Wąsy przodem! Czyli Morderstwo w Orient Ekspresie


Gdy po raz pierwszy zobaczyłam obsadę nowego filmu Branagha, zapiszczałam z ekscytacji. Bo nie dość, że sam Kenneth, to jeszcze pozostałe nazwiska obsady z najwyższej półki: utalentowani, cudowni i wszyscy w jednym filmie. Potem jęknęłam z zawodem, widząc, że znalazł się tam też Johnny Depp, ale finalnie Kenneth nie mógł mu wybrać bardziej symbolicznej roli.

Dostałam też małego ataku śmiechu na widok wąsów. Bo wąsy rządzą w tym filmie i nikt nie powinien mieć na ten temat najmniejszych wątpliwości.

Ale zanim przejdziemy do omówienia filmu, ważna uwaga - nie czytałam powieści, a także nie widziałam jej wcześniejszych ekranizacji. Morderstwo w Orient Ekspresie jest bowiem ekranizacją powieści Agathy Christie o tym samym tytule. Jest to uwaga o tyle ważne, że jeżeli szukacie porównań i analizy, jak zmieniło się spojrzenia na książkę, niestety nie jestem wstanie jej napisać.

Jednak, jeżeli jesteście ciekawi, czy całość się udała z perspektywy osoby, która historii nie zna, to dobrze trafiliście.


Herkulesa Poirota znam z innych książek Christie, więc sama postać nie była mi całkowicie obca. A w Herkulesie nie tylko ważny jest jego przenikliwy umysł, ale także wąsy, jakich nie ma nikt inny na świecie. I trzeba przyznać, że Kenneth wziął sobie to bardzo do serca. Jeżeli mielibyśmy się jakoś bardzo czepiać, to jedynie wzrostu Herkulesa, który miał być niskim belgiem, czego o Branaghu powiedzieć nie można. Ale poza tym, nie tylko wąs był wspaniały, ale ciągłe przypominanie o tym, jak Poirot kocha symetrię, jak inne są jego detektywistyczne metody, nawet odpowiedni akcent został dopilnowany. Co, na początku wywołało moją konsternację, przywykłam bowiem do nienaganne brytyjskiej wymowy aktora.

Ciężko jednak było uciec od pewnych porównań do Sherlocka, tak bardzo ostatnimi czasy wałkowanego w popkulturze. I myślę, że to mógł być jeden z powodów, które powstrzymały Branagha przed próbą unowocześnienia historii. Dostajemy bowiem bardzo klasyczny kryminał, bez próby jego nowoczesnej interpretacji, czy świeższego pokazania - i widzę to bez czytania książki. Historia idzie swoim torem tak samo, jak gdyby kręciliby ją 30 lat temu.

W dodatku, jest mocno, teatralnie przerysowana, co szczególnie widać w zakończeniu. Bardzo podniosłym i patetycznym. Ciężko powiedzieć, czy odezwały się tutaj teatralne doświadczenie i korzenie reżysera, czy koncepcja była właśnie taka, ale... nie postrzegam tego jako minus. Cała historia pociągnięta jest właśnie w taki sposób, więc albo wejdziecie w ten świat i zaproponowaną koncepcję, albo odbijecie się od niej już na początku. Dla mnie jednak takie mało nowoczesne prowadzenie narracji dobrze zgrało się z teatralizacją postaci.


Co ciekawe, sam humor kręcił się tylko wokół postaci Poirota. Pozostałe historie zostały potraktowane śmiertelnie (sic!) poważnie. A Christie zadbała, by w wagonach Orient Ekspresu wystąpił szeroki zakres osobowości. Poza naszym pedantycznym detektywem, poznajemy m.in. rosyjską księżnę i jej służącą, guwernantkę, szwedzką misjonarkę, węgierskiego dyplomatę, czy włoskiego biznesmena. Oczywiście całość kręci się wokół jeszcze większej osobliwości, jaką jest zamordowany amerykański milioner, Samuel Ratchett.

Muszę przyznać, że całe śledztwo pokazane było bardzo sprawnie - nie znając historii, nie umiałam wskazać winnego i doskonale rozumiałam, coraz większą frustrację Poirota. Tym większą, że Herkules zawsze widzący wszędzie jasno wynikające z siebie fakty, za nic nie mógł dojrzeć choć najmniejszej rysy, schematu postępowania, niczego, co jasno wskazałoby mu, kto jest winny.

Nie można pominąć tutaj aspektu zdjęć, które są absolutnie przepiękne. Kadry w ciasnych pomieszczeniach i korytarzach pomagają wczuć się w klimat zamknięcia i a ciągłe zbliżenia na twarze sprawiały, że widz razem z Poirotem stara się dojrzeć najmniejsze choćby skrzywienie podejrzanego - cokolwiek, co mogłoby wskazać, kto jest winny. Niestety większość scen spoza pociągu, jest zrobionych w CGI - i choć są one naprawdę ładne, tak film nic by nie straciłby, gdyby postanowiono nie pokazywać pociągu z zewnątrz. A kto wie, może całość by na tym zyskała?


Z jednej strony, fani książki pewnie będą się krzywić - ale tak to już jest z ekranizacjami. Z drugiej strony, ci którzy szukali świeżego spojrzenia na całą opowieść, z pewnością jej nie dostali, bo Branagh jednak nie próbował unowocześniać historii. Ale, jeżeli tak jak ja, nie znacie opowieści, albo po prostu lubicie obejrzeć coś klasycznego, a już szczególnie, lubicie zagadki kryminalne serwowane przez Agathę Christie, film powinien się Wam spodobać.

No i powiedzmy sobie szczerze, ze względu na cudowność obsady, zebraną na tak ciasnej przestrzeni, warto rzucić okiem na Morderstwo w Orient Ekspresie.