wątek, który
wniósłby coś nowego do charakteru Joe.
Kochana Love
W tym sezonie dostaliśmy zupełnie inną bohaterkę. O ile Beck
nie spotkała się z przychylnością widzów, bo widzowie nie lubią, gdy żeńska
bohaterka nie wie, czego chce i kim w życiu jest – tak Love jest jej zupełnym
przeciwieństwem.
Ma bardziej wyrazisty charakter i trudne przeżycie, które ją
ukształtowało, a równocześnie, z którym całkiem nieźle sobie radzi. Ma równocześnie
brata narkomana i dość specyficznych rodziców. Love jest zupełnie inna niż
Beck.
Na marginesie, Joe wydaje się nie mieć „typu” kobiety czy
charakteru. I Beck i Candance i Love są zupełnie od siebie inne. Co jest dość
nietypowe jak na stalkera.
Love jednak gra po prostu lepiej niż Joe. Sama ma na swoim
koncie morderstwo w młody wieku. I ma równie nienormalne podejście do miłości jak Joe. Wierzy, że ochroniła Forty’ego, dając mu tylko traumę na całe życie i przekonanie, że to on jest mordercą, co
wpędziło go w uzależnienia i narkotyki.
Siostrzana miłość.
Co ciekawe, widać jak bańka miłości Joego do Love pęka. Ona pokochała go za to, że mają podobną tajemnicę przed światem. On dokładnie za to przestał ją kochać. Love przestała być delikatną dziewczynką, którą należy chronić i otaczać miłością. I prawda jest taka, że gdyby Joe mógł, pewnie uciekłby od niej daleko.
Bezradna Candance
Wątek Candance rzucił dużo światła na to, co się z nią stało. I
choć w serialu przedstawiana jest trochę, jak Beck – pod kątem wywoływania
pozytywnych uczuć w widzu – tak jej historia wniosła jedną, bardzo ciekawą
rzecz.
Scena na komisariacie pięknie podkreśliła, jak bezradni
jesteśmy w kontekście przemocy wobec nas samych. Brak świadków? Dowodów?
Poprzednich zgłoszeń? Przykro mi, nic nie możemy zrobić.
Pozwól, że zamknę Cię w klatce
Gdy wyszło, że Love rozumie miłość dokładnie tak jak Joe,
ucieszyłam się. Bo oto stało przede mną idealne zakończenie serialu.
Bo nagle Joe stał się Beck. Love mordująca go przypadkiem ze
szczerej miłości i dla jego dobra, byłaby fantastycznym podsumowaniem całej tej
historii. A jak bardzo chcemy sezon trzeci, mógł się kręcić wokół Love.
Jednak ostatecznie wszystko dobrze się kończy i Joe zostaje
nagrodzony domem i ciężarną dziewczyną. Czyli ma wszystko, co chciał. I to w
dodatku w rodzinie, która zatuszuje każde przestępstwo.
I o ile na samym początku zareagowałam na finałową scenę
negatywnie – Joe podglądający sąsiadkę i informujący widza, że to TA jedyna – po
zastanowieniu się myślę, że to nie jest głupi pomysł.
Nie uważam, by sezon trzeci był potrzebny, bo serial spokojnie
mógłby być tą sceną zakończony. Bo ma ona ciekawy wydźwięk.
Joe szukający tej wielkiej miłości, szuka jej tylko w swojej
głowie. Dostał przecież wielką miłość. Love go rozumie, jest taka jak on i w
dodatku nosi jego dziecko. Joe jednak w rzeczywistości nie jest zainteresowany
takim związkiem.
Związek, w którym wszyscy wszystko wiedzą, jest nudny. Związek,
w którym Joe musi odkryć, kim jest tajemnicza dziewczyna, w którym może ją
idealizować, w którym on dla niej może być ideałem (a nie mordercą) – to jest
coś, czego Joe szuka.
Bo to nie o związek w rzeczywistości chodzi, a o adrenalinę.
Love nie jest już godna jego uczucia. Bo choć z boku wygląda na
dziewczynę idealną dla niego, nie jest już dziewczyną bez skazy. Joe był
zafascynowany obrazem, jaki sobie wymyślił i z tym obrazem chciał być. Okrutna
Love jest tak daleka od wizji, w jakiej się zakochał, jak tylko może.
Liczę jednak na to, że w 3 sezonie Joe przestanie być dzieckiem
w czepku urodzonym. I Love zrobi to, co on sam robił za każdym razem.
Zabije obiekt swoich uczuć.
Drugi sezon You z jednej strony stara się dalej eksplorować
rejony brutalnej miłości, z drugiej, za dużo wątków się powtarza. Zabrakło
chyba tylko zazdrosnej przyjaciółki głównej bohaterki. Przez to, choć serial pochłania się
praktycznie przy jednym posiedzeniu, trudno nie myśleć, że oglądamy jeszcze
raz to samo, tylko w innych dekoracjach.
Więc jeżeli scenarzyści nie dodadzą jakiś ciekawych wątków,
sezon 3 może okazać się odgrzanym po raz 3 daniem. A mało które smakuje wtedy
dobrze.