Nie mam w tym roku listy
postanowień, jak w zeszłym, chociaż ich spełnienie nie poszło wcale tak źle.
Mam w głowie tylko jeden punkt, którego realizacji chcę się w tym roku podjąć.
Być zadowoloną ze swojego życia.
Nie zrozumcie mnie źle – naprawdę
doceniam to co mam, a mam bardzo dużo rzeczy, szczególnie tych, których nie
można kupić. Mam ludzi którym ufam, mam za sobą szczęśliwe i beztroskie
dzieciństwo. W byciu dorosłym może nie jestem najbardziej zaradną i idealną
osobą na świecie, ale jak na łażenie po omacku i udawanie że ogarniam, idzie mi
całkiem nieźle. Całkiem dobrze udaję, że w głowie nie biega mi Doktor Who z Towarzyszami,
oraz że podczas bardzo-ważnego-spotkania nie myślę o tym, że właśnie wyszedł
nowy odcinek The Grand Tour i mam straszną ochotę go obejrzeć. I piszczę tylko
w myślach, że jak wyjdę z pracy to zasiądę do oglądania Sherlocka.
Co nie oznacza, że opanowałam się
z gadaniem o Gwiezdnych Wojnach lub o różnicach pomiędzy Top Gear a The Grand
Tour. Lepiej niech nie biorą mnie za całkowicie normalną.
Tylko że w obecnym świecie to
przecież nie może być szczyt marzeń. Stabilność nie może być tym co chcemy
osiągnąć, prawda? Trzeba mieć ekstremalne zainteresowania, robić szaloną
karierę w korporacji/mediach, być duszą towarzystwa na imprezach, wiedzieć
wszystko o wszystkim, a już na pewno mieć zdanie na każdy temat. Najlepiej
takie jak większość, ale równocześnie swoje własne, autonomiczne. Świat naciska
z każdych stron, czy tego chcemy czy nie.
W tym roku postanawiam być
zadowoloną ze swojego życia. Bez tłumaczenia dlaczego jest takie, a nie inne.
Bez przepraszania za to, że żyję w taki, a nie inny sposób. Bo moje życie ma
dać satysfakcję mi, nie całemu światu.
Chyba nigdy nie wymyśliłam sobie
tak trudnego postanowienia noworocznego.
0 Komentarze