Wróćmy do czerni i bieli, czyli The Party


Czasem warto wybrać się spontanicznie na film, o którym nie wie się niczego. Ba, do momentu usłyszenia hasła "chodźmy do kina na The Party", nigdy wcześniej się o nim nie słyszało. Dzięki temu, można odnaleźć perełki.

Lub świetny film do spania, zależy jak na to spojrzeć.

The Party nie jest bowiem filmem, w którym akcja gna na przód i sprawi, że usiądziemy na krawędzi krzesła. Jest za to bardzo kameralny, przepełniony dialogami, wymianą spojrzeń i niewymuszonym, ale bardzo przemyślanym humorem. Co z jednej strony daje ogromną satysfakcję, z drugiej możliwość obserwowania, jak zmęczony po całym dniu pracy Luby powoli zasypia w kinowym fotelu.

Fabuła filmu kręci się wokół przyjęcia, które wydaje główna bohaterka, Janet, na cześć wygrania w wyborach na ministra. jej nominacji na ministra zdrowia.


To, co już na wstępie odróżnia The Party od pozostałych produkcji obecnych na wielkich ekranach, to pomysł, by całość nakręcić w czerni i bieli. Tym bardziej, że jednak jest to film współczesny i nasi bohaterowi rozmawiają przez telefony komórkowe. Nadaje to historii określony ton i klimat - zdecydowanie wydźwięk całości nie byłby taki sam, gdyby postanowiono nakręcić go w kolorze. Dzięki temu zabiegowi, jedne pomieszczenia stają się jaśniutkie, by inne skryły się w tajemniczym mroku.

Jednak największą wartością The Party są dialogi. Scenariusz napisany przez Sally Potter (która również go wyreżyserowała), każe mi błagać, by pisała ona scenariusze do każdej produkcji. Dawno nie widziałam, by dialogi były tak swobodne. Nie miało się wrażenia, że aktorzy mówią wyuczone role, wydawało się, że mówią sami od siebie. Co z pewnością jest także zasługą świetnej i utalentowanej obsady, ale powiedzmy sobie szczerze - wiele było filmów z wybitnymi aktorami, którzy nie byli wstanie zatuszować swoją grą, jak beznadziejne kwestie muszą mówić.

Tu dialogi płynęły naturalnie. I jak w prawdziwym życiu, zbaczały regularnie, schodząc z głównego tematu tak bardzo, że bohaterowie musieli się nawzajem upominać i przypominać reszcie, wokół czego toczy się problem.

Sally nie tylko sprawnie napisała rozmowy, ale sprawiła, że każda z postaci miała swój charakter, przeszłość, nawyki. I tak dostajemy mieszankę siedmiu różnych osobowości, których nie sposób ze sobą pomylić, dyskutujących zażarcie o wszystkim - od polityki, religii, po naukowe wywody i związki.

The Party powinno przypaść do gustu wszystkim, kochającym brytyjskie poczucie humoru. Im większy dramat odbywał się na ekranie, tym głośniej słychać było śmiech na sali. A już szczególnie, gdy film do dialogów, postanowił dołączyć muzykę - sprytnie wplatając ją w fabułę od samego początku, by pod koniec postawić ją na chwilę w roli głównej.

Na pewno nie jest to produkcja do obejrzenia przy popcornie. I, jak pokazało doświadczenie na żywym organizmie, niewolno go oglądać do długim i męczącym dniu.