Praise the Lord… ehkem… Satan! Czyli Chilling Adventures of Sabrina


Zaintrygowana siadałam do seansu Sabriny. Zwiastuny pokazywały bowiem zupełnie odmienny świat, od tego, który pamiętałam z dzieciństwa. I wsiąknęłam, przepadłam, jestem zakochana. W sumie… nie czytajcie dalej, tylko idźcie oglądać.

Pomimo że od premiery minęło już dużo czasu, spoilerów brak.


Salem nie gada i co z tego?

Zacznijmy od tego, o co burzy się największa część fanów. Salem nie mówi. Ba, nie ma go za dużo w serialu, bo aktorka okazała się uczuloną kocią sierść i gra nafaszerowana lekami. I rozumiem, że może to komuś przeszkadzać, ale mnie nie ruszyło to zupełnie.

Wtedy, gdy Salem jest potrzebny, natychmiast się pojawia, Sabrina prowadzi z nim jednostronne rozmowy, kto wie, może kiedyś usłyszymy jego głos. Jednak, moim zdaniem serial nie tylko nie traci nic z tego powodu, ale wręcz zyskuje, bo mówiący Salem za nic nie pasuje mi do całej koncepcji.


Witajcie w świecie mroku

Chilling Adventures of Sabrina nie ma nic wspólnego z ciepłą komedią znaną wszystkim z lat 90. Równocześnie, nie jest ani kontynuacją, ani nową wersją tamtego serialu. CHAOS (prawda, że nazwa serialu ma ładny skrót?) jest ekranizacją komiksu o tym samym tytule, wychodzącym w ramach serii Archie Comics. Co nie pozostaje bez znaczenia także dla serialu Riverdale, ponieważ oba są dokładnie z tego samego uniwersum.

Jestem z Riverdale do tyłu, ale Internet donosi, że oba seriale są także w takiej same linii czasowej, bo trzecio/czwarto planowe wydarzenia z okolicy się w obu serialach pokrywają. Może to też tłumaczy całe dziwne szaleństwo w jakie Riverdale coraz bardziej brnie.

Serial jest mroczny, zarówno w sposobie kręcenia, gdzie przeważają stonowane kolory, w których wybija się czerwień, ale także w tematyce, jaką porusza. Sabrina ze swoimi ciotkami należą do kościoła Szatana, a wraz ze swoimi 16-tymi urodzinami, młoda czarownica ma wpisać się do księgi, by oddać swoją duszę, w zamian za nieskończoną potęgę.

Nawet znając ogólną tematykę, zdziwiłam się jak brutalne sceny, czy nawiązania Sabrina porusza, choć z drugiej strony, bez tego serial dużo by stracił. Od początku wiadomo, że magia wiedźm oraz czarnoksiężników jest mroczna i nie tyle ociera się o śmierć, ale z niej czerpie.


Charyzmatyczni i nudni

Fabuła kręci się wokół Sabriny, która jest na rozdrożu dwóch światów. Tak jak w znanej wersji różowego serialu z lat 90, Sabrina jest pół wiedźmą, pół człowiekiem, wychowuje się z ciotkami i żyje pomiędzy dwoma światami.


Niestety, zwykli ludzcy przyjaciele Sabriny są bardzo nijacy i nudni. Ukochany naszej wiedźmy, Harvey (Ross Lynch), nie przejawia żadnego charakteru, choć może to też wina tego, że w sumie nie bardzo ma co ta robić. Być może zmieni się to w drugim sezonie, choć na razie wszystko wskazuje na to, że nadal będzie się plątał bez celu. Z tą różnicą, że ze smutną miną. Widać każdy serial potrzebuje smutnego bohatera wpatrzonego w przestrzeń.


Susie (Lachlan Watson) z kolei jest postacią, która pokazuje ciekawy problem społecznej nie akceptacji – dziewczyna ma krótkie włosy, według otoczenia nie ubiera się wystarczająco kobieco, przez co rówieśnicy nie umieją wsadzić jej w konkretne ramy. A to prowadzi do wyzwisk, ośmieszania, a nawet molestowania seksualnego. Serial próbuje pokazać, jak dużym jest to dla niej problemem, tym bardziej że Susie sama nie do końca wie, jak się określić i czy w ogóle chce się dać wpisać w jakieś społeczne ramy.

Równocześnie, sam problem jest gdzieś z tyłu i nie wybrzmiewa wystarczająco mocno. Jednak to dopiero pierwszy sezon, pozostaje mieć nadzieję, że scenarzyści nie porzucą tego wątku. Sama postać Susie, choć porusza istotne kwestie, trochę znika w całym tym zamieszaniu. Końcówka sezonu daje jednak pewne wskazówki, że jej wątek może się ciekawie rozwinąć.

Rosalind (Jaz Sinclair) jest z kolei jedną z postaci, które starają się walczyć z ograniczeniami i dyskryminacją zarówno w imieniu Susie, jak i samych ograniczeń, jakie narzuca im szkoła. Równocześnie, cierpi na chorobę, która może jej odebrać wszystko, co kocha. Ona także może mieć coś do powiedzenia w przyszłości, z tym że…

Cała ta trójka bohaterów, nawet dziewczyny, które teoretycznie mają ciekawe możliwości, giną w porównaniu z bohaterami magicznymi. Są jak nijakie tło. Trudno powiedzieć, czy jest to zabieg celowy – świat magiczny ma być dużo bardziej pociągający – czy scenarzyści tak bardzo skoncentrowali się na postaciach z wiedźm i czarnoksiężników, że zabrakło im dobrych pomysłów na zwykłych ludzi.

Bo część magiczna obsady nie zawodzi.


Ciotki dobrane są perfekcyjnie. Hilda (Lucy Davis) wprowadza trochę punktu komediowego, równocześnie będąc tą, która lepiej rozumie Sabrinę. Wraz z rozwojem sytuacji, sama zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem, rozważając, czy oddanie się w pełni Szatanowi – co było dla niej naturalnym wyborem – faktycznie było dobrym posunięciem.

Zelda (Miranda Otto) to ta o niezachwianej wierze. Może nawet trochę dewotka w wersji dark. Z jednej strony, za nic nie rozumie dylematów Sabriny, z drugiej, nastawi dla niej własny kark, jak zajdzie taka potrzeba. Ale jej miłość jest często szorstka i objawia się jako próba usadzenia bratanicy tam, gdzie jej miejsce.

Zestawione ze sobą, stanowią świetną, komiczną parę. Ich światopogląd jest tak różny, nawet względem siebie samych, a gra aktorska doskonała, że mogłabym oglądać serial poświęcony tylko ich perypetiom.


Kolejną ciekawą osobistością z rodziny Spellmanów, jest Ambrose (Chance Perdomo), zamknięty w areszcie domowym i kolejny punkt komiczny serialu. To on rzuci żartem dla rozładowania sytuacji i to on jest domowym powiernikiem problemów Sabriny. To również on wprowadza wątek homoseksualizmu do serialu, co ciekawe – wiedźmy są otwarte na wszelkie miłosne wybory, więc orientacja seksualna Ambrose nie jest w CHAOSie traktowana jako temat tabu, czy coś wstydliwego.


A jestem dopiero w połowie wyliczania, bo przecież nie mogę pominąć najwyższego kapłana wspólnoty, ojca Faustusa Blackwooda. Grający go Richard Coyle musi mieć niesamowity ubaw. Faustus jest z jednej strony totalnie nakierowany na władzę, z drugiej sztywny i przerażający, z jeszcze innej, totalnie przerażony myślą, że jakakolwiek kobieta mogłaby namieszać w odwiecznym porządku męskiego panowania.


Genialna w swojej roli jest Michelle Gomez, jako Mary. Mary jest czymś złym, czymś, co bardzo chce namieszać w świecie Sabriny. A samą Sabrinę zmanipulować tak, by zdecydowała się oddać Szatanowi (nie jest to spoiler, od pierwszych minut serialu jasno jest to powiedziane). To, z jaką gracją Michelle weszła w rolę i jak wiele wnosi do serialu, ciężko nawet opisać. Jej postać stoi w totalnej opozycji do Faustusa, ciągle go napomina, by nie lekceważył kobiet i wręcz wyśmiewa jego metody działania.


Oczywiście, ludzki chłopak Harvey, musi mieć przewagę w czarnoksiężniku, Gavin (Darren Mann). Bo, pomimo że Sabrina może typową teendramą nie jest, tak trójkąt miłosny nikomu nie zaszkodzi. Przyznam tylko, że… nie widzę tutaj żadnego problemu, bo choć Gavin może jeszcze nie ma za dużo do grania, to i tak jest ciekawszy, bardziej interesujący i przynajmniej rozumiejący zasady. Plus, Sabrina wybitnie do niego pasuje.


Na koniec zostały nam trzy upiorne siostry, Agatha (Adeline Rudolph), Dorcas (Abigail F. Cowen) oraz najważniejsza Prudence (Tati Gabrielle). Jeżeli Sabrina w swojej zwykłej szkole nie ma nikogo, kto by ją gnębił, tak w uczelni dla wiedźm, ta trójka dokładnie odgrywa taką rolę. Przyznam, że dla mnie są wyrwane jak z koszmaru sennego o szkolnych prześladowczyniach.

Ale po co ja Wam opisałam praktycznie każdego z bohaterów z osobna? Spójrzcie jeszcze raz na listę. Zdecydowana przewaga kobiet, prawda? No właśnie.


Uwaga! Feminizm!

CHAOS nie ucieka od wątków feministycznych, wręcz przeciwnie. Cała relacja Mary i Faustusa opiera się na jej niezgodzie, przeciwko męskiej butności i zbytniej pewności siebie, przekonaniu, że tylko mężczyźni są nieomylni. Ostatni odcinek oraz czyn Zeldy, dobitnie podkreśla, jak męski to świat.

Doskonałym pomysłem, było przedstawienie kościoła satanistycznego, jako odbicie tego, co znamy na co dzień – bo w sumie trochę tak jest. Nazewnictwo i określenia, jak nieświęta msza, czy wypowiadane z ulgą praise Satan (zamiast praise the Lord), dodaje serialowi komediowości, bo nie brzmi to dla nikogo naturalnie (poza satanistami, rzecz jasna).

Ale pomijając dozę humoru, jaką te powiedzonka wnoszą, serial pokazuje doskonałe odbicie, jak w takich ośrodkach – trwających od wieków, ze swoimi tradycyjnymi obrzędami – traktowane są kobiety. To one mają się poświęcać na ołtarzach, ale nie mogą pełnić żadnej znaczącej funkcji. Są zależne od decyzji mężczyzny, nawet jeżeli ta jest błędna. I nie mają zbyt wielkiego pola do działania, bo wszystko osaczone jest takimi zasadami i przepisami, by każde odstępstwo było zniewagą.

Sam proces inicjacji, w którym Sabrina musi zdjąć sukienkę i klęczeć w samej halce przed najwyższym kapłanem, jest poniżający w bardzo prosty sposób.

Serial nie ucieka także od mówienia takich rzeczy wprost. Gdy Sabrina pyta, dlaczego Szatan oczekuje od niej pełnego poddania się, dostaje odpowiedź: Bo Szatan również jest mężczyzną.

Irytująca Sabrina? NIE!

Sama Sabrina również jest pokazana, jako bohaterka silna i robiąca wszystko, by móc decydować o sobie samej. I owszem, w Intrenecie pojawiły się głosy, że jest ona irytująca. Ale… nie do końca się z nimi zgadzam.

Bo trudno nie przyznać racji, że pewne decyzje młodej wiedźmy były nierozważne. Sabrina ma tendencję do upartego stawiania na swoim, nawet jak cały świat jej mówi, że podjęte działania nie mogą przynieść niczego dobrego. Z tym że dla mnie właśnie przez to, jej postać jest spójna.
Sabrina starając się połączyć oba światy ze sobą, musi w pewien sposób być nieustępliwa. 

Dziewczyna, która boi się podejmować decyzje, nie byłaby w stanie powiedzieć głośno, że nie wie, co zrobić i nie chce rezygnować z niczego. I to prawda, jej bałagan często muszą później sprzątać inni. Ale Sabrina ma 16 lat. Trudno oczekiwać, by zawsze wiedziała, co robi.

Zamiast tego, brnie uparcie do przodu i stara się kierować swoim życiem tak, jak uważa za słuszne, za nic mając opinie innych. I, na bloga, jak ja bym chciała mieć taką bohaterkę za przykład, będąc nastolatką (choć narzekać nie mogę, bo przecież dostałam Hermionę).


Bo Sabrina doskonale pokazuje, że walka o samą siebie jest trudna i usiana decyzjami, które będą bolały innych. Że trzeba usiąść i się zastanowić, czy jesteśmy gotowi na taką walkę, niezależnie od konsekwencji. Sabrina rzadko siada i się zastanawia, ale czy nie jest przez to doskonałym przykładem, mówiącym „nie zawsze otoczenie chce ci zrobić na złość, oni mogą mieć rację”. W przypadku wieku nastoletniego, gdzie bez przerwy ma się uczucie, że cały świat spiskuje przeciwko nam, jest to doskonałe pole, by uczyć się na czyiś błędach.

Ale pokazuje także, że o samych siebie należy walczyć. Sabrina dopiero się uczy, jest podatna na manipulacje, złe decyzje, ale także te dobre. Stara się przeciwstawić obowiązującemu porządkowi, bo uważa, że nie jest fair. I serial pokazuje, że nie wszyscy dorośli są do niego na 100% przekonani, ale nigdy nie mieli odwagi powiedzieć tego głośno. Takie osoby jak Sabrina wprowadzają chaos, ale równocześnie mogą być zaczątkiem zmian, jakie następują w społeczeństwie.

Czy Sabrina jest irytująca? Jest dokładnie taka sama, jak jej koledzy z innych seriali, którzy działają według ich widzimisię. Różnica jest taka, że przez lata przyzwyczailiśmy się i kulturowo, i historycznie, że mężczyzna może podejmować szalone decyzje. Sabrina wprawia w irytacje, bo jest dziewczyną. Powinna być grzeczna, ułożona i posłuszna. A nie jest.

Czy serial ma wady?

Serial ma fantastyczną ścieżkę dźwiękową i naprawdę dobre aktorstwo. Jednak sposób, w jaki został nakręcony, potrafi wybić z historii i momentami mocno drażnić.

Niestety wprowadzono zabieg rozmazanych krawędzi. Nie występuje on zawsze, z reguły w momencie, gdy mają się wydarzyć jakieś ponadnaturalne rzeczy, ale w bardzo niewielu scenach wygląda dobrze. Niby rozumiem, dlaczego to zrobiono, ale gdy nagle jakieś postacie ważne dla danej sceny są na tym rozmazanym polu, to psuje to cały efekt.

Cicho chciałabym liczyć na to, że z tego zrezygnują w 2 sezonie, ale zaczęli go kręcić praktycznie równo z premierą pierwszego. Mam więc poczucie, że to nie zniknie – a nie jest to tylko mój zarzut. Gdzie się  Internecie nie obejrzałam, nikt nie był tym zachwycony.


Sabrina nie jest serialem, który będzie najmądrzejszy i najinteligentniejszy. Ma sporo głupotek, które są charakterystyczne, dla tego typu produkcji. Równocześnie, proponuje jednak pewien komentarz społeczny, czarne poczucie humoru i daje nam silne kobiece bohaterki. Nie mogłam więc nie zakochać się w nim po uszy i piszczeć z radości, na nadchodzący odcinek specjalny (już 14 grudnia!).

Jeżeli zastanawialiście się, czy warto dać mu szansę, to zdecydowanie tak.