Kłamczuchy zataczają koło


Wpis zawiera spoilery z sezonu piątego.

Na Pretty Little Liars trafiłam przypadkiem dwa lata temu i od razu wpadłam po uszy. Spodziewałam się czegoś w klimacie Plotkary, a dostałam fajny, młodzieżowy serial z zagadką kryminalną w tle. Całość zaczyna się, gdy policja odnajduje ciało zaginionej Alison i potwierdza się to, co wszyscy od dawna podejrzewali. Mogłoby się wydawać, że to koniec horroru, zarówno dla rodziny, jak i przyjaciółek Ali, których drogi się rozeszły zaraz po jej zaginięciu. Spotykają się po długim czasie na pogrzebie dziewczyny, pewne, że w końcu mogą zamknąć ten tragiczny rozdział.

Kłopot w tym, że morderca Ali wcale tego nie chce. Zaraz po pogrzebie wszystkie cztery dostają takiego samego smsa, podpisanego jako tajemniczy/a A (w sumie płeć nadal jest kwestią sporną). Niewidoczny, śledzący każdy ich krok intruz, zamienia życie dziewczyn i ich bliskich w piekło. Zawsze o krok przed nimi. Znający każdy ich krok, każdą myśl. Prawie żywiący się strachem nastolatek.


Kłopot w tym, że o ile ta forma sprawdzała się przez pierwsze dwa/trzy sezony teraz zaczyna już powoli nużyć. I niestety ostatecznie nie ratuje jej nawet to, że śmierć Alison okazała się upozorowana, a w grobie leży ciało innej dziewczyny.

Choć trzeba przyznać, że na początku dzięki temu fabuła serialu znów zyskała ciekawe rozwiązania i tempo, to nie starczyło to na długo. Gdzieś z tyłu głowy miałam złudną nadzieję, że jednak to Shana naprawdę była A, choć wiązało się to też z lekkim rozczarowaniem, bo jednak liczyłam na bardziej szokujące rozwiązanie tajemniczego prześladowcy.

Ale bardziej od tego, podobała mi się myśl, że ten sezon będzie skoncentrowany na tym, jak wszyscy radzą sobie z powrotem Ali, jak ona będzie starała się wrócić na "tron" królowej szkoły, jak Kłamczuchy będą starały się znów nie stać marionetkami w jej rękach.

Fascynująco zapowiadało się obserwowanie Alison, już nie tylko we wspomnieniach, ale w codziennych czynnościach. W końcu do tej pory była niczym miejska legenda, przedstawiona jako femme fatale, niszcząca wszystkich na swojej drodze. Powodująca kłopoty, których konsekwencje zawsze uderzały w innych, ją ciągle omijając.


I gdy już wydawało się, że historia nareszcie się tak potoczy, nagle A wróciło. Zniknęło na trochę, by pojawić się z dosłownych hukiem. Tylko po co?

Po raz kolejny będziemy roztrząsać te same podejrzane osoby, bo ich krąg od pięciu sezonów prawie się nie zmienił. Znów będziemy zadawać podobne pytania, wpisywać na listę podejrzanych tych, których ostatnio z niej wykreśliliśmy. Jasne, że wszystko będzie wyglądało inaczej, bo powrót Ali jednak zmienia styl gry i jej stawkę, ale mam duże poczucie, że zataczamy koło. Może nie pójdzie ono po tych samych ścieżkach, ale ciągle w głowie będzie kołatała się myśl, że gdzieś to już było. Trochę w innej formie, w innej konfiguracji bohaterów, ale ciągle było.

powrót Alirecenzja serialu

Mam nadzieję, że jednak serial zbliża się do końca. Bo jest naprawdę fajny i szkoda by było, patrzeć na niego jak na True Blood, które śmieje się już samo z siebie. Szkoda by było dostać takie zakończenie jak w HIMYM, po którym już wiem, że nigdy do serialu nie wrócę. Szkoda by było, by koniec serialu przeszedł bez echa, jak Californication, bo widzowie znudzeni powtarzającym się formatem, po prostu przestaną go oglądać.
Szkoda by było, bo to naprawdę fajna historia.


A jak Wasze wrażenia? Oglądacie PLL?


Zdjęcia i gify pochodzą stąd.