List miłosny do bohaterów, czyli 2 odcinek GoT

Jeden ze scenarzystów powiedział, że gdy pisał ten odcinek, to pisał „list miłosny do bohaterów, bo tak bardzo ich wszystkich kocha”. I to było w tym odcinku czuć. Zamykaliśmy niektóre wątki, ale przede wszystkim, daliśmy postaciom ze sobą porozmawiać.

I to było coś, co Gra o Tron robiła zawsze dobrze. Ten serial nie jest zbudowany na smokach i bitwach – choć im bliżej końca, tym ich więcej. Zbudowany jest na ciekawych bohaterach, ich relacjach, rozmowach i naszym uwielbieniu do nich. I to właśnie dlatego, każda nagła śmierć bohatera wywoływała tak wielkie poruszenie. To dlatego, baliśmy się później kogoś polubić, bo nie chcieliśmy mieć złamanego serca.

Od tego odcinka minął prawie tydzień, a im dłużej o nim myślę, tym bardziej jestem w nim zakochana.


Wszystko w jednym miejscu

A Night of the Seven Kingdoms jest prawie klasycznym odcinkiem butelkowym. Co to oznacza? Bottle episode to odcinek w całości rozgrywający się w jednym miejscu. Najczęściej to mieszkanie czy pokój, ale w tym przypadku było to po prostu Winterfell.

Scenarzyści mogli sobie na to pozwolić bez większych strat, bo w końcu mieliśmy prawie wszystkich bohaterów w jednym miejscu. W Królewskiej Przystani została tylko Cersei, która obecnie nie ma za wiele do roboty. No i nie ukrywajmy, odcinek ten miał także za zadanie oszczędzić budżet przed nachodzącą w odcinku trzecim wielką bitwą.

Ciekawostką jest to, że na potrzeby tego sezonu powiększono i wybudowano całe Winterfell, co też mogliśmy sobie w tym odcinku dokładnie pooglądać, bo nasi bohaterowie emocjonalnie żegnali się z życiem w różnych częściach zamku.


The things we do for love

Spotkanie Jaime i Brana z końca odcinka pierwszego, płynnie przeszło do spotkania z Dany. Ta, choć doskonale wiedziała, kim był jej ojciec i że w sumie śmierć to mu się należała, nie kryła rozgoryczenia i ochoty nakarmienia smoków.

Ale w sumie nie ma się co dziwić. Gdyby się zastanowić co przeszła, na początku ze swoim bratem, potem gwałty, tułaczki, ataki na jej życie – kto by się nie wkurzył, widząc przed sobą przyczynę tego wszystkiego. Na szczęście jesteśmy w Winterfell, a w Winterfell słucha się Starków.

Tyrion nieporadnie próbował się za Jaimem wstawić, co jeszcze bardziej zachwiało jego pozycją królewskiego namiestnika. Natomiast w roli ratunku pojawiła się Brienn. Brien, której w tej roli się nie spodziewałam, bo życie zawsze łajało ją, gdy próbowała stanąć w pierwszym szeregu.

Jej ratunek jest wyrazem albo głębokiej przyjaźni, albo miłości do Lannistera. Które z uczuć przemówiło, zależy od preferencji. Sama długo nie wiedziałam, ku której z wersji się przychylam, ale naprawdę długo wałkowałam ten odcinek w głowie. I przychylam się do miłości. Która zresztą jest między tą dwójką ciekawie rozegrana, bo nigdy nie padły żadne słowa, deklaracje. Wytworzona między nim więź, w sytuacji pokoju i dobrobytu, nie miałaby szansy zaistnieć.


Cytat, jaki widzicie w podtytule, to słowa Brana skierowane do Jaimego na zakończenie obrad. Ale w rzeczywistości, Bran parafrazuje Złotego Lwa z pierwszego odcinka. Gdy ten, patrząc na jeszcze ukochaną siostrę, tuż przed zepchnięciem Brana mówi: The things I do for love.

Możemy sobie tylko wyobrazić, jak blisko Jaime był padnięcia na kolana i błagania o przebaczenie,
Potwierdziły się jednak moje przeczucia z odcinka pierwszego i Bran jest przekonany, że jego kalectwo było niezbędne do stania się Trójoką Wroną. Co ciekawe, twierdzi, że czyn Jaimego był potrzebny również Lannisterowi, by ten mógł się zmienić na lepsze.


Władza absolutna?

Dany ma ciężko w Winterfell, jeżeli chodzi o totalną i pewną władzę nad wszystkimi. Piękna jest scena, jak zaraz po ułaskawieniu Jaimego, Sansa wstaje i wychodzi, to samo robi Jon. Żadne z nich nie czeka, co zrobi królowa. Dany zostają na środku sama, niezdecydowana, gdzie ma pójść i co zrobić.

To samo odbyło się po przybyciu Theona. Niby klęknął przed Dany, ale to Sansę zapytał, czy może walczyć za Winterfell. Nie zapytał Dany, gdzie chce jego i jego ludzi w walce z Nocnym Królem, zapytał Brana, czy może go chronić.

Ale największą porażkę musiała poczuć, rozmawiając z Sansą. Już mogłoby się wydawać, że wszystko będzie dobrze. Wyznała miłość do Jona, szukała cech, które je łączą (powiedzenie, że obie sprawnie rządzą w świecie, gdzie kobiet u władzy nie chce się widzieć, było mądrym posunięciem). Ale Dany, jak wiele osób przed nią, nie doceniła Sansy.

Trochę nie wierzę, że to piszę, bo długo nie lubiłam tej bohaterki. Zawsze wolałam Daenerys. Prawdopodobnie dlatego, że Martin uczynił Sansę w książkach strasznie nudną. Na chwilę obecną, to serial miał na nią dużo lepszy pomysł. I sprawnie mnie do Lady of Winterfell przekonał (co w przypadku GoT oznacza, że chyba powinniśmy się z Sansą żegnać).


Sansa ma gdzieś komplementy i miłosne igraszki brata. Ją interesuje tylko Północ. A Północ nie ma ochoty już nigdy więcej klękać. Co dla Dany z oczywistych względów jest nie do przyjęcia. Pozwolenie Winterfell na niezależność oznacza, że inne królestwa również zechcą takie być.

Cios jednak uderzył Daenerys z mało oczekiwanej strony. Jon nie wytrzymał i w mało odpowiednim momencie postanowił podzielić się rewelacjami o swoim pochodzeniu. W przeciwieństwie do wszystkich widzów chyba nie przewidział reakcji Dany.

Ta SŁUSZNIE zauważyła, że rewelacje o pochodzeniu Jona poznał jego brat i najlepszy przyjaciel (któremu Dany przy okazji wybiła całą rodzinę). Nie powinniśmy się dziwić, że nie chce tym wiadomościom zaufać. Jon nie posiada również żadnych cech, które na pierwszy rzut oka czyniłyby go Targaryenem. Brak blond włosów, jasnych (a najlepiej fioletowych) oczu. Wszystko zabrały geny Starków.

To, co powinno jej dać do myślenia, to reakcja smoków na Jona. Ale jak widać ani w pierwszym odcinku, ani w tym, temat smoków w tym kontekście się nie pojawił.

Nie wiem jak inni, ale ja czekam w końcu, aż do któregoś z nich dojdzie, że sypia z rodziną. Dla Dany może to być normalne. Targaryenowie od wieków żenili się między sobą i w takim kulcie została na pewno wychowana, ale Jon to inna sprawa. Jak na razie chyba wyparł tę część rewelacji.

Albo scenarzyści postanowili się nad tym nie pochylać.


Scena miłosna

Nie będę ukrywać, Internet zaskoczył mnie swoją reakcją na szybki romans Aryi i Gendry’ego. Co prawda, też się zdziwiłam, bo nie sądziłam, że scenarzyści zdecydują się ich jednak połączyć, ale to, że ich do siebie ciągnie, wydawało mi się jasne – pisałam o tym tydzień temu.

Zrozumiałe było dla mnie także podejście Aryi do seksu. Za kilka godzin prawdopodobnie zginie. Nigdy tego nie robiła. Jeżeli coś jej w życiu zostało odebrane, to była to bliskość fizyczna. Nauczono ją mordować, żyć w skrajnych warunkach, ale nie nauczono jej kochać. Jak więc inaczej miałaby do tego podejść?

A Gendry? Gendry to ktoś, kogo zna od dawna. Zjawa z dawnego życia. Idealny kandydat, by ostatnią noc spędzić w łóżku.

Co zabawne, na początku GoT, król Robert mówił do Neda, żeby połączyli swojego rody. On ma syna, Ned ma córkę, idealnie. Żaden wtedy nie pomyślał, że rody mogą się połączyć, ale zrobią to zupełnie inne dzieciaki.


Napijmy się przy kominku

Scena przy kominku jest jedną z moich ulubionych w tym odcinku. Począwszy od popisującego się Tormunda i minę Jaimego pt. „co tu się odwala?”, przez piosenkę Podricka, aż do pasowania Brienne.

Jest coś urzekającego w oglądaniu, jak bohaterowie, którzy byli po wielu różnych stronach, mogli się wiele razy pozabijać, siedzą w jednym pokoju, wspominają bitwy, które cudem przeżyli i przygotowują się na śmierć. Bo możemy być pewni, że większość z nich zginie. Ten odcinek był prawdziwym, spokojnym pożegnaniem.

Grzebiąc za informacjami do wpisu, z zaskoczeniem odkryłam, że piosenka Podricka jest ukłonem w stronę fanów książek – jej część pochodzi bowiem z powieści. Tego, czego scenarzyści nie mieli, dopisali. Piosenka Jenny of Oldstones w pewien sposób opowiada o tym, jak rozpoczął się cały łańcuch zdarzeń, który doprowadził wszystkich do miejsca, w którym są.



Mówi ona o Jenny, która była ukochaną Duncana Targaryena, który dla niej zrzekł się tronu. Przez jego decyzję, na Żelaznym Tronie usiadł Szalony Król, który był następny w kolejce. Piosenka jest smutna, bo zakochanym nie było dane być razem. Duncan zginął w pożarze letniej rezydencji Summerhall. Przyczyny pożaru nie są znane.

Scena przy kominku miała jednak jeszcze inne zadanie. Cudownie zamknąć wątek Brienne, która nigdy nigdzie nie pasowała na rycerkę. Nie była damą, bo nie umiała i nie chciała nią być, a wszelkie próby zachowywania się jak dama dworu kończyły się dla niej brutalnymi żartami. Nie była rycerzem, choć bezsprzecznie była najbardziej rycerską postacią w całych Siedmiu Królestwach.

Możemy się śmiać z maślanych oczek Tormunda, ale to właśnie on, wolny człowiek z kultury, która traktuje wszystkich jednakowo, był potrzebny, by złamać tradycje. Tormund widzi przed sobą kobietę, która zachowuje się jak rycerz, mówi jak rycerz i walczy jak rycerz.

Nielogiczne jest, że nie jest rycerzem.

Jaime, który przypomina, że to on jest rycerzem i on może pasować innego rycerza, był piękny. A jeszcze piękniejsze było skinięcie głowy Podricka, który, chyba jak nikt inny wiedział, o czym marzy Brienne. I jak bardzo się boi, że to koleiny głupi żart.

Oczy mi się zaszkliły. Bo w końcu Brienne dostała to, czego od zawsze pragnęła. I, dlatego że jestem przekonana, że jej pasowanie na rycerkę było tylko po to, by mogła jak rycerka bohatersko zginąć.


Nocny Król

W końcu poznaliśmy, choć częściowo, zamiary Nocnego Króla. Chce sprowadzić na ludzi zagładę, zapomnienie i wieczną noc. I zabicie Trójokiej Wrony, która jest chodzącą historyczną encyklopedią, jest pierwszym krokiem do zagłady.

I ma to sens. Nawet bohaterowie mówią, że bez pamięci o tym, kim jesteśmy, stajemy się zwierzętami. Wydaje mi się jednak, że możemy założyć, że Bran przeżyje.

Pytanie, co zrobi Nocny Król? Nie widać go było w zwiastunie trzeciego odcinka. Ciekawa teoria mówi, że wybierze się on samotnie na smoku do Królewskiej Przystani, by tam wszystkich zabić i zwiększyć liczebność armii.

Nie będę jednak ukrywać – jeżeli chęć niesienia bezsensownej zagłady jest jedynym motorem napędowym Nocnego Króla, to poczuję lekkie rozczarowanie.


Co nas czeka dalej?

Przed nami bitwa, którą kręcili 53 noce. I rozwiązanie zagadki czy Krypty są na pewno takim bezpiecznym miejscem, gdy przeciwnik może ożywiać trupy.

Czeka nas też dużo łez. I emocji. I zapewne przegranych zakładów (wcale nie założyłam się ze znajomym, kto zginie).

Ten odcinek dał nam czas na pożegnanie się z ulubionymi postaciami, na pożegnanie się z trójkątami miłosnymi i prawdopodobnie z Winterfell, które może zostać zrównane z ziemią.

Na koniec zostawiam Was z kolejnym filmem od HBO, gdzie opowiadają o budowie Winterfell i nagrywaniu drugiego odcinka.