Do zaprezentowania swojej listy poprosiła mnie Magda ze Stulecia Literatury. Początkowo miałam odpowiedzieć na Facebooku, ale w sumie, dlaczego nie tutaj?
Nie mam pojęcia, czy są to książki, które miały na mnie wpływ i zmieniły moje życie. Nie wiem, bo nie mam pojęcia, jaka bym była bez nich. Ale ponieważ, część z nich, to pozycje dość nowe, przeplatające się z tymi przeczytanymi przed laty, to myślę, że mimo wszystko jest to określenie trochę na wyrost.
Ale nie zagłębiając się w to, czy książki mogą odmienić czyjeś życie, czy nie, przejdźmy do listy tych najważniejszych książek. Albo po prostu tych, do których lubię wracać.
Saga o Wiedźminie
Odkryłam go w wieku jakiś... 13 lat? Wydaje mi się, że do gimnazjum jeszcze nie chodziłam. Podkradłam tacie, który pożyczył sobie drugi tom opowiadań od znajomego. I przepadłam. Nawet nie przeczytałam całego pierwszego opowiadania, a już byłam w księgarni po Ostatnie życzenie. Całą sagę przeczytałam w tempie ekspresowym. Najcudowniejsze było to, że rodzice nie zabraniali mi czytać Wiedźmina, ba, tata czekał, aż ja skończę i brał do czytania po mnie. Choć wiedział, że te książki mogą być dla mnie trochę za poważne, to cieszę się, że to od Wiedźmina mogłam rozpocząć swoją miłość do fantastyki. Sagę przeczytałam tyle razy, że już dawno zgubiłam rachubę, do tej pory wracam do ulubionych fragmentów.
No dobra, będąc totalnie szczerą, jeżeli jakaś książka miała na mnie wpływ, to właśnie ta. Bo przez Wiedźmina (i Władcę Pierścieni) zaczęłam pisać.
Władca Pierścieni
Choć przeczytałam całość tylko raz, dzieło Tolkiena jest dla mnie pewnego rodzaju wzorem i przestrogą. Kocham je za detale, wielkość świata i całą tę magiczną otoczkę. I nienawidzę za to, że wszyscy przeżyli. Tak się po prostu nie dzieje.
Moja pierwsza książka była wzorowana na Władcy. Miałam więc drużynę, jakiś dziwny cel i... no cóż, książka nigdy nie powstała, bo zjadło mnie tworzenia świata. Po raz pierwszy przekonałam się, jak trudna jest sztuka pisarska, szczególnie w wymyślonych realiach. I zakochałam się w tym bez pamięci.
Władca miał też wpływ na moją ocenę z ustnego polskiego na maturze. Idąc za tokiem rozumowania „jak wezmę lekturę, to zrobią ze mną, co chcą”, wzięłam książkę, którą miałam pewność, że nikt nie przeczyta. W każdym razie nie panie od polskiego. Co prawda już po zatwierdzeniu mojego tematu przez dyrekcję, tata uświadomił mi, że mogę w komisji trafić na jakiegoś fanatyka Tolkiena i będzie po mnie.
Na szczęście nie trafiłam. Przez 20 minut mówiłam o Świecie przedstawionym na podstawie Władcy Pierścieni i będąc jedynym ekspertem na sali, wybroniłam się z pytań bez problemu. Jak ktoś z was przygotowuje się do matury, macie moją radę. Nie bierzcie lektur. Nigdy.
Na szczęście nie trafiłam. Przez 20 minut mówiłam o Świecie przedstawionym na podstawie Władcy Pierścieni i będąc jedynym ekspertem na sali, wybroniłam się z pytań bez problemu. Jak ktoś z was przygotowuje się do matury, macie moją radę. Nie bierzcie lektur. Nigdy.
Harry Potter
Za Harry'ego zabrałam się z normalnym u mnie opóźnieniem. Czyli gdy wyszedł już 3 tom. Zaopatrzyłam się od razu we wszystkie trzy i zniknęłam na dobry... tydzień? Tak, moje tempo czytania tych książek było nienormalne. Pamiętam, że Zakon Feniksa zajął mi dokładnie jeden weekend.
Dorastanie z bohaterami książek jest niesamowitym doświadczeniem. Uważam, że każde pokolenie powinno mieć swojego Harry'ego. Powinno mieć możliwość niecierpliwego czekania na kolejne części, stania w kolejkach w księgarni, ba, nawet dorastania na równi z aktorami grającymi w ekranizacji.
Saga Pieśni Lodu i Ognia
Gdy już byłam święcie przekonana, że nie trafię więcej na nic tak dobrego, jak Wiedźmin, HBO wyprodukowało Grę o Tron. Nie wiem, jakim cudem nie słyszałam wcześniej o książkach, na podstawie których powstał ten serial, ale pierwszy sezon wystarczył, bym pomyślała: to jest to. Braki lekturowe nadrobiłam bardzo szybko, więc drugi sezon nie stanowił dla mnie żadnych tajemnic, a teraz niecierpliwie czekam na kolejny tom.
Cóż mogę powiedzieć, saga ma wszystko, czym można mnie kupić. Rozbudowany świat, bohaterów z krwi i kości (którzy na wojnie UMIERAJĄ, co jest bardzo ważne w moim przypadku) i wypranie z baśniowości. Bo widzicie, ja kocham fantastykę, ale lubię ją taką prawdziwą, brutalną, szarą, gdzie każdy bohater może być zarówno dobry, jak i zły. Dla mnie fantastyka ma być odbiciem naszego świata, z dodaniem elementów u nas niefunkcjonujących, takich jak magia.
W innym przypadku przeczyta mi się książki miło, ale... no cóż, stałym czytelnikiem nie będę.
Pan Lodowego Ogrodu
Sprawa dość świeża, a w kolejce czeka na mnie właśnie tom III. Jakbym opisała tę książkę? Myślę, że tak jak tacie (który na tyle się wciągnął, że sam poszedł zakupić część trzecią): nie mam wrażenia, że czytam polskiego autora. Pomimo polskich nawiązań i wstawek, nie ma on takiej... maniery, jaką ma większość polskich pisarzy fantasy. I na Zeusa, nie mówię tu, że oni piszą źle, tyle że jest coś takiego nieokreślonego, po czym bez wahania można powiedzieć, że to jest książka polskiego pisarza, a ta zagranicznego. Tu nie umiałabym tego czegoś określić.
Grzędowicz kupił mnie niebanalnym pomysłem, genialnym stylem i znowu — prawdziwością świata. Jego bohaterowie są tak prawdziwi, że aż się dziwie, że jeszcze nie weszli do mojego pokoju. Zresztą nie tak dawno recenzowałam część pierwszą.
Ps. Jak macie coś ważnego do załatwiania, nie kupujcie jej. Przerywanie czytania sprawia, że macie ochotę kogoś za to skrzywdzić, a wszystko niedotyczące książki staje się mało ważne. Wymusza także niepohamowaną chęć zakupienia kolejnych tomów, najlepiej NARAZ, niezależnie od tego ile macie pieniędzy do końca miesiąca. Wiecie, nie będziecie mieli co jeść, ale będziecie mieli co czytać.
Cykl Anielskie Zastępy
Sama sobie zrobiłam krzywdę, wymyślając, że napiszę na zaliczenie jednego z przedmiotów na studiach esej o diable w polskiej literaturze fantasy (jego lekko przerobioną wersję możecie przeczytać tutaj). To był ten moment, gdy M postanowił podrzucić mi tom opowiadań, Żarna Niebios, zaczynający cały cykl. I przepadłam.
Zakochałam się w stylu Mai Lidii Kossakowskiej, w jej bohaterach, a jej wizja Nieba i Piekła sprawiła, że nie umiem już myśleć o aniołach, jak o dobrodusznych istotach (Supernatural też miało na to wpływ, ale dużo później, gdy mój pogląd został już lekko spaczony).
Tu niestety ciągle jeszcze nie dorwałam się do tomu ostatniego, jako że wszystkie wcześniejsze miałam pożyczone. Jakoś no... nie mogę kupić ostatniej części, nie mając wcześniejszych, więc czekam na możliwość pożyczenia Zbieracza Burz II. A że okazja nadarzy się za niedługo to... nie będę wiedziała co czytać, Pana Lodowego Ogrodu, czy Zbieracza.
Zakochałam się w stylu Mai Lidii Kossakowskiej, w jej bohaterach, a jej wizja Nieba i Piekła sprawiła, że nie umiem już myśleć o aniołach, jak o dobrodusznych istotach (Supernatural też miało na to wpływ, ale dużo później, gdy mój pogląd został już lekko spaczony).
Tu niestety ciągle jeszcze nie dorwałam się do tomu ostatniego, jako że wszystkie wcześniejsze miałam pożyczone. Jakoś no... nie mogę kupić ostatniej części, nie mając wcześniejszych, więc czekam na możliwość pożyczenia Zbieracza Burz II. A że okazja nadarzy się za niedługo to... nie będę wiedziała co czytać, Pana Lodowego Ogrodu, czy Zbieracza.
Kiedy Płaczą Świerszcze
Tak, nie jest to książka fantasy! Nie będę się tu szczególnie rozpisywać, bo niedawno pojawiła się tutaj jej odświeżona recenzja, ale... No cóż, styl autora i historia, jaką przedstawił, poruszyły mnie dogłębnie (tak bardzo, że ryczałam przez całą lekturę).
Tetralogia Czterech Władców Rombu
Jeżeli chcecie przeczytać coś pokręconego, świetnie napisanego i dziejącego się w przyszłości, to... nie zastanawiajcie się ani trochę dłużej. Plusem całej sagi jest to, że tak naprawdę nie licząc ostatniej części, Meduzy: tygrysa w opałach, pierwsze trzy można czytać w losowej kolejności.
Wiem, co mówię, bo sama zaczęłam od tomu trzeciego, Charon: Smok u wrót. Minus jest taki, że... ciężko te książki GDZIEKOLWIEK dostać. Miałam to szczęście, że Charon jest moją własnością, a Lilith: wąż w trawie, oraz Meduzę znalazłam w bibliotece. Niestety nie trafiłam jeszcze na Cerbera: Wilka w owczarni i pomimo że wiem już, o co się rozchodzi cała intryga, to każda z tych części jest niezależną historią. Poluję więc na Cerbera od lat jak na razie z żadnym skutkiem.
Ale kiedyś go znajdę.
Musi gdzieś być.
Wiem, co mówię, bo sama zaczęłam od tomu trzeciego, Charon: Smok u wrót. Minus jest taki, że... ciężko te książki GDZIEKOLWIEK dostać. Miałam to szczęście, że Charon jest moją własnością, a Lilith: wąż w trawie, oraz Meduzę znalazłam w bibliotece. Niestety nie trafiłam jeszcze na Cerbera: Wilka w owczarni i pomimo że wiem już, o co się rozchodzi cała intryga, to każda z tych części jest niezależną historią. Poluję więc na Cerbera od lat jak na razie z żadnym skutkiem.
Ale kiedyś go znajdę.
Musi gdzieś być.
Igrzyska Śmierci
Tak, znowu cykl, na który trafiłam, po obejrzeniu ekranizacji pierwszej części. Bez wahania kupiłam od razu trzy tomy i... przepadłam. To, w jaki sposób Collins przedstawiła bezsensowność wojny i jej konsekwencje, bezwzględną grę polityczną i nas samych, ludzi, którzy potrzebują tak naprawdę chleba i igrzysk, przemówiło do mnie natychmiast.
Szczególnie pokochałam część ostatnią, Kosogłosa, która była bardziej psychologiczna od pozostałych. Cała historia jest tak dobra, że przymykam nawet oko na nieszczęsny trójkąt miłosny, który dla mnie był tu całkiem zbędny. Szczególnie że zakończenie trylogii jest dokładnie takie, jak być powinno (a naprawdę rzadko się to zdarza).
Szczególnie pokochałam część ostatnią, Kosogłosa, która była bardziej psychologiczna od pozostałych. Cała historia jest tak dobra, że przymykam nawet oko na nieszczęsny trójkąt miłosny, który dla mnie był tu całkiem zbędny. Szczególnie że zakończenie trylogii jest dokładnie takie, jak być powinno (a naprawdę rzadko się to zdarza).
Zdolny Uczeń
To co prawda nie książka, a opowiadanie. Był to pierwszy raz, gdy Stephen King pokazał mi, że największymi potworami są ludzie, i aby zrobić dobry horror, nie trzeba wsadzać do niego żadnego potwora, czy ducha. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek do niego wrócę, bo bardzo długo dochodziłam do siebie, po zakończeniu czytania. Jest to jedna z tych lektur, po przeczytaniu której myślisz sobie: o to w tym wszystkim chodzi. Na tym polega pisanie.
Po czym nie czytasz przez kolejne dwa tygodnie, bo psychicznie nie jesteś gotowy.
To tyle z mojej strony. Dla odmiany nie nominuję nikogo. W komentarzach napiszcie kilka tytułów ważnych dla Was (albo zostawcie linki do swoich list). Jestem ciekawa, jakie książki zrobiły na Was największe wrażenie.
Opowiadanie "Zdolny uczeń" wchodzi w skład zbioru opowiadań "Cztery pory roku" Stephena Kinga.