Melodramat o ludzio-grzybach, czyli spoilerowa recenzja "The Last of Us"

The Last of Us recenzja opinie

Uruchamiając "The Last of Us" wiedziałam, że siadam do czegoś niezwykłego, przedpremierowe recenzje nie pozostawiały złudzeń: przed nami najlepsza adaptacja gry w historii. Uruchamiając pierwszy odcinek robiłam to jednak ze świadomością, że przede mną serial postapo, niebezpieczny grzyb, zmutowani ludzie i klimat walki o przetrwanie. Nic nie mogło mnie przygotować na emocjonalne rozerwanie duszy na kawałki.

"The Last of Us" nie kłamie, gdy obiecuje walkę o przetrwanie, a gdy dostajemy takie sceny, zapadają one w pamięć i są naprawdę dobrze zrealizowane. Jednak wbrew pozorom, serial takich momentów ma niewiele, za to bez przerwy zadaje moralne pytania, zmuszając bohaterów do podejmowania decyzji, które zaskakują nawet ich.

The Last of Us recenzja opinie
"The Last of Us" (Fot. HBO)

Serial opowiada o Ellie (w tej roli doskonała Bella Ramsey) i Joelu (nie mniej doskonały Pedro Pascal), którzy wyruszają w drogę, będąc obcymi dla siebie ludźmi. Joel podejmuje się niebezpiecznej misji: doprowadzenia odpornej na grzyb Ellie do laboratorium Świetlików, gdzie będą mogli znaleźć przyczynę odporności dziewczyny i stworzyć lekarstwo. I choć Joel przez dużą część drogi nie ukrywa, że Ellie jest tylko "towarem do przerzucenia", finalnie tych dwoje zbliża się do siebie i Ellie staje się dla niego, niczym druga córka, która w jakiś sposób leczy żałobę po śmierci jego rodzonego dziecka.

"The Last of Us" jest jednak czymś dużo więcej, niż historią przejścia z jednego punktu do drugiego, przy okazji odstrzeliwując kilku zarażonych. Przede wszystkim, to historia o człowieczeństwie, o tym, że moralna decyzja zależy od punktu siedzenia i momentami bywa bardzo egoistyczna.

Bo serial pochyla się nad swoimi bohaterami i pozwala ich historiom wybrzmieć. Gdy 3. odcinek skoncentrował się na pięknej historii miłosnej Billa (Nick Offerman) i Franka (Murray Bartlett), dostaliśmy trochę nadziei, że nawet w tak brutalnym świecie, można stworzyć sobie mały raj. I nie pamiętam, kiedy tak bardzo łkałam na jakimkolwiek serialu, gdy ta dwójka postanowiła razem umrzeć. Płakałam, gdy pierwszy pocałunek Ellie z Riley (Storm Reid) został tak gwałtownie zniszczony przez brutalną rzeczywistość. To powinno być jedno z najpiękniejszych wspomnień dziewczyny, a stało się finalnie jej najgorszym koszmarem.

The Last of Us recenzja opinie
"The Last of Us" (Fot. HBO)

Jednak, choć w torii to grzyb cordyceps jest największym zagrożeniem, w rzeczywistości są nim inni ludzie, czego Joel uczy Ellie na samym początku. To obcych należy unikać i finalnie to obcy potrafią wyrządzić największą krzywdę. Czy to dlatego, że są źli? Część z nich na pewno, część z kolei zwyczajnie nie radzi sobie z traumami, inni walczą o sprawiedliwość i niszczą system, który miał ich chronić. I choć wszystkich chciałoby się osądzić od jednej kalki, nie da się, bo nie ma tu bohaterów ani dobrych, ani złych: sam Joel w finale podejmuje decyzję tak moralnie dyskusyjną, że wręcz stawia go to na miejscu "tych złych".

Bo jak inaczej określić fakt, że poświęca on życia tak wielu osób, być może nawet przyszłość samej ludzkości, by uratować Ellie - najprawdopodobniej odreagowując to, że nigdy nie mógł uratować swojej córki. I choć z jednej strony może wydawać się to słuszne, to z drugiej - podobnie jak Joel - jesteśmy przekonani, że Ellie zgodziła by się na śmierć. Dowodzi to choćby to, że Joel postanawia okłamać dziewczynę i robi to ponownie, gdy Ellie prosi go przyrzeczenie, że jej nie oszukał.

The Last of Us recenzja opinie
"The Last of Us" (Fot. HBO)

Na pewno za sukcesem serialu stoi fakt, że współtworzył do twórca gry Neil Druckmann, razem z Craigiem Mazinem, znanym m.in. z "Czarnobyla". Obaj wiedzieli, co chcą pokazać, jakie wątki powinny być rozszerzone, a które części z gry niekoniecznie dobrze przenoszą się na ekran. I choć rozumiem, że fani gry mogą mieć podstawową uwagę: gra pozwalała na większą immersję i większe zżycie z bohaterami, sama nie mając z grami styczności uważam, że wykonano kawał dobrej roboty.

"The Last of Us" poruszyło wszystkie wrażliwe struny w mojej świadomości, pochyliło się nad istotą człowieczeństwa i odmówiło podania prostych odpowiedzi. A to wszystko uczyniło pod przykrywką serialu postapo. Pozostaje mi życzyć sobie i wam więcej takich seriali, gdzie czasami trzeba zastrzelić ogromnego Purchlaczka, a czasami rozważyć ogromny dylemat moralny. I popłakać się porządnie kilka razy.