Pretty Little Liars, czyli (prawie) wszystko wiemy i zastanawiamy się co ćpają scenarzyści

Oglądając finał PLL i rozwiązanie zagadki, kim jest A (co zresztą oficjalny profil serialu zdążył mi brzydko zaspoilerować – a kto mnie zna, wie, że nienawidzę spoilerów i morduję za nie), naprawdę, ale to naprawdę, głęboko wierzyłam, że nie będzie tak źle, jak w rozwiązaniu zaserwowanym w książce Tajemnice Ali.

Pomyliłam się.

Było dużo gorzej.

Wpis topi się we spoilerach z serialu i książki „Tajemnice Ali”. Zostaliście ostrzeżeni.

Odcinek mający rozwiązać zagadkę, na którą czekałam 3 lata (w przeciwieństwie do większości, która czekała 5), nie dość, że rozwiązał ją w sposób bardzo rozczarowujący, to w dodatku nie odpowiedział na wszystkie pytania, dając możliwość nakręcenia dalszej części. Tyle że naprawdę wystarczy. PLL powinno być skrócone co najmniej o połowę i zakończyć się na sezonie trzecim, maksymalnie czwartym. Ale zostawmy to na boku, ważne że kasa się zgadza, a aktorzy ciągle mają pracę.
Prawda?


Jak było w książce

Jak wiecie z wpisu wcześniejszego, nie mając już serca do PLL, sięgnęłam po Tajemnice Ali, żeby dowiedzieć się kim jest A i zmienić sobie perspektywę oglądania. I nie zawiodłam się, pomogło bardzo. Inną sprawą było, że książka rozwiązanie zaserwowała już na pierwszej stronie i daleko było mu do satysfakcjonującego. W literackim pierwowzorze tajemniczym A jest bliźniacza siostra Ali. Z tym, że… Ali to tak naprawdę nie Ali, a Courtney, która została oddana o Radley. Jednak, jak to na bliźniaczki przystało, dziewczyny były identyczne. Courtney wykorzystała chwilę nieuwagi rodziców i przy pierwszej sposobności podała się za Ali, wrabiając swoją siostrę w pobyt w szpitalu psychiatrycznym. I tak fałszywa Ali zaprzyjaźniła się z Emily, Arią, Spencer i Hanną, a prawdziwa Ali siedziała uwięziona za kratkami. I knuła zemstę.

Zrozumieli, czy coś powtórzyć?

Jak dziwne i wydumane to rozwiązanie nie jest, patrząc na dalsze wydarzenia, ma to jakiś sens. Prawdziwa Alison nienawidziła swojej siostry za kradzież życia, znienawidziła też jej przyjaciółki i swoją rodziną i postanowiła zmienić ich życie w piekło. Jak wiemy, zrobiła to bardzo sprawnie. Choć tą nienawiść do czterech głównych bohaterek, gdy Ali (znaczy Courtney) uznana jest za martwą, można uznać za trochę naciąganą, powiedzmy, że trzyma się to jakiejś logiki.


Jak jest w serialu

I to jest ten moment, gdy na scenę wkracza serial. Bo widzicie, scenarzyści uznali, że rozwiązanie oryginalne jest za mało pokręcone. Za proste. Nijakie. I postanowili zrobić to po swojemu.

Jeszcze na początku nic nie zwiastowało tragedii. Co prawda, zamiast siostry bliźniaczki Ali, miał być brat bliźniak Jasona (choć w sumie finalnie żaden z niego bliźniak), ale uznałam to za nawet ciekawy zabieg. Mało logiczny, bo dlaczego niby chciał się mścić na siostrze i jej koleżankach, a nie bracie, ale ciekawy. Potem, gdy pokazali domniemanego brata bliźniaka, przyklasnęłam z zadowolenia w ręce, bo aktora wybrali idealnego. Nie trzeba było mówić widzowi kim jest, podobieństwo i styl bycia mówił sam za siebie.

Tyle, że no niestety, to ciągle według scenarzystów było nie to.

Weźcie głęboki oddech, bo choć znacie to z serialu, to wierzcie mi, za którymś razem to nadal nie jest logiczne. Jeżeli jednak jakimś cudem czyta to ktoś, kto serialu nie oglądał, albo nie widział finału, niech przygotuje się na mocny face palm, bo to co opisałam wyżej, to nic. Jazda bez trzymanki zaczyna się właśnie teraz.


Alison i Jason mają brata, znaczy siostrę, uwięzioną w męskim ciele. Ojciec nie akceptował inności swojego syna, który z powodu choroby chłopcem był tylko fizycznie i wykorzystał sposobność, by odesłać go do szpitala psychiatrycznego. Ową sposobnością miało być to, że jako małe dziecko, chciał zrobić nowonarodzonej Alison kąpiel, o mało jej przy tym nie topiąc. Oczywiście, że coś takiego nie mogło przejść w rodzinie bez echa, ale żeby tak od razu zamykać małe dziecko w placówce? Ojciec Charlesa oczywiście nigdy w szpitalu nie odwiedził. Odwiedzała go za to matka, która starała się akceptować inność syna, kupując mu sukienki, takie same jak jego siostrze Ali. Z czasem Charles stał się Charlotte, zmieniając płeć, ale jej matka nigdy nie przewidywała scenariusza, w którym miałaby szpital opuścić na dobre. Charlotte jednak głupią dziewczyną nie była, uczyła się pilnie i tak dostała możliwość przepustki i uczęszczania do szkoły. Charlotte oczywiście zamiast uczęszczać na zajęcia, postanowiła z nich uciekać i zaprzyjaźnić się z rodzeństwem, które nie miało o niej pojęcia.

I tu pierwsza dziura. Dlaczego nie dziwiła się, że rodzeństwo jej nie odwiedza i o niej nie wie? Dlaczego dopiero, gdy dowiedziała się, że ojciec myśli, że Charlie naprawdę nie żyje, poczuła złość? No i… jak w szkole mogli ignorować to, że dziewczyna ze szpitala nie chodzi na zajęcia? Mówiłam, że jest coraz lepiej?


Rodzeństwu przedstawiła się jako Cece Drake, a Cece bardzo dobrze znamy, kręciła się tu i tam od początku. Z tym, że to właśnie ona miała zamordować Alison, jak się okazało, przez przypadek. Chciała ochronić swoją matkę przed Bethany, a zamiast tego, prawie zabiła swoją siostrę. Tylko, że… no właśnie. Skoro nie miała pretensji o nic do Alison, dlaczego postanowiła później ją dręczyć i niszczyć? Niby powiedziała, że była tak dobra w tę grę, tę manipulację życiem innych, że nie umiała się powstrzymać, ale nie łączy się to z niczym.

Bo głównym motorem napędowym Cece, była zemsta na dziewczynach, które odetchnęły trochę, gdy Ali zginęła. Co prawda, jakoś dziwnie zostało pominięte to, że Emily, Spencer, Aria i Hanna po zaginięciu, i domniemanej śmierci przyjaciółki, zerwały ze sobą kontakt. Zbliżyły się do siebie z powrotem dopiero, gdy Cece Mona, podszywając się pod tajemnicze A, zaczęła je prześladować. Dziwne, więc jest to, że Cece nienawidziła dziewczyn, a jeszcze dziwniejsze, że ta nienawiść nałożyła się na jej siostrę Ali. Podobnie jak można zrozumieć, dlaczego Cece chciała zabić swojego ojca, jak za nic nie pojmuję, dlaczego potrafiła też skrzywdzić Jasona.

Dodajmy do tego, że Czerwonym Płaszczem okazała się Sara. Sara, która pojawiła się dopiero w tym sezonie. Nie zostały przedstawione żadne jej motywacje, ba, wygląda na wepchaną na siłę. Nie wiemy dlaczego robiła to co robiła, dlaczego z czasem połączyła swoje siły z Cece. Skoro nikt Sary wcześniej nie znał, po co śledziła dziewczyny? Wielka, wielka luka. Załatana byle jak, bez tłumaczenia.


Ale najbardziej rozbawiła mnie końcówka, pięć lat później. Zamiast ciągnąć serial pięć lat do przodu, wymyślając jakieś kolejne niebezpieczeństwo, które ściąga dziewczyny z powrotem do rodzinnego miasta, by ochronić Ali (choć powoli zaczynam stawiać na to, że to bardzo tani chwyt, który ma przyciągnąć przed telewizory widzów, pomimo wyjaśnienia kim jest A), powinni zrobić dwa-trzy odcinki, które wyjaśniały by, kto za czym stoi. Bo powiedzmy sobie szczerze, przez jakiś czas głównym złym była Mona, potem na jej miejsce wskoczyła Cece, a w dodatku kręcił się jeszcze Czerwony Płaszcz*.

Kto odpowiedzialny był za jakie wydarzenia? Tego już nikt nigdzie nie tłumaczy. I raczej tego nie zrobi, patrząc na to ile luk fabularnych było widocznych od dawna i jak wiele stworzyło takie, a nie inne, rozwiązanie finałowe.

PLL jest typowym guilty pleasure i niczym więcej. Choć zapowiadało się dobrze i ciekawie, mając bardzo fajny klimat (swoją drogą jest to chyba jedyna rzecz, jaka utrzymała się do końca), bardzo szybko zaczęło gonić własny ogon. Bo wszystkie zagrania w pewnym momencie już były, każdy bohater był już podejrzanym, a aktorstwo też nie stoi na jakimś zaawansowanym poziomie. Tylko Troian Bellisario, grająca Spencer, potrafi coś z siebie dać i z ciekawością wypatruje ją w innych filmach i serialach. Reszta niestety w pewnym momencie gra już na zasadzie odwalenia swojej pracy, a że nie są to dziewczyny wybitnie utalentowane aktorsko, sprawia to, ze grają dużo gorzej, niż w pierwszych sezonach.

Czy wrócę na przyszły sezon? Nie wiem. Z jednej strony do tej pory oglądałam go, gdy obejrzałam już wszystko, co miałam i pasowało zapchać czymś porę obiadową. Z drugiej serial wszedł na taki stopień surrealizmu, że nie wiem, czy będzie mi się chciało tracić na niego czas.

We will see.


* Taki wniosek wyszedł podczas rozmowy z Gosiarellą, gdy zadzwoniłam do niej, załamując ręce i zastanawiając się, dlaczego ja to w sumie nadal oglądam. Czyj to był pomysł jednak nie pamiętam.