Kilka dni temu przeczytałam, jak odtwórca roli Jona Snowa, Kit Harington, powiedział:
Bez względu na to do jakiego punktu w swojej książce zajdzie George Martin i tak wywierana jest na nim presja – jest mnóstwo nieprzyjemnych sytuacji, fani manipulują nim, są złośliwi. To wszystko negatywnie wpływa na Martina i jego zdrowie i na to kiedy wyda kolejną książkę.*
I można by pomyśleć, że przesadza, ale niestety tak nie jest. Zewsząd słychać doniesienia, jak fani popędzają Martina, a już stwierdzenie, że zdradził zakończenia sagi twórcom serialu, w razie gdyby zmarł przed końcem pisania, było przerażające (i tak popularne, że w pierwszych źródłach, z którymi się stykałam, podane były wręcz jako potwierdzone słowa Martina, później, że twórców serialu).
I przeraża mnie to bardzo. Bo jak można naciskać w ten sposób na osobę, która tworzy coś, co kochamy? Jak można być dla niej złośliwym i niemiłym? Tym bardziej, wracając do przykładu pisarza, Martin od lat słynie z tego, że pisze wolno. To nie jest tak, że dawniej wydawał książkę co roku, a nagle zrobiła się kilkuletnia przerwa. I jeszcze komentarze, gdy wydawnictwa podały do wiadomości, że ukarzą się niepublikowane opowiadania ze świata Pieśni Lodu i Ognia: "mógłby się zająć pisaniem sagi, a nie jakiś opowiadań" itd.
Naprawdę się Wam wydaje, że przy tak rozbudowanym świecie przedstawionym, można usiąść i machnąć 50 stron dziennie? Ręce opadają. Pisanie, tworzenie czegokolwiek, choć jest wspaniałym hobby, jest także pracochłonne, ciężkie i nie zawsze ma się na to ochotę. A nie zmieniając przykładu, przy tak skomplikowanej fabule, takiej ilości bohaterów, mitach, pieśniach itd, dużą częścią z pisania, jest także sprawdzanie, przy przypadkiem nie ożywiliśmy kogoś, kto zginął dwa tomy wcześniej. Bo to nie ważne, że Wy znacie książki na pamięć, czytaliście je setki razy i wydaje się Wam, że autor wszystko pamięta, skoro Wy tak. Zdradzę Wam coś. Mało kto lubi czytać, oglądać, swoją własną twórczość. Bo zawsze będzie nie taka, zawsze znajdzie się coś, co chciałoby się poprawić, a już jest za późno. Nie dziwcie się, że lepiej znacie jakiś serial od twórców, czy książkę od pisarza. On to napisał, skończył, zamknął rozdział i ruszył dalej. To na co się ogląda, to notatki sporządzone w międzyczasie. Stosy notatek, z tym co się wydarzyło, co ma się wydarzyć i milionem rzeczy, które nigdy się w książce nie pojawią, ale powstały podczas wymyślania świata/historii.
I szlag jasny mnie trafia, gdy wydaje się odbiorcom, że mogą sobie pozwolić na takie zachowanie, bo gdyby nie oni, autorzy by nie istnieli. Jasne, że każdy chce trafić ze swoją pracą do ludzi (ja również i dlatego prowadzę bloga, a nie piszę do zeszytu), ale to MY tworzymy. To my decydujemy o tym, gdzie, kiedy i jak. Feedback jest fantastycznym wyróżnieniem, docenieniem pracy, czymś, czego wszyscy twórcy poszukują, ale nie sprawia, że przestajemy tworzyć, gdy nagle go nie ma. Chamskie poganianie, docinki, uważanie, że twórca ma teraz padać na kolana, bo zdecydowaliście się go czytać, jest dziwnym, wręcz śmiesznym wymaganiem. Bo twórca może dojść do wniosku, że w dupie ma tworzenie dla ludzi, którzy zamiast go wspierać, to go szykanują. I szykanują go dlatego, bo nie chce im się czekać, chcą wszystko dostać od razu i to po ich myśli (hipokryzja, tak to się nazywa). Autor może dojść do wniosku, że woli pracować w spożywczaku, pisać do szuflady i mieć święty spokój, niż TAKICH fanów.
Pomyślcie o tym. Pomyślcie, czy Wy, gdybyście coś zaczęli tworzyć (a może już tworzycie), chcielibyście mieć wyrozumiałych i fantastycznych odbiorców, czy zgraję niewdzięczników, myślących, że wszystko im się należy.
0 Komentarze