Powiedz Cersei, chcę żeby wiedziała – czyli 3 odcinek GoT

Powiedzmy sobie szczerze: wszyscy czekaliśmy na ten odcinek od dawna.

A powrót najzabawniejszej pary: Jona i Tyriona zdecydowanie dodał mu +10 do fajności. Ale jakoś myślałam, że ich zderzenie się ze sobą Dany i Jona będzie trochę bardziej ekscytujące? Choć to, że średnio się dogadali i Jon nie padł na kolana przed Dany (a patrząc na jej urodę, aż dziw, że z miejsca nie chciał się hajtać – ja bym chciała), było zdecydowanie na plus.

Na drugi plus zasłużyło to, że ludzie nie do końca wierzą w rzeczy, które opowiada Snow. I trzeba przyznać, że nawet w oczach widzów brzmi trochę jak szaleniec, choć przecież wiemy, że nie kłamie. Sceny w których Dany i Tyrion mają spojrzenie: słuchaj wiemy co mówisz, mamy smoki, one też miały nie istnieć i proszę, jakie ładne, duże, wyrośnięte, co prawda okolicznym pasterzom zjadają owce i ci się trochę skarżą, no ale nie można mieć smoka i owiec, wszyscy to wiedzą. Ale żeby od razu armia umarłych pod murami? Daj spokój.  

A już w ogóle mam wrażenie, że Tyrion wolałby stanąć sam naprzeciw całej armii Nocnego Króla, niż naprzeciwko Cersei. Która zresztą nie jest tak głupia i zamroczona nienawiścią, jakby chciał. Wysłanie wojsk do Wysogrodu, podbijając nowy zamek i tym samym psując Tyrionowi szyki, po prostu oddając Castly Rock, które szybko będzie nie do utrzymania? I przy okazji unikając walki, która na pewno byłaby dla Lannisterów dużo bardziej uciążliwa, niż przy zdobyciu królestwa Tyrellów, które ewidentnie nie umiało się bronić.

Sami Tyrellowie, może i nie machają sprawnie mieczami, ale potrafią dokopać nawet podczas picia trucizny. Ta satysfakcja Olenny, mówiącej Jamiemu kto rozpętał piekło w jego rodzinie dosłownie wylewała się z ekranu. Podziwiam silne nerwy i opanowanie Lannistera, że nie rzucił się jednak na nią z mieczem. Ani nawet po niego nie sięgnął.

Tyrion próbuje patrzeć w przestrzeń równie smutno jak Jon, ale dużo nauki jeszcze przed nim.
Jednak tytuł Największego Dupka Siedmiu Królestw nie dostaje Cersei za mordowanie córki na oczach jej matki, a Bran. Ja wiem, że chciał udowodnić siostrze, że wie wszystko, ale mógł to zrobić na masę innych sposobów. Mówiąc np. że wie jak naprawdę zginęła ich ciotka w Orlim Gnieździe i że bynajmniej nie był to wypadek. Albo informując ją, dlaczego sept w Królewskiej Przystani nagle eksplodował. Naprawdę, mógł podać wiele informacji, razem z tą, że Arya żyje i jedzie w ich kierunku. Ale nie, najlepiej siostrze powiedzieć, że była gwałcona w piękną noc, gdy padał śnieg. Sansa jest kolejną osobą, której należą się brawa za opanowanie, bo Bran powinien dostać w twarz. Mocno. Kilka razy.

Z kolei w tym odcinku jego przeciwieństwem jest Sam (który przez wszystkie sezony, chyba nie zrobił nigdy niczego, co byłoby wątpliwe moralnie. W tym świecie. JAK?) Podziwiam jego odwagę, bo jednak Jorah nie cierpiał na katar. Swoją drogą, jak piękne jest zdanie „postępowałem według instrukcji w książce”. Czasem sukces naprawdę zależy od rzeczy, które mamy przed nosem.

Za to zastanawia mnie, jaką rolę ma jeszcze Jorah do odegrania? Bo na razie głównie wzdychał i przyznam, że nie bardzo widzę go u boku Daenerys. Dany doradców już ma, i to lepszych od niego, a i sama radzi sobie dużo lepiej. Nie potrzebuje obok siebie gościa, który wpatruje się w nią maślanymi oczami i największe zagrożenie widzi w innych mężczyznach, szczególnie tych, którzy podobają się naszej młodej królowej.


Tak na marginesie, Jon to biedny facet. Jedyne listy jakie dostaje, to są listy od kobiet, które każą mu przed sobą klękać. Jedna wymordowała mu rodzinę, a druga okazuje się być jego rodziną.

Pozostając w temacie mordowania rodzin. Nie można nie docenić pewnej finezji w planie zemsty Cersei na Żmijach. Co prawda, zamykanie matki z umierającą córką, następnie jej gnijącym ciałem aż w końcu jej kośćmi, jest pewną przesadą, ale Królowa zawsze miała skłonność do przesady. A sama scena jest fenomenalna.

Zastanawia mnie tylko jedno. Zaraz po morderczym pocałunku, Cersei pobiegła kochać się z braciszkiem. Co, jeśli na jej ustach zostało choć trochę trucizny? Zabiła by przypadkiem nie tego brata co chce. Inna sprawa, że myślę, że nie ma się co łudzić, iż po rewelacjach – surprise, surprise – że to jednak nie Tyrion jest mordercą, Cersei mu wybaczy. Przecież teraz jest on doradcą smoczej królowej.

I nadal czekam, aż Sansa będąc u władzy podejmie jakąś durną decyzję.