See Bloggers okiem blogera popkulturalnego

Kontynuując moją tegoroczną wycieczkę po wszelkich blogerskich konferencjach, dotarłam nad morze, do Gdyni biorąc udział w swoim pierwszym See Bloggers. I jeżeli myślałam, że będzie podobne do Blog Conference Poznań, to mocno się zdziwiłam.

No dobra, nie tak mocno, bo już po rozkładzie jazdy, widziałam spore różnice – które niestety ze względu na mój profil internetowej działalności nie zostawiły mnie w zachwycie. Gdybym pisała o kosmetykach, modzie, zajmowała się fotografią, lub gotowała – miałabym tyle warsztatów i wykładów do wyboru, że nie wiedziałabym na co się zapisać. Brak poruszanych na blogu tematów w tym zakresie, też sprawił, że nie wiedziałam na co się zapisać, ale była to niewiedza z zakresu: najwyżej będę się plątać po korytarzach.

Na szczęście sala główna, gdzie wykłady były otwarte dla każdego, obfitowała w tematy, które były na tyle ogólne, a równocześnie przydatne dla każdego blogera, że nie nudziłam się ani przez chwilę.


Ale co różni See Bloggers od Blog Conference Poznań?

Mam wrażenie, że impreza w Gdyni bardziej nastawiona jest na networking. Pomijam już spontaniczne imprezy na plaży (pozdrawiam Tomka, który zabrał gitarę i w środku nocy wytargał nas nad morze i kazał śpiewać Pocahontas), ale faktycznie organizatorzy nie kłamią mówiąc, że tu się przyjeżdża poznać ludzi. W Poznaniu więcej skorzystałam z wykładów, w Gdyni nawiązałam masę fantastycznych znajomości wśród osób blogujących dosłownie na każdy temat – co ma swoje ogromne plusy. Jak choćby ten, że Ola nie tylko zgodziła się zabrać mnie samochodem do Gdyni tam i z powrotem, ale przez dwa dni zadbała, żebym jadła doskonałe rzeczy. Jeżeli macie możliwość trzymania się z blogerami zajmującymi się recenzowaniem restauracji przytulcie się do nich mocno i nie opuszczajcie na krok.

Moim ulubionym punktem programu została prezentacja LifeTuba nt. tego, jak powinno się tworzyć treści na tej platformie. Bardzo rzadko się zdaża, by takie wystąpienie nie zamieniło się natychmiast w autopromocję firmy - a tu się tak nie stało. Szkoda tylko, że zabrakło czasu na wszystko, całość powinna trwać co najmniej dwie godziny.


YouTube tu, YouTube tam

Kontynuowałam także swoje bieganie na wszystkie możliwe wykłady związane z YouTubem. Lubię tę platformę i fascynuje mnie, jaka ona jest z punktu widzenia twórców. Pod tym kątem See Bloggers nie zawiodło i dla filmowych zapaleńców miało całą gamę zajęć, a część z nich organizowała także marka Olimpus – i po jednym z takich wykładów wcale nie zachorowałam na aparat na który mnie nie stać. To się nazywa dobry marketing.

Z kolei najsłabiej niestety wypadł panel o dojrzałych/ambitnych treściach na YouTubie. A szkoda, bo temat miał ogromny potencjał.


A przy marketingu zostając…

Blogerzy albo na marketingu wyrośli, albo z blogerów zostali marketingowcami. Pytając ludzi dookoła czym się zajmują, 3 na 5 odpowiedzi, to był marketing. Niektórzy, jak ja, z działów dużych firm, inni będący właścicielami swoich własnych agencji. Zapewne dlatego nietypowe zajęcia wywoływały duży entuzjazm i tak Łukasz, zajmujący się ubieraniem mężczyzn, powinien rozważyć nagranie się na dyktafon – ilości powtórzeń na czym polega jego zawód, jak wszystko działa zza kulis oraz najważniejsze czy da się z tego przeżyć¸ zapewne nie liczył. Ale było tego wiele.

Zachwyciła mnie także pierwsza prelekcja, Piotra Buckiego, mówiącego o tym jak pisać, jak i jak reagować na komentarze.


See blogers a popkultura

Tak bardzo, jak cała impreza mi się podobała i mam nadzieję, że będzie mi dane wrócić za rok i, że nie będę się musiała zwinąć przed zakończeniem konferencji, tak z bólem serca zauważam, że jest to kolejne miejsce, w którym blogujący o kulturze tak naprawdę nie mają swojego małego kącika.

I nie myślę tu o 5 ogromnych panelach, ale o jednym, dwóch warsztatach, na których moglibyśmy się zebrać i pogadać o tym, co na naszym poletku sprawia największe problemy. Tym bardziej, że patrząc na Facebooka widzę, że grono blogerów piszących o różnych częściach kultury – od książek po filmy – jednak tam było. A mamy naprawdę świetnych, dużych blogerów popkulturalnych, z doświadczeniem scenicznym wyniesionym z masy konwentów i z pewnością chętnie chcieliby poprowadzić taki warsztat. Taka mała sugestia dla organizatorów.

Atmosfera imprezy mnie zachwyciła i już wiem, że za rok również zgłoszę chęć udziału. Będę za to mądrzejsza o kilka rzeczy, jak zabranie nad morze jednak trochę cieplejszych ubrań, niż tylko cienkie bluzki i jedną, jedyną parę długich spodni, w ogromnie sukienek i spódnic, których i tak nie założyłam.

Ps. I muszę pochwalić oświetlenie sceny - nie spodziewałam się, że jakiekolwiek zdjęcie wykonane z telefonu będzie do użytku (z reguły w takich sytuacjach nie jest). A dzisiaj nie wiedziałam, które wybrać, bo nadawały się wszystkie. Niby mała rzecz, a jak blogera cieszy ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze