Spotkania po latach, czyli finał 7 sezonu Gry o Tron


I nadeszła chwila, na którą wszyscy czekaliśmy. No dobra nie prawda, nie czekaliśmy, bo wraz z finałem przyjdzie nam najprawdopodobniej czekać dwa lata na kolejne odcinki Gry o Tron, co jest smutne samo w sobie. Żaden inny serial nie jest na bieżąco komentowany z takim entuzjazmem i poczuciem humoru (oraz pretensjami o spoilery).

We wpisie, nie tylko wrażenia z odcinka, ale również kilka teorii.

Jestem jedną osób uwielbiających polityczne oblicza świata fantasy – właśnie tym Martin mnie kupił – więc finał w pełni mnie usatysfakcjonował. Nie jest tak epicki, jak zakończenie sezonu szóstego, bo napięcie przeniósł na inne osie fabularne. Równie ekscytujące.


W końcu się spotykamy

Jeszcze nie tak dawno, nie myśleliśmy, że nasze Królowe poznają się w tak pokojowych okolicznościach. Ale chyba nie było lepszego rozwiązania tej sytuacji i spotkania ich po raz pierwszy, jak właśnie rozmowy o tymczasowym rozejmie. Kolejna demonstracja sił była fascynująca. Z jednej strony mamy wszystkie wojska Smoczej Królowej, z drugiej na miejsce przybywa tylko Król Północy z orszakiem swoim i Daenerys, by zobaczyć imponujące wejście Cersei. Ona może i jest szalona, ale na Bloga, Lena Headey ma w swojej postawie i ruchach coś iście władczego. Jej wejście, spojrzenie jakie rzuciła Tyrionowi i na niema wściekłość, gdy zrozumiała, że nie ma tej, której chciała zaimponować najbardziej.

Aż w końcu przybywa Dany, której możemy zarzucić wiele z niedojrzałości i idealistycznego spojrzenia na świat, ale dziewczyna umie zrobić wrażenie. Obserwowanie Cersei, która tylko niespokojnie się poruszyła i natychmiast zamaskowała to, jak Dany jej zaimponowała oraz – bądźmy szczerzy – ciekawość, gdy smoki było jeszcze tylko słychać, dało mi dużo radości.

W ogóle to spotkanie, i większość odcinka, grało właśnie na takich mini scenach, mimice bohaterów, ich reakcjach na siebie nawzajem. Niektórzy nie wiedzieli się od lat, inni nie widzieli się nigdy. Wrogowie znajdowali się po tej samej stronie konfliktu, a przyjaciele nagle odkrywali, że są we wrogich obozach. Doskonałe przygotowanie nas pod to, co nadejdzie.

Nie mogę ominąć uroczej sceny pomiędzy Ogarem, a Brienne. Ich krótka wymiana zdań, wzajemne zapewnienia, że Arya żyje i ma się dobrze. Oraz na wymiana lekkich uśmiechów na końcu! Jak dumnych rodziców, których dziecko przerosło wszelkie oczekiwania. No i sam Ogar, jak on naturalnie dojrzał i się zmienił. Nie mam poczucia, że ze złego i ślepo posłusznego psa stał się kimś innym. Cała jego droga wiodła go naturalnie do właśnie takich zmian.

Długo czekaliśmy także na spotkanie Ogara i Góry. Sandor jeszcze nie wie, ale myślę, że niewiele zostało już z jego brata. Co nie zmienia tego, że czeka nas ich pojedynek i bardzo chcę to zobaczyć. Liczę na dobre widowisko. Może na jakiejś arenie?


Jon, ty prawdomówny idioto

Jedno, że Jon ślepo idzie w ślady swojego przybranego ojca. Drugie, że to zakochany chłopak, który na samą myśl, że miałby zranić Dany wolał wszystko zepsuć.

Na początku pomyślałam, że Daenerys go pochwali, ale to jak z Tyrionem na niego napadła, dało mi dużo satysfakcji. Co prawda, całość psuło trochę jej dziękowanie za to, co zrobił, ale widać, że dziewczyna ma jednak dość oleju w głowie.

Zastanawiająca jest sugestia twórców, zawarta w pytaniu Jona, jeżeli chodzi o możliwości zajścia w ciążę Dany. Zastanawiająca z dwóch powodów – być może Dany może zajść w ciążę, ale tylko z drugim Targaryenem lub faktycznie przepowiednia była fałszywa. Co nasuwa kolejne pytanie, jeżeli przepowiednia Dany była fałszywa, to może ciąża Cersei nie jest jednak urojona?

Trzymająca się kurczowo przepowiedni, sama swoimi czynami doprowadziła ostatnie dziecko do samobójstwa. Miała stracić trójkę i straciła, poniekąd przez swoje działania. Ale może, może przepowiednia była lipna? Zadziałał schemat: wierzę w to, więc musi się wydarzyć? Jeżeli tak, to ród Lannisterów będzie miał kontynuację.

Z jeszcze innej strony, jestem fanką teorii, że Jaime zabija swoją siostrę. Od dawna obserwuje jej szaleństwo i w końcu zrozumiał jak jest wielkie. Jego odejście i zapewne, prędzej czy później, ugięcie kolana przed Dany, musi doprowadzić do tego, że to on zabije Cersei. Nie zapominajmy, że Jaime w końcu jest Królobójcą. I jednego króla już zabił, nie dlatego, że marzył mu się tron, ale by ochronić innych przed jego szaleństwem. A historia lubi zataczać koło. No i Martin lubi ironię. Ale w tej teorii przeszkadza mi dziecko Cersei. Chyba że, biorąc pod uwagę pędzący ostatnio czas w Westeros, Cersei zdąży to dziecko urodzić.


Proszę państwa, to jest Zombie

U kogoś przeczytałam (wydaje mi się, że u Catus Geekus), że Jonowi przy prezentowaniu, jak Zombie zabić, brakowało tylko prezentacji w Power Poincie. Coś w tym jest, bo faktycznie, całość wyglądała na dobrze przećwiczoną – najpierw go rozczłonkujemy, co by się nie rzucał,  tu odetniemy rękę, żeby ją spalić, a resztę dobijemy smoczym szkłem. Powiemy jeszcze kilka słów o tysiącach będących za murem, Dany potwierdzi i spojrzymy co powie Cersei.

A tak poważniej, to moje zeszłotygodniowe obawy, że Zombie nie przeżyje podróży przez zaklęcie chroniące mur, zostały szybko i sprawnie obalone. Pozostaje pytanie – czy twórcy serialu celowo pominęli ten temat, czy o nim zapomnieli. I co zrobi z nim Martin? Bo przyznam, że nie dam sobie ręki uciąć, by w serialu było coś na ten temat mówione (choć wydaje mi się, że tak), ale w książkach obecność zaklęcia i rogu potrzebnego do jego obalenia, była bardzo mocno zaakcentowana.

Więc może być jeszcze tak, że będziemy mieć dwa różne przejścia przez mur.



Lady of Winterfell

Intryga w Winterfell była ciekawa, ale niestety źle napisana. Dialogi były… sztuczne. Na szczęście twórcy poszli w dobrą stronę i już sam finał wydarzeń zakończyli naprawdę dobrą sceną. Biedny Aidan, jak w poprzednich sezonach mógł się popisać grą aktorską, tak w tym nie miał za bardzo co robić. Trochę się poszlajał po zamku i szeptał Sansie do uszka złe pomysły, ale nic więcej. I w końcu dostał do grania coś, gdzie mógł się wykazać.

Ta nagła zmiana minki, gdy z pewnego siebie konspiratora, nagle staje się ofiarą – miałam ochotę rzucić w niego jakąś BAFTĘ i kilka innych nagród. I w końcu, to żałosne padnięcie na kolana i błaganie o życie – Baelish nigdy nie był odważny, był cwany i wykorzystywał sytuacje. Ale odwaga zdecydowanie nie była jedną z jego cech. To końcowe skomlenie o łaskę bardzo paskowało do postaci i cieszę się, że twórcy zdecydowali właśnie tak zakończyć jego losy.

Swoją drogą, mamy ciekawy podział ról – starszą siostrę, która wyrok wydaje, i młodszą, która go wykonuje. Nie poszły co prawda w dokładne ślady ojca, który uczył, że gdy wyrok się wyda, należy go samemu wykonać, ale bądźmy szczerzy, uczył tego głównie synów. Córki, jakby nie patrzeć, wyrok też wykonały same, nie zrzuciły tego obowiązku na kogokolwiek spoza rodziny, choć mogły, jako dwie niewiasty żądać wykonania wyroku od któregoś z rycerzy.

Petyr może i dałby radę Sansą manipulować, ale - o ironio - przegrał przez własną niewiedzę. Mówiąc Sansie, że ona z na lepiej Aryę od niego, nie pomylił się przecież dużo. Sugestia, że młodsza dziewczyna chciałaby zająć miejsce Sansy jako Lady of Winterfell musiało dać rudowłosej do myślenia. Przecież doskonale wiedziała, że Arya nigdy nie chciała być damą. Scena, gdy się spotykają i rozmawiają na spokojnie, gdy Sansa oddaje siostrze sztylet i w końcu, gdy idą do Brana po informacje pozostaje poza naszym polem widzenia, ale chętnie bym to przeczytała w książkach. Choć zapewne Martin użyje identycznych środków przekazu jak w serialu i nigdy tego nie zobaczymy.


Więc mnie zabij

Cersei ma talent do robienia sobie wrogów, choć do tej pory wydawało się, że Jaimemu dużo jeszcze brakuje, by naprawdę zobaczył jej szaleństwo. Okazało się, że wystarczy Zombie i Cersei, która się tym Zombie nie przejmuje.

To co mnie jednak poruszyło, to fakt, że w krótkim odstępie czasu – myślę, że można go rozłożyć na dwa/trzy dni – dwóch braci powiedziało do niej, że jak chce, to niech ich zabije. Dwóch rzuciło wyzwanie i żadnego z nich nie umiała stracić. Przy Tyrionie podejrzewałam zatrute wino, nie trzeba go długo znać, by wiedzieć, że sam sobie naleje. Swoją drogą, jego szybka decyzja, że dłużej na trzeźwo nie wytrzyma tej rozmowy, była ujmująca.

Gdy z kolei kiwnęła głową, zlecając zabójstwo Jaimego, przyznam, że zamarłam z przerażeniem. Okazało się, że Jaime jest mądrzejszy (lub szalony) i słusznie założył blef. A może wiedział, że Tyrion rzucił jej identyczne wyzwanie i mu nie sprostała.

Ciekawi mnie, co powiedział Cersei Tyrion, że zdecydowała się skłamać i udać przyjęcie warunków współpracy, ba, nawet zaoferować swoje wojska. Czy on wiedział, że kłamie? Czy postanowiła oszukać brata, żeby wyszedł na głupka przed swoją nową królową? Jeżeli skłamała za wiedzą Tyriona (a może za jego namową), oznaczałoby to, że nasz karzeł jednak jest gotów ryzykować i zdradzać dla rodziny, której przecież nienawidzi. A to stawia z kolei Dany w niebezpieczeństwie.


Już nie Jon

Na koniec sezonu oczywiście odkryto wielką tajemnicę, której wszyscy domyślili się już dawno temu, więc tak naprawdę, czekaliśmy tylko na potwierdzenie. I przyznam, że turlałam się ze śmiechu po kanapie. Bo jednak połączenie Brana, opowiadającego o pochodzeniu Jona ze scenami, gdy ten uprawia seks z jeszcze-nie-wiem-że-jesteś-moją-kuzynką, aż prosił się o właśnie taką reakcję. Jakby nie mogli tego w jakiś sposób rozdzielić.

Z drogiej strony, może to i dobrze. Związek Cersei i Jaimego był jasny od początku, łatwo więc było go potępiać. Jon i Dany są ze sobą umiejętnie swatani, nie tylko przez twórców, ale przez fanów szczególnie. Przypomnienie właśnie w takiej chwili, że są rodziną, choć wyszło jak wyszło, przynajmniej zniosło wszelki romantyzm i napięcie z tej sceny.

Prawdziwą nowością jest natomiast imię naszego już-nie-bękarta. Aegon. Jeżeli gdzieś to imię gdzieś słyszeliście, to dobrze się Wam wydaje, bo straszy brat Jona, ze wcześniejszego małżeństwa właśnie tak się nazywał i słyszeliśmy o nim kilka historii. Cóż, widocznie Rhaegar miał wyjątkową słabość do tego imienia. Lub ród Targaryenów ma pięć imion na wymianę.

Ja w przyszłym sezonie nie czekam na wojny, zombie i całą resztę. Czekam na scenę, gdy Jon dowie się kim jest. I na reakcję Daenerys, gdy okaże się, że to nie ona jest prawowitą następczynią tronu. Z drugiej strony, jeżeli mimo wszystko postanowią być razem, to co za różnica, któremu tron należy się bardziej. Jako małżonkowie, mogą władać Siedmioma Królestwami razem.

Jest jeszcze jedna, bardzo ciekawa rzecz. Bran, bez podpowiedzi Sama, gdzie szukać, nie był wstanie sprawdzić dokładnego pochodzenia Jona. Może nie przeszło mu przez myśl, że historia może wyglądać inaczej, niż go nauczyli. Z drugiej strony, jako Trójoka Wrona, powinien być takich rzeczy świadom. Znaczy to, że Bran może się wszystkiego dowiedzieć. A nie, że wszystko wie i widzi, jak ciągle powtarza.


Ktoś odzyskał jaja

Theon w końcu zdobył się na odwagę i komuś się postawił. Po dość krępującej rozmowie z Jonem, w końcu mu się coś udało. Choć przez długi czas zakładałam, że po prostu go pobiją i zostawią na tej plaży, a swoje imię będzie dalej próbował odzyskać w 8 sezonie. Ale nie. Postawił się i co ważne wygrał. I dobrze, potrzebne mu było to zwycięstwo.

I nie ukrywajmy, ten uśmieszek, gdy przeciwnik kopnął go w krocze raz i drugi – był wart wszystkiego. Chłopak zrozumiał, że jego słabości, mogą okazać się także przewagą. Kto wie, może to on, zamiast Yary, usiądzie na tronie Żelaznych Wysp.


Siup przez mur

Śmialiśmy się z Króla, że pałęta się z pozostałymi Zombie pod Murem, ale jak tylko dostał zabawkę, która może Mur zniszczyć, natychmiast to zrobił. I żarty się skończyły. Istnieje możliwość, że na to czekał – w końcu wykazał się już zdolnościami podobnymi do Brana i mógł wiedzieć, że prędzej czy później smoki do Westeros wrócą. A kto, jak nie już martwy, ma cały czas tego świata na osiągnięcie swoich celów?

Mur na mój gust runął trochę za szybko i za łatwo, a smok ziejący niebieskim czymś nie do końca kupił moje serce. Nie wiem, czego się co prawda po smoku spodziewałam, ale chyba nie był to niebieski ogień. Czy co to to jest. No i trochę zaniepokoiły mnie dziury w skrzydłach. Czy on powinien móc z nimi latać?

Za to emocje wywołał we mnie Tormud, który próbował się przed tym smokiem ratować. Co prawda, powtarzam sobie, że niby było pokazane, że udało mu się stanąć na stabilnej części muru. Ale z drugiej, później pokazano, jak wszystko zapadło się na wschodnią strażnicę. Czy naprawdę dałby radę odbiec tak daleko? I czy tak daleko były wybudowane ścieżki dla ludzi?

Mam nadzieję, że przeżyje. No i Tormund ma takie piękne marzenie, wielkich, dzikich, rudych dzieci z Brienne. Cały Internet trzyma kciuki za to marzenie.

Tym bardziej, że Jaime będzie jego konkurentem.

I to by było niestety na tyle. Musimy czekać na kolejny, ostatni już sezon Gry o Tron. A później? Później przyjdzie nam tylko porównywać różnice fabularne pomiędzy serialem, a kolejnymi książkami Martina. Jeżeli w końcu je wyda.