Szanuj sprzedawcę swego, jak siebie samego (szczególnie w okresie wyprzedaży)


Jestem właśnie po prawie całym miesiącu wyprzedaży (prawie, bo ten przeklęty lipiec jeszcze trwa). Pracuję w sklepie sieciowym już ok pół roku, więc napatrzyłam się na różne zachowania klientów, ale jeszcze nigdy nie widziałam, żeby byli tak... niemili, jak podczas wyprzedaży.

Tak, zdaję sobie sprawę, że i sprzedawcy święci nie są. Ale dziś będzie tylko o spojrzeniu zza lady. W komentarzach chętnie przeczytam wasze doświadczenia, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie.


Po pierwsze, nie licz, że w sklepie samoobsługowym będzie wszystko na tip top


Jako, że to sklep sieciowy, a nie ekskluzywny, klient ma prawo każdy towar obejrzeć, zdjąć z półki kilka jego identycznych egzemplarzy i porównać. Ma też prawo zdjąć z półki 30 innych. I wrzucić je z powrotem byle jak. Licząc, że przez godzinę przez sklep przewinie się min 100 klientów i co drugi będzie robił bałagan, nie ma takiej możliwości, by wszystko było tam, gdzie być powinno.

Wierzcie mi, w czasie wolnym od wyprzedaży często układamy te głupie pudełka z butami na sklepie, a i tak wytrzymuje to max 3 dni. Teraz ciężko jest upilnować, by wszystko nie było ciągle na ziemi. Więc nie bądźcie zdziwieni, gdy mówicie „ale macie tu bałagan”, a sprzedawca spojrzy na was poirytowany.

Tak wiemy, że jest tu burdel. Ale to nie my go zrobiliśmy. Naprawdę nie mamy w zwyczaju chodzić po sklepie i rozwalać.



Sklepy mają głupie zasady, do których trzeba się stosować, a które mogą być niewygodne


Jak choćby zakaz podejścia do kasy w celu sprawdzenia dostępności towaru, gdy jest się wyznaczonym do przebywania na dziale. Owszem, zdarzają się wyjątki, gdy klient jest starszą osobą, gdy ruch jest mały i akurat nikogo przy kasie nie ma itp. Ale to, że sprzedawca odsyła Was do kasy, by jego koleżanka tam Wam coś sprawdziła, nie oznacza, że mu się nie chce.

Reklam o przecenach jest dużo, więc warto się upewnić, jaka obowiązuje w danym sklepie. I czytać ze zrozumieniem


Bo to, że w jakiejś reklamie mówili, że są dwa produkty w cenie jednego, wcale nie oznacza, że tak jest u w naszym sklepie. Bardzo możliwe, że u konkurencji. Ale nie u nas. I naprawdę, nie trzeba z tego powodu krzyczeć, że przecież widziało się reklamę i jest się pewnym, że to tutaj. Tak samo ma się sprawa z informacją taką jak WYPRZEDAŻ.

Wyprzedaż nie jest synonimem słowa wszystko. Więc nie krzyczcie, że przecież pisze wyprzedaż, a nie wszystko jest przecenione. Bo przecież nigdzie nie jest napisane, że to totalna wyprzedaż, czy wyprzedaż na wszystko, czy że każdy produkt jest taniej. A skoro nie ma takiej informacji, to nie dorabiajcie sobie jej dalszej treści, bo to naprawdę niczego nie zmieni.



Gdy widzisz, że kogoś obsługuję, albo grzecznie poczekaj, albo poszukaj kogoś wolnego, kto może Ci pomóc (w ostateczności poproś, bym ja go szybko znalazła)


Naprawdę, ale to naprawdę, nie da się obsłużyć dwóch osób naraz. Jest to fizycznie niemożliwe. I choć większość klientów to rozumie, to jest jednak spora grupa tych, którzy nagminnie będą mi przeszkadzać. Prosty przykład.

Obsługuję panią X, szukam odpowiednich modeli, doradzam w jakim lepiej. Przychodzi pani Z i stuka mnie w ramię, że potrzebuje tego i tego. Odpowiadam, że za chwilę, obecnie mam klientkę, ale jak tylko skończę, przyjdę do pani. Mija chwila, znów pojawia się pani Z, już z innym problemem i znowu mi przerywa. Znów grzecznie odpowiadam. Sytuacja powtarza się kilka razy.

Jeżeli ktoś z Was myśli, że dla świętego spokoju, zostawię klientkę, by obsłużyć Was, to niestety tak to nie działa. Za to na pewno udało się Wam, podnieść mi ciśnienie.



I na koniec... ja wiem, że klient może być niezadowolony z produktów firmy. Ale ja jestem tylko pośrednikiem.


I nie mam na nic wpływu. Niczego nie zmieni to, że zostanie mi wywrzeszczane to, co klient myśli o firmie i o mojej rodzinie cofając się na drzewie genealogicznym do mojej prababki. Takie są procedury i ani ja, ani nikt inny na sklepie ich nie przeskoczy. Nawet kierownik ma w wielu sytuacjach związane ręce z góry narzuconymi normami.

Są adresy do głównych siedzib na stronach internetowych, są numery telefonów – nikt nie broni z nich skorzystać. Wylanie swoich frustracji na pośrednika naprawdę niczego nie zmienia. I choć wiem, że klienta noszą emocje, to jednak pewnego rodzaju kultura osobista wymagałaby, żebyśmy rozmawiali jak ludzie. Szczególnie że zawsze dzieje się to na forum. Poza zepsuciem mi dnia naprawdę niczego innego nie uda się Wam osiągnąć.

Ps. Pisałam bezpośrednio do Was, jakbyście to Wy byli tymi klientami, bo w tej formie mi wygodniej. Nie twierdzę przez to, że akurat Wy się tak zachowujecie.