Cztery Gwiazdki i facepalm

 
Four Christmases jest filmem sięgającym po mało wyszukane i nużące poczucie humoru, choć nie można mu odmówić tego, że stara się mieć jakiś świąteczny przekaz i puentę. Problem jest taki, że ja tego kompletnie nie kupuję.

Historia nie jest skomplikowana. Mamy parę, graną przez Reese Witherspoon oraz Vince Vaughna. Są razem od trzech lat, a już w pierwszych scenach dowiadujemy się, że lubią udawać. Poznajemy ich w klubie, gdzie zachowują się, jakby się nie znali i Vince próbuje znaleźć sposób, by wyrwać na "jedną noc" Reese. I nic nie byłoby w tym złego - długoletni związek potrzebuje różnych trików, by utrzymać swoją temperaturę. Ale Resse nie da się poderwać miłemu facetowi. Nie, ona reaguje dopiero na dziwkę i szmatę.

Szybko okazuje się, że nasza para kłamie wszystkich i wszędzie, żyjąc w świecie idealnej iluzji i zgodności. Szczególnie jest to widoczne na święta, gdy swoim rodzinom wmawiają, że jadą szczepić dzieci w kraju trzeciego świata, gdy w rzeczywistości lecą na wakacje all inclusive. Traf chciał, że wszystkie loty są odwołane i, o zgrozo, po raz pierwszy muszą razem pojechać do swoich rodzin i je poznać.


Dlaczego, aż cztery Gwiazdki? Rodzice naszych bohaterów są rozwiedzeni, więc muszą obskoczyć każdego z osobna. OCZYWIŚCIE każda rodzina jest skrajnie inna, od agresywnych ulicznych osiłków, przez matkę hipiskę, napalone ciotki, po bardzo elegancki dom. Nasza para z każdego z tych spotkań wyniesie jakąś lekcję. W domyśle, mają się nauczyć, że warto jest być ze sobą szczerym i naprawdę się poznać.

W rzeczywistości, Reese, która ani ślubu ani dzieci mieć nie chciała, po jednym dniu spędzonym na patrzeniu na dzieci, nagle stwierdza, że ona koniecznie musi mieć tak właśnie zaplanowaną przyszłość.

A ja nie cierpię, gdy kobietom wmawia się, że będą szczęśliwe, tylko wtedy, gdy urodzą. Bo, co, jeżeli dzieci mieć nie mogą? Nie mają już prawa do szczęścia? Co, jeżeli nie chcą? Są jakimiś gorszymi ludźmi, kopiącymi bezbronne szczeniaczki po kątach? A już kompletnie się wkurzyłam, gdy Vince zostaje POCHWALONY za to, że nie chce zakładać rodziny. Po tych wszystkich senach, gdy Reese słyszała wszystkie możliwe aluzje o macierzyństwie.

Inną sprawą jest, że ja nie potrafię pojąć, jak związek tej dwójki funkcjonował. Bo wiecie, wiele można udawać i kłamać, póki się ze sobą nie mieszka, a jak jest to związek na odległość, to już mamy pełne pole do popisu. Ale oni ze sobą mieszkali. M-I-E-S-Z-K-A-L-I. Drodzy scenarzyści, chcecie mi wmówić, że przez 24 godziny na dobę nasza urocza para udawała przed sobą innych ludzi? Przez 3 lata? Nie opowiadali sobie żadnych historyjek z dzieciństwa? I mówimy o takich oczywistościach, jak to, że Vince nie wie, że jego dama boi się pająków. Możesz w ciemno strzelać dziewczynom, że się ich boją i najprawdopodobniej trafisz. Jak można nie zauważyć, że ktoś wrzeszczy na widok pająka? Taka wiedza nie wymaga nawet mieszkania ze sobą, wystarczy się spotykać raz w tygodniu. 

W filmie jest wiele obowiązkowych scen. Jak ta, z wrednymi dziećmi. Bo wredne dzieci są takie zabawne.
I może umiałabym przymknąć oko na wszystko powyżej, gdyby Cztery Gwiazdki było zabawne. Niestety humor też tu kompletnie nie gra. Jeżeli widzieliście ze cztery komedie romantyczne, gdzie żarty opierają się na dziwnych sytuacjach, które powinny być śmieszne, ale są bardziej żenujące, czy nietrafione, to jest to dokładnie ten poziom. Typ komedii, który ogląda się z grobową miną. Za to daje do myślenia, jak wytrzymały może być kabel od anteny satelitarnej i czy faktycznie utrzyma dorosłego mężczyznę.

Four Christmases jest filmem, którego fabula wyparowuje w okolicy napisów końcowych. Nie trzeba się silić, by zapomnieć o jego istnieniu, bo nie pozostawia po sobie niczego. W dodatku, pomimo że stara się by jego bohaterowie ewoluowali, to kompletnie mu to nie wchodzi. Jego przesłanie dosłownie kończy się na "zróbcie sobie dziecko, ale swoich rodzin możecie nadal nie szanować i je okłamywać".