Tego serialu nie trzeba
nikomu przedstawiać. Nie ma chyba osoby, która nie widziałaby choć
jednego odcinka. I jest masa takich szaleńców jak ja, którzy
mogliby oglądać Przyjaciół w każdej wersji językowej i
doskonale rozumieliby co się dzieje. Tylko dlaczego wśród wielu
seriali, nie mają godnego zastępcy?
Bo przecież mamy „Jak
poznałem Waszą Matkę”, które sprawiało wrażenie, że to
jest właśnie to. Mamy „Teorię Wielkiego Podrywu”, której
część odcinków widziałam zdecydowanie zbyt wiele razy, by uznać
to za normalne. Mamy „Dwóch i Pół”, które miało świetną
ekipę i nietuzinkowy pomysł na siebie. W końcu mamy uwielbiane
przeze mnie „Dwie spłukane dziewczyny”, ale choć bawią mnie
niezmiennie, to wiem, że nie będę do nich wracać. Na pewno nie
odpowiem dziś, za tytułowe pytania, ale jest kilka rzeczy, które
przykuło moją uwagę.
Publiczność zawsze wie najlepiej
Jeżeli oglądacie filmy
zza kulis swoich ulubionych seriali, mogliście zauważyć, że większość sitcomów amerykańskich kręconych jest przy
publiczności. Aktorzy wychodzą, grają, mylą się, robią duble, a
to wszystko na oczach swoich fanów. Dzięki temu scenarzyści od
razu widzą, czy wszystko działa, tak jak założyli. Odkryłam to
kilka lat temu, oglądając zakulisowe nagranie Przyjaciół i myślę,
że w dużej części przyczyniło się to braku słabych sezonów.
Scenarzyści, reżyserzy i aktorzy po prostu słuchali publiczności.
Jak mówią na nagraniach, gdy widzowie według scenariusza mieli się
śmiać, a tego nie robili, przerywano nagranie i zmieniano scenę.
Czy to sam sposób grania, bo jak wiadomo, żart musi być dobrze
opowiedziany i czasem zmiana tonu i gestykulacji wystarczy, czy to
całą treść żartu. Ważna była reakcja publiczności.
Mam wrażenie, że od
dłuższego czasu jest to obce The Big Bang Theory. Co prawda nie ma
mnie tam, nie widzę, czy publika się śmieje, ale powodów do
śmiechu serial daje coraz mniej, a ja mam nieustające wrażenie, że
ktoś tam swoi z karteczką „laugh”, a widzowie grzecznie wydają
z siebie radosne dźwięki.
Z kolei publiczności
zdecydowanie zabrakło przy kręceniu HIMYM. O ile niczego nie można
odmówić pierwszym sezonom, tak w ostatnim naprawdę przydałaby się
im taka siedząca, milcząca publika. Najlepiej taka, która wychodzi
i buczy podczas nagrania finałowego odcinka.
Bo niestety prawda jest
taka, że niejednokrotnie to co wygląda dobrze na papierze, w
rzeczywistości wypada słabo. Twórcy Przyjaciół przez 10 lat
słuchali swoich fanów i dzięki temu nie umiem wskazać słabego
sezonu. Umiałabym wybrać mniej lubiane przeze mnie odcinki, czy
wątki, ale nie cały sezon.
A o czym to mieliśmy opowiadać?
Przeczytałam jakiś czas
temu u Zwierza (przynajmniej jestem przekonana, że pisał o tym
Zwierz), że Teoria Wielkiego Podrywu dała nam zupełnie inny
serial, niż nam obiecała. I zaczęłam się nad tym zastanawiać,
przerabiając w myślach fabuły swoich ulubionych seriali. Okazało
się, ze jest to bardzo powszechna choroba, której Friends jakoś
uniknęło. Twórcy Przyjaciół już w pierwszym odcinku powiedzieli
nam: chcemy Wam opowiedzieć o zgranej paczce
dwudziestoparolatków, z których ta dwójka na pewno się kiedyś
zejdzie. Rachel będzie miała kłopoty z odnalezieniem siebie, Rose
będzie nieszczęśliwie się zakochiwał, żenił i rozwodził, aż
w końcu zrozumie, że od dawna nie musi szukać. Monika i Chandler
już od początku mają się ku sobie, ale zrobimy to w mało
oczywisty sposób, żeby nie tylko oni byli tym zaskoczeni. Phoebe
jest dziwna, owszem, ale przecież w ten uroczy sposób. I Joe,
marzący niezmiennie o karierze aktora i nie rzucający jej w
cholerę, pomimo wielu nieudanych prób. A i najważniejsze, Phoebe i
Joe do siebie nie pasują, więc nie będą razem.
No dobrze, wiem, że tego
wszystkiego nie da się wyciągnąć po samym pierwszym odcinku. Ale
znając wszystkie ich przygody, widać, że serial jest spójny. A
Chandler i Monika naprawdę od samego początku mieli się ku sobie.
Niezależnie od tego, w którym momencie włączymy ten serial,
będzie on opowiadał ciągle obiecaną historię.
Trochę teraz wymieszam
gatunki serialowe, ale.. Pamiętacie o czym było Supernatural? O
dwójce braci polujących na potwory i szukających swojego
zaginionego ojca. Widzicie o czym jest teraz? Zwiedziliśmy już
Niebo, Piekło i Czyściec, śmierć i zmartwychwstanie bohaterów
jest już na porządku dziennym. Ba, mamy nawet polityczne wątki
zarówno i skrzydlatych przyjaciół, jak i tych mniej świętych.
Gdzie to się ma do początkowej historii? Doszło już do tego, że
serial ostatnimi czasy wrócił trochę bardziej do korzeni, bo fani
byli stęsknieni za potworem tygodnia, a zmęczeni coraz
dziwniejszymi wątkami głównymi.
Wracamy do komediowych?
Dwóch i pół, było o braciach, z których jeden nie umie utrzymać
siebie i swojego dziecka, musi więc prosić brata o pomoc. Na
ironię, ten bardziej zaradny brat jest równocześnie pijakiem i
hulaką, więc odpowiedniego domu na dorastającego dzieciaka raczej
nie zapewni. Co się podziało, z pewnością wiecie. Charlie,
grający tam praktycznie samego siebie, został wyrzucony z planu. I
w tym momencie powinien serial się zakończyć. Ale nie, dostaliśmy
Ashtona, który co prawda w swojej roli był uroczy, ale nagle twórcy
zorientowali się, że całość nie pasuje do tytułu serialu. Bo
postać Jake, syna Alana zniknęła tak naprawdę z sitcomu i zamiast
dwóch i pół, mieliśmy tylko dwóch. Scenarzyści postanowili więc
sprawić, że postać Ashtona poczuła tak mocny instynkt ojcowski,
że postanowiła z Alanem udać parę gejów, wziąć ślub i
adoptować synka. Nie mam pojęcia jak dalej potoczyły się ich
losy, bo to był moment, w którym się poddałam.
Ponadczasowość
Pisałam wcześniej, że
uwielbiam Dwie spłukane dziewczyny, ale w przyszłości raczej nie
będę do nich wracać. Co różni je od Przyjaciół? Serial o
biednych kelnerkach bazuje na żartobliwych nawiązaniach do seksu,
stereotypów, śmieje się dosłownie z każdego: małych, wysokich,
chudych, grubych, białych, czarnych, bogatych czy biednych. Kpią
się z narodowości, od amerykańskiej począwszy, poprzez koreańską,
rosyjską, czy polską. I te żarty są fajne, ale tylko za
pierwszym, ewentualnie drugim razem. Za dziesiątym nie wywołują
już uśmiechu. Inna sprawa, jak długo uda im się pociągnąć
serial oparty na takim humorze?
Mam podobne odczucia w
związki z Seksem w Wielkim Mieście. Na pewnym etapie, był serialem
który oglądałam bez przerwy. W swoim czasie pokazywał życie
wyzwolonych kobiet, ale teraz, kobiety wiedzą, że mogą żyć w ten
sposób. Im dalej od daty premiery, tym bardziej Sex w Wielkim
Mieście się dezaktualizuje, wtedy odważne zachowania, teraz są
czymś normalnym, a modne ubrania wywołują pobłażliwy uśmiech na
ustach.
Zaskakujące jest, że
nie mam tego poczucia, przy Przyjaciołach. Ich żarty, nawet
opowiedziane tysiąc razy, są tak samo zabawne. Problemy, które
przeżywają, są ciągle aktualne i wyjade się, że zawsze będą.
Wątpię, by ktoś zrobił
szybko równie dobry serial komediowy. Taki, na którym będę się
dobrze bawić przez całe 10 sezonów. Ale przyznam, że nie mogę
się doczekać.
Ps. A co wy o tym
myślicie? A może macie na swojej liście serial równie dobry?
0 Komentarze