Nauczmy się kochać ludzi...

Patrzę na pobliskie groby i zbierający się wokół nich tłum. Zapalam znicz. Zwykły polski zwyczaj dla tych, którzy stoją nad grobami osób, których tak naprawdę nie znają. Dziadka, który odszedł, gdy byli zbyt mali, by go pamiętać. Wujka, który odszedł na długo przed ich narodzinami. Ot, spotkanie rodzinne nad zniczami.

Ale kiedyś następuje moment, w którym boimy się tego dnia. Nagle przestaje być to zwykła tradycja. Staje się dniem pełnym bólu i zadumy.

Coraz więcej nazwisk na klepsydrach jest znajomych. Tacy młodzi, świat leżał u ich stóp. Ale Śmierć nie patrzy na metryczkę. Wiek, osiągnięcia, plany i marzenia nie liczą się, gdy stajemy z nią oko w oko. Nawet silna wola walki zdaje się nie pomagać.

Boli.

Boli, gdy wiesz, że musisz żyć dalej. Nie ważne, czy dla siebie, czy dla innych. Nie ważne, czy chcesz, czy nie chcesz. Świat kręci się dalej. Do następnego roku. Gdy znów rozejrzymy się dookoła i nie zobaczymy znajomej twarzy. Tylko imię i nazwisko na nagrobku.