To ptak! Nie, to samolot! Nie, to SPOILER!


W tym tygodniu dostaliśmy nowy zwiastun Gwiezdnych Wojen. Facebook dosłownie zalany został masą podekscytowanych postów, ale przez entuzjazm przebijały się jeszcze inne głosy. Jedne z nich pytały "jak dużo zapowiedź zdradza z fabuły", a drugie krzyczały "że film został w zwiastunie zaspoilerowany!!!1111one"

Sama nie lubię spoilerów i są sytuacje, gdy reaguję na nie alergicznie — nie lubię, gdy ktoś opowiada mi żarty sytuacyjne — bo wtedy znika ten moment zaskoczenia, który powinien sprawić, że dana scena nas rozbawi oraz nie lubię, gdy ktoś zdradza mi zakończenie. Szczególnie jeżeli nie jest ono do końca oczywiste i nie jesteśmy w stanie założyć po 15 minutach: tamci się zejdą, a ten zginie.

Ale z drugiej strony strach przed spoilerami urósł aż do przesady, gdy agresywnie reagujemy na KAŻDĄ wzmiankę o fabule. I ja szanuję, gdy ktoś chce iść do kina czystą głową. Też tak zrobiłam, idąc na Przebudzenie Mocy, gdy nie chciałam wiedzieć, czy film jest dobry, czy zły — Star Wars są bliskie memu sercu i przez to zdecydowałam, że nie chcę znać nawet tyciej opinii. Ale no właśnie, nie chodziłam i nie krzyczałam po internecie, że ludzie mi spoilerują, przez pisanie, że "jest świetny!" lub "zrzynka z Nowej Nadziei!" Po prostu na tydzień, dzielący premierę od mojego seansu, wylogowałam się z każdego miejsca, w którym na pewno będą pisać i mówić o Gwiezdnych Wojnach. I sprawa załatwiona.
Ale nie martwcie się, choć o spoilerach, to bez spoilerów.
Niestety, z reguły jest tak, że czytamy to, co wyświetla się nam przed oczami i mamy pretensje do autora o zdradzenie zakończenia. I nie chodzi mi tu o sytuację, gdy w pierwszym zdaniu ktoś bez uprzedzenia pisze: Mordercą jest Jan Kociwąs. Myślę o momentach, gdy świadomie czytamy post o dziele popkultury, którego jeszcze nie widzieliśmy, a chcemy zobaczyć, równocześnie nie chcemy znać nic z fabuły, a jednak czytamy dalej.

Nie tak dawno nie starczyło mi nerwów i skomentowałam nieumiejętność czytania ze zrozumieniem spoilerowych krzykaczy. Bo niestety znaleźliśmy się w sytuacji, gdy zakładamy, że jak nie ma SPOILER ALERT, to już nic nigdy się nie pojawi. Tymczasem, jak ktoś zaczyta pisać słowami: "Co myślicie o ostatnim odcinku Gry o Tron? Bo mi się wydaje, że..." i tu następuje długa litania, wrażeń po odcinku. Dosłownie ściana tekstu. Co ważne, był to post otwierający dyskusję — a jakże — mającą być spoilerową.

Naturalną koleją rzeczy wydawałoby się natychmiastowe przerwanie czytania. Nie widziałam odcinka, nie chcę trafić na żadne informacje zdradzające fabułę. Tymczasem pod postem pojawiła się lawina komentarzy: "dzięki za spoiler"; "należy uprzedzać, jak się pisze takie rzeczy!" Naprawdę? Ostrzeżenie było w pierwszym zdaniu.

Oczywiście czym innym rządzi się świat recenzji, kiedy to w takim tekście powinny się znaleźć same opinie na temat filmu, gdy aktorskiej, czy realizacji, za to nie powinno być ani słowa o zakończeniu, czy zbyt dużego streszczania fabuły. Dlatego właśnie, w swoich tekstach ostrzegam przed spoilerami — fachowa recenzja nie powinna ich posiadać. Ja jednak nie jestem zawodowym recenzentem i często chcę skomentować bardzo konkretne rzeczy fabularne.

I tak dochodzimy do momentu, gdy albo czytamy wszystko bez refleksji i oburzamy się na brak wielkich czerwonych oznaczeń, albo dosłownie we wszystkim widzimy spoilery.
Fani Doktora właśnie mimowolnie się uśmiechnęli.
Również w zwiastunach, które trochę... spoilerowe być powinny. Bo zapowiedź ma spełnić jedną funkcję — zainteresować historią. Nie da się tego zrobić bez szczątkowych informacji o fabule. Oczywiście, są trailery, na których dzieje się wszystko i nic, bez ładu i składu, ale takie zwiastuny nie rozpalają wyobraźni.

Bo ja teraz siedzę i myślę, i marzę, by wątek pokazany w zapowiedzi Last Jedi nie był tylko zagrywką marketingową. 3 sekundy, dwa ujęcia, sprawiły, że nie mogę przestać o tym filmie myśleć. Czy zdradzają pewną koncepcję? Tak. Czy mówią, co się wydarzy? Absolutnie nie. Co więcej, mogą być po prostu celową zlepką scen i głosu z offu, zestawione ze sobą tak, by podnieść hype, wszcząć dyskusje, po czym w filmie nie będzie po tym ani śladu. Lub będzie to wątek liźnięty i szybko odrzucony — cobyśmy nie zarzucali, że nas okłamano, a równocześnie przecież wiemy, że jednak nas okłamano, obiecując coś innego.

Czy są zwiastuny opowiadające całe filmy? Jasne, że się znajdą. Ale najczęściej jest tak, że dostajemy na nich skrót pierwszych 20 minut, lub zestawienie scen, które obok siebie w filmie nie występują. Lub nie pojawiają się w nim finalnie nigdy. Poza tym twórcy nie są idiotami — nie pozwolą na pokazanie najważniejszych i najbardziej zaskakujących rzeczy w zapowiedzi, bo potem nie ściągną nas do kina z naszymi pieniędzmi. Robią za to inną rzecz — obiecują niesamowitą fabułę, której w filmie nie uświadczysz, lub wrzucają jedyne zabawne sceny, które im wyszły. Co nadal — nijak ma się do spoilerów.

Ale jeżeli chcecie uniknąć zwiastunów zdradzających bardzo dużo — zdawałoby się całą historię — to po prostu unikajcie zwiastunów długich. Wiecie, coś musieli wsadzić w te cztery minuty. Prawdopodobnie jest to spora część fabuły — w tym przypadku serialu. Choć obstawiam, że zapowiedź nie pokazuje więcej, niż 1-2 odcinki.

Weszliśmy w erę, w której oświadczenie: film był doskonały! Może zostać już odebrane jako ogromny spoiler. Bo kogoś nastawiliśmy na arcydzieło i on teraz arcydzieła oczekuje. Dochodzimy do momentu, w którym każde słowo jest tym zdradzającym i psującym zabawę. Co dziwne, dla Walczących-Ze-Spoilerami zupełnie nie gryzie się to z nałogowym czytaniem opinii innych lub oglądaniem trailerów.

Więc na koniec mała rada (która dla blogera popkulturalnego będzie trochę strzałem w kolano): jeżeli naprawdę nie chcesz niczego wiedzieć, to nic na ten temat nie czytaj. Przestań na ten czas śledzić profile na Twitterze, które mogą ci coś zaspoilerować. Od-obserwuj konta na Facebooku. I na miłość bloga, nie czytaj postów dzielących się wrażeniami, a już tym bardziej, komentarzy.

Bo albo chcesz wiedzieć, co się dzieje, albo nie. Czy film jest dobry, czy nie, możesz sprawdzić po ocenach na IMDB. Jak szukasz opinii, czy uruchamiasz zwiastun, to musisz być gotowy na dowiedzenie się czegoś więcej.

Niby logiczne, ale nie zawsze.