4 lata minęły, jak jeden dzień

Tak, to jeden z TYCH wpisów. Kolejne urodziny bloga, pozwólcie mi ukradkiem obetrzeć łezkę wzruszenia, bo innego dziecka jeszcze nie mam. A to, gdyby nie byłoby internetowe, pewnie właśnie siedziałoby cicho w pokoju malując kredkami po ścianach.

Cztery lata trochę kazały mi się zastanowić po co to wszystko. Bo obecnie prowadzenie bloga, to już nie tylko klepanie tekstów, a upiększenie ich zdjęciami, by ładniej wyglądały. Prowadzenie Social Mediów, pokazywanie swojej twarzy, nazwiska, dzielenia się mniej lub bardziej życiem prywatnym. Blogowanie zmieniło się na przestrzeni ostatnich lat ogromnie i zmienia się nadal. Jeszcze nie tak dawno, nawet nie myślałabym o płaceniu Facebookowi za promocję postów. Dziś to robię, bo widzę, jak wpisy nie docierają nawet do tych, którzy regularnie się udzielają. Zaprzyjaźniam się z kamerą, próbuję wymyślić ciekawą formułę na InstaStory. Blogowanie przestało być samym blogowaniem, jest zajęciem, które czasem aż prosi się o sztab pomocników. I choć nie zawsze rozumiem, nie zawsze umiem, nie zawsze mam ochotę, to... nie wyobrażam sobie bez tego życia.

Gdyby nie to, że za tym wszystkim nadal jest tworzenie - pisanie, kręcenie filmów, czy robienie zdjęć, to blogowanie byłoby celebryctwem. I może trochę jest? Ale myli się ten, komu się wydaje, że to robota dla ekstrawertyków, którzy muszą stać na podium. Blogowanie, i w ogóle twórczość internetowa, sprzyja introwertykom bardzo mocno. Mogą robić to co kochają, nie potrzebując przy tym bezpośredniej relacji z odbiorcami.

Sama bloguję od bardzo dawna. Blogowałam na platformach, które już nie istnieją. Pamięta ktoś jeszcze myloga? I pierwsze próby promocji, poprzez wysłanie PŁATNEGO SMSA, by baner bloga mógł się wyświetlać od 24 do 48 godzin. Korzystałam. Co pisałam? Opowiadania. Zalewałam sieć swoją twórczością, od fanficków Harry'ego Pottera, po własne pomysły wielkich powieści fantasy. Żadna się oczywiście nie spełniła, bo najpierw trzeba taką skończyć. A ja miałam za dużo pomysłów na raz, za dużo na raz chciałam napisać. Jedno z opowiadań zachowało się przez te wszystkie lata. Inne niestety przepadły wraz ze śmiercią komputera. Za to pamiętam tytuł jednego z moich ulubionych: Medalion Duszy. Historia działa się równolegle do wydarzeń z piątej części HP, jeszcze przed wydaniem szóstego tomu. To, co było w niej istotne - akcja rozgrywała się w Polsce i była zgodna z kanonem. Och, miałam nawet pomysły i nazwy na wszystkie Ministerstwa Magii, charakterystyczne style walki, i całą resztę.

Opowiadania oczywiście nigdy nie ukończyłam.

Nie do końca pamiętam, co pchnęło mnie w kierunku recenzji, za to pisać je zaczęłam na studiach i koncentrowałam się tylko wokół książek. Może ktoś tu z obecnych czytał i pamięta Agatonistkę? Nie? Nie dziwię się, nie był to popularny blog. Ale zaczęłam go prowadzić tuż przed najtrudniejszym okresem w moim życiu, i jeżeli zastanowiłabym się, co dało mi blogowanie, to na pewno utrzymało mnie na powierzchni, nadawało jakiś cel i pozwoliło uciec.

Ale dość o mało przyjemnych rzeczach.

Tegoroczna konferencja Blog Conference Poznań. Gdyby ktoś, cztery lata temu, powiedział mi, że połowę z niej spędzę ze Zwierzem (który do tej pory wyznacza, jak powinno się o popkulturze pisać dobrze), to bym nie uwierzyła. Cztery lata temu, to ja czytałam cichaczem bloga Kasi, ucząc się, jak pisać ciekawe o filmach i serialach. 

Bałagan powstał w mojej głowie, gdy znudziła mi się monotonia pisania tego samego. Potrzebowałam nowego miejsca, które w założeniu będzie pozwalało mi opublikowanie dosłownie wszystkiego, co zechcę. I jak przejdziecie po wpisach, to zobaczycie, jak różne potrafią być. Od recenzji, po teksty motywacyjne, przemyślenia, popkulturalne rozważania. Bo tak, oczywiście, że kultura nadal jest w centrum tego wszystkiego - nigdy nie próbowałam od niej uciec, choć skłamałabym mówiąc, że nie miałam myśli "jak obejrzę jeszcze jeden serial pod recenzję, to się potnę". No dobra, może nie aż tak. Ale długi okres czasu cierpiałam na próbę nadążenia za każdą nowością. Aż dojrzałam do momentu, w którym czytam i oglądam to co chcę, nie przejmując się zbytnio, jak bardzo na czasie jestem.

Cztery lata blogowania otworzyły mnie także na społeczność blogową. To tu poznałam bliskie mi obecnie osoby. To tu przekonałam się, że zagadać można do każdego - od blogera, który opublikował dopiero jeden wpis, po twórców, którzy już nie tyle mają bloga, co całe doskonale prosperujące firmy. I oni wszyscy są niesamowicie przyjaźni, serdeczni, chętni zarówno do wygłupów, jak i dobrej rady.

W końcu, to blogowanie pokazało mi, że jeżeli faktycznie coś kocham robić, to nie umiem tego rzucić. Mogę być okropnie nieregularna, leniwa, bez pomysłów i wizji co dalej, ale równocześnie bez przerwy wracam i nie umiem odejść.

I blogowanie spełniło jedno z moich nieśmiałych marzeń. Jak każdy twórca, chciałam być czytana. I ku mojemu zaskoczeniu, znalazły się na tym świecie osoby, które to robią. Z którymi odbywam w komentarzach fenomenalne rozmowy, które podrzucają mi nowinki, wspierają dobrą radą i są. Choć nigdy nie spotkały mnie poza blogiem, to są tu dla mojego pisania. I to jest niezwykłe. I oni są niezwykli. I choć pewnie nie mają najmniejszego pojęcia, ile dla mnie znaczą, to jest mi smutno, że jedyną rzeczą, jaką mogę dla nich zrobić, to tylko kolejny tekst.

Cztery szalone lata za Bałaganem. Powstawał w zupełnie innym miejscu, niż teraz jestem. Zaczynała go pisać zupełnie inna Agata, niż ta, która teraz to robi. I nie mogę się doczekać, by poznać tą, która będzie go pisać za kolejne cztery lata.