Ja się chyba na święta robię bardziej romantyczna. Czy coś.
W każdym razie, The Spirit of Christmas nie zaskoczy Was niczym niezwykłym. Nie łamie stereotypów, a główny aktor jest wyjątkowo przystojny. Nie będę kłamać, w ubraniach z epoki wygląda fantastycznie (bez koszuli zresztą też, ale nie wiecie tego ode mnie).
I teoretycznie nie ma tutaj trójkąta miłosnego, ale jednak jest, bo nasza główna bohaterka Lilly musi wybrać między miłością a pracą. Musiecie bowiem wiedzieć, że jest wziętą prawniczką i pracę zawsze stawia na pierwszym miejscu. Niby chciałaby coś więcej, ale nigdy nie spotkała nikogo, ani niczego, co z pracą mogłoby wygrać. Gdy więc praktycznie na święta dostaje nową sprawę, zadbanie o wycenę i sprawą sprzedaż hotelu po śmierci właściciela, nie ma nic przeciwko. Jest tylko jeden szkopuł. Wszyscy wynajęci do tej pory rzeczoznawcy, albo nie podejmowali się zadania, albo uciekali z hotelu bardzo szybko. Gdyż ten jest nawiedzony. Wiem, nie spodziewaliście się tego.
Lilly w duchy oczywiście nie wierzy. Dopóki nie spotyka ducha z hotelu. I postanawia u pomóc, dzięki czemu będzie mogła w końcu zakończyć sprawę ze sprzedażą. A zagadka ducha łatwa nie jest. Wraca do świata żywych, raz w roku, na dwanaście dni poprzedzających wieczór wigilijny, a później znów staje się materią nie mogącą opuścić granic posesji.
To, co sprawia, że ten film jest uroczy, to chemia między aktorami. Przekomarzają się, śmieją, kłócą - i wszystko jest na swoim miejscu, tak bardzo świąteczne, jak tylko może być. W dodatku, prócz wątku miłosnego (właściwie dwóch, ale o tym zaraz), mamy równocześnie do rozwiązania zagadkę. Która może nie jest najbardziej skomplikowaną kryminalną zagadką wszechświata, ale jednak nadaje całości trochę inny klimat. Głównym tematem nie są przeszkody na drodze do miłości, a próba odnalezienia prawdy o przeszłości Daniela. Zauroczenie tej dwójki rodzi się dzięki temu w sposób bardziej naturalny, przez rozmowy, wspólne spędzanie czasu, czy jedzenie. Mój blogu, tam bez przerwy jedzą. Naprawdę, nie oglądajcie tego filmu, gdy jesteście głodni.
Drugi wątek miłosny, to zauroczenie pomiędzy managerem hotelu, a właścicielką pobliskiego baru. Sceny, gdy Rafferty pobiera porady miłosne od Daniela, który sam od dziesiątek lat nie poderwał żadnej kobiety (będąc żywym przez 12 dni w roku w końcu można mieć problem), są jednymi z najbardziej uroczych scen w filmie.
To, co Świątecznego Ducha wyróżnia, to brak tego złego bohatera, który stoi na drodze do szczęścia i byłby przeszkodą, którą trzeba pokonać. Nikt nikogo nie podburza, nie knuje przeciwko drugiej osobie, nawet szef wymagający od Lilly pełnego poświęcenia, koniec końców nie jest chamem i prostakiem. Myślę, że to jest ogromny plus tej produkcji - główni bohaterowie są po prostu dobrymi ludźmi. Nie są idealni, ale się starają.
To nie jest film, który zmusi Was do zastanowienia się nad życiem. Nie jest równocześnie głupią komedią romantyczną - nie ma żenujących żartów, czy surrealistycznych potknięć bohaterów (typu, bohaterka potknęła się o dywan i zniszczyła choinkę w domu przyszłej teściowej). Pomimo że The Spirit of Christmas nie zostanie z Wami na lata i nie będziecie do niego wracać co roku, to myślę, że warto dać mu szansę na te święta.
Bo to po prostu przyjemny film. A takie produkcje są najczęściej najbardziej puchate i tworzą świąteczny klimat.