Podsumowanie 2016

Mijający właśnie rok był niesamowicie dziwnym rokiem. Z jednej strony wydarzyło się bardzo wiele rzeczy na świecie, przez które nie mogłam po nocy spać. Z drugiej, moje prywatne życie toczyło się leniwie do przodu i nie mogę na nie narzekać. Może nie było najbardziej pasjonujące i nadające się na książkę, ale zdecydowanie nie był to zły rok.

Sześć miesięcy na dwa sposoby

Ten rok podzielić mogę spokojnie na dwie części, które stykają się delikatnie w czerwcu, zupełnie jakbym planowała ten podział z kalendarzem w ręku. Pierwsza połowa roku, w której miałam nadmiar wolnego czasu, przełożyła się na duże ilości czytanych książek. I tak z radością odkryłam cudowne Archiwum Burzowego Światła oraz okropną serię Protektorat parasola, której nie poleciłabym nawet najgorszemu wrogowi. Ta część roku obfitowała także w sporą aktywność fizyczną, która tak zaskoczyła mój leniwy organizm, że w drugiej części roku postanowił praktycznie z niej zrezygnować.

Nadrobiłam także cudownego Koriolana z Tomem Hiddlestonem oraz Hamleta z Davidem Tennantem. I to są zdecydowanie najważniejsze pozycje, jakie obejrzałam w tym roku.

Bo w drugiej części roku znalazłam się na stażu, który dosłownie sam do mnie przyszedł, a obecnie zamienił się w pracę na pełen etat (z umową! Z normalną umową! Wiecie, że jeszcze takie dają?). I nagle okazało się, że nie da się już tyle czytać i oglądać. Zaskakujące, prawda? Jeszcze bardziej zaskakujące jest dla mnie to, że po raz pierwszy naprawdę lubię swoją pracę. Choć ciężko powiedzieć, czy to ze względu na to, że robię rzeczy które lubię, pracuję z fajnymi ludźmi, czy to może dosłownie nieograniczony dostęp do kawy i ekspresów, o które można się wręcz potykać. Kawa. Z ekspresu. W ilościach hurtowych. I can live with that.

Przy okazji w pracy zajawiłam się nową rzeczą, do której zupełnie nie mam talentu - co mi zaskakująco nie przeszkadza bawić się dalej. Powyższe zajęło mi 5 miesięcy nauki, przy czym, drugiej takiej rozety nie udało mi się do tej pory powtórzyć. A i tej brakuje bardzo dużo do bycia rozetą.


Pierwsze razy

Zawsze marzyłam, żeby znaleźć się choć małym palcem na festiwalu filmowym i SerialCon mi to w tym roku umożliwił, bo wszystko działo się podczas Off Camera. I choć atmosfera była przez to zdecydowanie mniej konwentowa, to naprawdę nie można narzekać, bo prelekcje były cudowne i trafiłam tylko na jedną złą. Ale jej jakość nie była zła przez brak wiedzy, a niewystarczającą znajomość języka angielskiego przez część prelegentów, którzy porwali się na prowadzenie panelu w tymże języku.

Dużo bardziej znaczącym pierwszym razem był z kolei mój pierwszy protest. Nigdy nie czułam potrzeby uczestniczenia w manifestacjach, ale tym razem ustawa antyaborcyjna spędziła mój sen z powiek i sprawiła, że razem z innymi wyszłam na ulicę w Czarnym Proteście. Na blogu zrobiło się przez chwilę politycznie co również zdarzyło się po raz pierwszy i zgaduję, że wcale nie po raz ostatni.

W ogóle, przez długie lata trzymałam się od polityki bardzo daleko. W tym roku ostrożnie się do niej zbliżyłam i staram się śledzić bieżące wydarzenia. Moim największym problemem jest brak źródeł, które naprawdę przedstawiałyby czystą informację, bez próby wtłoczenia mi od razu do głowy nie moich racji i przekonań. Brakuje mi portalu, który po prostu relacjonuje, a resztę zostawia mi samej.

Swoją drogą, zdecydowanie łatwiej mi się spało, gdy się nie interesowałam.

Kilka punktów do pracy nad sobą

Mój chaotyczny tryb pracy mocno daje mi się we znaki, co odczuwam za każdym razem, gdy dostaję po głowie. I za każdym razem dostaję słusznie. Są to mało przyjemne, ale bardzo potrzebne lekcje, których opanowanie kosztuje mnie dużo wysiłku. Ale mam nadzieję, że w końcu opanuję jak nie tracić z oczu detali zasłoniętych ogromnymi projektami.

Ten rok przypomniał mi też, że nie warto gonić za ludźmi. Nie wszystkie bliskie znajomości muszą zawsze takie zostać, a gdy przez 6 miesięcy uparcie prosi się o spotkanie i za każdym razem słyszy się wymówkę od niego, należy odpuścić. Im szybciej się to zrobi, tym lepiej. A wyrzuty sumienia są w tym momencie nie na miejscu. Chcieć przecież muszą obie strony.

Przyjemna niespodzianka

Jaką jest to, ze jest tu Was dwa razy więcej, niż było na początku roku. Na które statystyki nie spojrzę, tam Was więcej. Z entuzjazmem zareagowaliście na propozycję utworzenia grupy, jesteście powodem wymyślenia mojego ulubionego hasztagu #brytyjczyknadziendobry i piszecie najdłuższe komentarze we wszechświecie. Naprawdę, pod niektórymi wpisami są one tak długie, że można by z nich zrobić osobne posty! Dziękuję, że tu ze mną jesteście.


I wszystkiego dobrego w Nowym Roku. 

Prześlij komentarz

0 Komentarze