Ruchy na szachownicy – czyli krótko o 2 pierwszych odcinkach GoT

Gra o Tron kontynuuje swoją tradycję spokojnego wprowadzania do sezonu, choć trzeba im przyznać, że odcinek drugi zakończyli z mocnym tupnięciem.

Ostatni finał, może nie sprawił, że zbieraliśmy szczęki z podłogi, bo jednak bitwa na morzu była do przewidzenia, ale już to, jak potraktowali Theona znalazło u mnie ogromną aprobatę. Miło jest wiedzieć, że scenarzyści nie zapomnieli jaką traumę przeżył i słusznie założyli, że nie powinien być psychicznie zdolny, do zmierzenia się raz jeszcze z widmem kolejnych tortur. Swoją drogą, może dać nam to ciekawe rozwiązania fabularne - jak próby zemsty Theona. Na mój gust, powinny być nieudane, bo Theon zabijający triumfalnie swojego wuja jednak nie do końca jest w klimacie serialu.

Jak wszyscy, z niecierpliwością oczekuję spotkania Jona i Dany (wszystko wskazuje na to, że to już teraz się stanie), ale mam wielką, wielką nadzieję, że nie wylądują ze sobą w łóżku. Ja wiem, że nie pierwszy i nie ostatni kazirodczy związek, a nawet byłaby to kontynuacja rodzinnej tradycji Targaryenów. Ale wszyscy tak bardzo się tego spodziewają (a część i mocno na to czeka), że brak takiego wątku byłby dużo bardziej szokujący. I tak, może Jon i Dany ładnie razem by wyglądali, rządząc Westeros, ale czy nie idziemy w kierunku nowego królestwa, a Dany nie chce odciąć się od szalonych korzeni swojej rodziny?

Nie?

Tak tylko pytałam…

Za to zaczynam się irytować tym, że Sansa nadal radośnie hasa po Winterfell. Naprawdę straciliśmy tyle postaci, a akurat ona musi żyć. I chociaż serial zrobił z niej o niebo ciekawszą postać niż książki, tak ona nadal głównie pałęta się po zamkach, patrzy w przestrzeń i totalnie rozwali wszystko, co osiągnął Jon swoim głupim przekonaniem, że musi się mścić. Pomijam już fakt, iż nagle uznała, że nauczyła się tak wiele od Cersei i patrzy na nią z coraz większym podziwem, próbując dość mało udolnie ją naśladować.

Zostając jeszcze w rodzinie Starków – czy ktoś mi wyjaśni, co dokładnie powstrzymuje Aryę przed zmienianiem się w kolejne osoby i cichym wymordowaniem Lannisterów? Ja wiem, że to się nie stanie, ale taka możliwość fabularna istnieje i nikt nie kwapi się z uzasadnieniem, co ją powstrzymuje – prócz zakończenia całej historii w dwóch odcinkach, jeżeli by z tego skorzystali.

Wracając do najpiękniejszego zamku (dlaczego nikt nie bił się o posiadłości Targaryenów?) Dany straciła właśnie swoje największe siły, które wspierały ją w Westeros i ciekawa jestem, jak dogada się z Północą. Bo Winterfell nie będzie chciało iść i atakować Lannisterów, gdy za murami jest inne zagrożenie. Plus, widzieliśmy jak kochają nową królową. Daenerys mogłaby wszystkich spalić, ale znowu, fabularnie jest to mało prawdopodobne, a Cersei ma niezłą kuszę w piwnicach. A jak słusznie przekonał ją Tyrion, nikt nie będzie chciał, by rządziła nimi królowa, która przybyła z daleka i podbiła Siedem Królestw dzikusami na koniach.

Swoją drogą, Snow i Targaryen ewidentnie dzielą geny, bo oboje przeszli do Westeros z całą armią ludzi, których miejscowi nigdy nie chcieli oglądać na swoich terenach i panicznie się ich boją.

Jeżeli ktoś głównie siedzi i czeka, to Cersei. Obserwuje swoją nowo pomalowaną podłogę, próbuje zjednać do siebie rody, ale jako jedyna nie porusza się po szachownicy i jako jedyna nigdy nie będzie. Za to zaskoczyła mnie swoimi macierzyńskimi uczuciami – tak jakby po śmierci trzeciego dziecka człowiek się już przyzwyczajał.

I tylko Jamie zastanawia się, gdzie podziała się kobieta, którą kochał.