Dworskie kłamstwa i kłamstewka, czyli Faworyta


Faworyta jest filmem mocno feministycznym. Większość mężczyzn wyjechała walczyć na froncie, a ci, co zostali, są politykami próbującymi dostać się do Królowej Anny na audiencję. A na drodze do nich stoi Lady Sarah oraz Abigail. I gdy mężczyźni wojują z Francuzami, dworskimi intrygami, pociąganiem za sznurki i rządzeniem krajem zajmują się kobiety.

Równocześnie, żadna z tych kobiet nie jest w tym filmie chwalona, czy pokazana, jako lepsza od mężczyzn. Każda z nich pokazuje bowiem inny stopień zepsucia i dążenia do władzy.

Klimaty dworu

Przyznam, że dawno nie widziałam dworu, który uchwycony byłby tak, jak sobie wyobrażałam życie w średniowieczu. Zimne pokoje, z jednej strony upchane przepychem, a z drugiej całkowicie pozbawione czegoś, co czyniłoby je miłymi do życia.

Wielkie bogate pomieszczenia zestawione z obskurnymi pomieszczeniami służby. Błoto wokół zamku, do którego załatwiają się okoliczni wieśniacy w geście buntu. Długie, puste i zimne korytarze.

A w tym wszystkim znudzona na wskroś szlachta. Znudzona od samej ukoronowanej głowy państwa, przez damy dworu, po polityków rzucających owocami w nagiego błazna. Przy czym każda nuda wynikała z czegoś innego.

Królowa Anna nudzi się, bo ze względu na swoją chorobę, prawie nie opuszcza komnat. Objada się tak bardzo, by wymiotować z przejedzenia i jeść dalej. Damy dworu dla rozrywki strzelają do gołębi, znudzone dają się podrywać znudzonym mężczyznom, mającym nadzieję na seks, który urozmaiciłby im dzień. Politycy poza zebraniami i wykłócaniem się o podatki w sumie pałętają się bez większego celu po zamku, mając nadzieję, że uda im się usłyszeć informację przydatną do manipulowania przeciwnikami.


Nawet bale pełne są znudzonych ludzi.

Znudzona jest także służba. Służba, która robi nowo przybyłej Abigail bardzo brutalne kawały, tylko po to, by mieć jakieś urozmaicenie w codziennym życiu.

To rzadki widok w kinie. Z reguły bohaterowie mają co robić, intrygi prowadzą ich przez życie, kobiety myślą tylko o złapaniu dobrego męża i rodzenie mu dzieci, mamy ciągłe polowania i fascynujące dworskie życie. Wszędzie jest tak kolorowo i wbrew dużym pomieszczeniom, domowo, że chcielibyśmy tam zamieszkać.

Lanthimos rezygnując ze sztucznego oświetlenia i opierając się przede wszystkim na blasku świec oraz świetle słonecznym pokazuje szarobury zamek. W którym wszystko jest nieprzyjazne, wielkie, a z drugiej strony, klaustrofobiczne i odseparowane od reszty świata. Wydarzenia dzieją się daleko – daleko toczy się wojna, która tutaj wydaje się teoretycznym gdybaniem, nawet bunt mieszkańców Anglii przed wyższymi podatkami dzieje się tak daleko, że spokojnie można ukryć informacje o nim przed uszami królowej.


Trzy role

Olivia Colman, grająca królową Annę jest co prawda uważana za odgrywającą rolę główną, ale tak naprawdę role Emmy Stone oraz Rachel Wesz są równorzędne. Ten film nie mógłby istnieć bez żadnej z tych postaci.

To, co się na ekranie dzieje pomiędzy tymi aktorkami, jest ciężkie do opisania. Nie byłabym ani trochę zdziwiona, jakby w przyszłości okazało się, że to są role ich życia.


Olivia Colman z łatwością przechodzi od władczej królowej, do rozkapryszonej królowej, by zaraz zaprezentować królową przerażoną, wrzeszczącą, płaczącą, znudzoną, zdezorientowaną. Jest taka jedna scena na balu, gdy kamera zatrzymuje się na twarzy Olivii przez jakąś minutę. Olivia patrzy na tańczących. Na początku tego ujęcia bawi się dobrze, by przejść do znudzenia, aż w końcu do rozdrażnienia, że sama przez chorobę bawić się nie może. I to wszystko na jednym ujęciu, bez zmiany wyrazu twarzy.

Są sceny, w których brzydzimy się królowej Anny. Tylko po to, by za chwilę szczerze jej żałować. Lub być zaskoczonym jej nagłym atakiem złości.


Tuż obok niej jest Rachel Weisz, grająca Sarah – wieloletnią przyjaciółkę i kochankę królowej. Rola Rachel jest zupełnie inna. Z jednej strony, przepełniona delikatnością i miłością do królowej, gdy ta cierpi na bóle podagry. Z drugiej strony, jest chamska, bezpośrednia i pewna siebie. Potrafi powiedzieć królowej, że wygląda jak borsuk. Nie dopuszcza do królowej ludzi, którzy stoją w opozycji do niej. Wręcz są momenty, gdy widać, że to właśnie Sarah rządzi królestwem. Oczywiście, ma wysoko urodzonego męża. Ale jego widzimy tylko na samym początku filmu, bo wyjeżdża on na wojnę.


Dziwny trójkąt powstaje dzięki pojawieniu się Abigail, bohaterki granej przez Emmę Stone. Emma wprowadza na ekran zupełnie coś innego. W przeciwieństwie do Lady Sarah, Abigail nie ma zamiaru bawić się w politykę. Nie łączy jej również z królową romantyczna więź ani wspomnienia wspólnego dorastania. Abigail została pozbawiona wszystkiego przez swojego ojca. Wysoko urodzona dziewczyna, którą ojciec przegrał w karty i oddał jakiemuś staremu gościowi. Życie nauczyło ją, że musi zrobić wiele, by przetrwać i wrócić na szczyt. Więc robi wszystko – znajduje sobie lorda, który jest jej całkowicie obojętny, ale ma pozycję i zwrócił na nią uwagę. Łokciami rozpycha się, by znaleźć się w okolicach królowej, nawet gdy wymaga to złamania etykiety. W przeciwieństwie do Sarah nie mówi królowej jak jest, a słodzi i chwali.


Te trzy, tak różne bohaterki, z zupełnie innymi celami i pragnieniami scena po scenie niszczą się wzajemnie. Są to przemyślanie rozegrane intrygi – nawet królowa się w nie bawi, szczerze rozbawiona, że ma nie jedną, a dwie zabiegające o jej względy faworyty i może grać a ich uczuciach.


Gdzie ci mężczyźni?

Reżyser nie zwraca dużej uwagi na postacie męskie. Premier chodzi wszędzie z kaczką na smyczy, bo wygrywa ona dla niego wyścigi kaczek, jakie odbywają się na dworze. I paniczne się boi, że ktoś ją ukradnie.

Szef opozycji, w tej roli naprawdę genialny Nicholas Hoult, dostaje więcej miejsca. Ale nie oznacza to, że odgrywa jakąś naprawdę znaczącą rolę w historii. Zderza się bez przerwy z Lady Sarah, która blokuje mu dotarcie do królowej. Jest przebiegły i cwany, ale równocześnie ani trochę nie docenia Abigail. W polityce odgrywa nie małą rolę, ale cóż ona znaczy, gdy nie może przedstawić swoich racji królowej Annie, a tylko lady Sarah – jego politycznej przeciwniczce, dbającej o to, by jego rozmowa z królową była co najwyżej korespondencyjna. Dużo wstawek z Nicholasem jest wręcz komediowych.


Film Faworyta to mój… faworyt do Oscara. Wyróżnia się sposobem kręcenia (cudownie zastosowanie rybiego oka, czy ujęć od dołu), wybitnymi kreacjami aktorskimi, charakterystycznym dla Lanthimosa sposobem narracji, oświetleniem, a nawet dźwiękiem. To nie jest film, który ktoś inny z tym samym scenariuszem nakręciłby podobnie. Ma autorski sznyt i widać ogromne zaufanie zarówno reżysera do aktorów, jak i aktorów do reżysera.