Mogłabym napisać po prostu:
usiądź i zacznij oglądać, ale oboje wiemy, że nie jest to odpowiedź, której
szukasz. Jednak, to co jest najważniejsze, to to, że
masz się nie przejmować, czy zrozumiesz każde słowo, czy nie - bo tak naprawę przez zbyt duże wymagania, które sobie stawiamy, boimy się oglądać w obcym języku. To nie jest żaden
wstyd nie zrozumieć czegoś, co powiedział aktor, a równocześnie jestem pewna,
że zrozumiesz więcej, niż ci się wydaje.
Przy czym jedna ważna rzecz:
wszystkie wersje z lektorem/dubbingiem wyrzucamy do kosza. Zapominamy o nich.
One nie istnieją.
Jak to się zaczęło u mnie?
Pierwszy kontakt z serialem
całkowicie po angielsku, nawet bez napisów, miałam pięć lat temu. Chłopak z
którym się spotykałam mówił po angielsku biegle i notorycznie zapominał, że dla
mnie napisy są dużym ułatwieniem. Żeby nie tracić czasu na znajdywanie wersji z
napisami, ustaliliśmy, że oglądamy bez, a jak czegoś nie będę rozumieć, to
będzie mi tłumaczył. Nie był to żaden wybitny i trudny serial, a Różowe Lata
Siedemdziesiąte – i ku mojemu zaskoczeniu, rozumiałam co się dzieje bez większego
problemu, choć ciężko było to nazwać oglądaniem zupełnie komfortowym. To co
sprawiało dużą trudność, to żarty, które odnosiły się do zjawisk mi samej
niekoniecznie znanych. Sitcomy są z jednej strony bardzo dobrym początkiem, bo
ich fabuła jest łatwa, z drugiej strony, mają dużo żartów opartych na grach
słownych, czy bieżącym slangu – co z pewnością będzie utrudnieniem.
Ale nie napiszę Wam, że od tamtej
pory oglądam tylko po angielsku, bo droga przede mną była jeszcze długa.
Co mnie w końcu zmotywowało by
spróbować na dobre? Seriale, na których tłumaczenie trzeba było długo czekać.
Jest masa seriali, tych bardzo znanych, których tłumaczenie dostajecie od razu,
czy to z napisami, czy z lektorem. Przy wielu, wielu innych trzeba czekać.
Czasem tydzień, czasem trzy tygodnie, a czasem nie doczekacie się nigdy. Problem był taki, że ja nie chciałam
czekać.
Podejście miałam bardzo proste –
obejrzę po angielsku, a jak pojawi się polskie tłumaczenie, to obejrzę raz
jeszcze, żeby zobaczyć czy wszystko dobrze zrozumiałam. I tu warto zaznaczyć,
że po angielsku zaczęłam oglądać seriale, które już od dłuższego czasu
oglądałam z polskimi napisami – byłam więc osłuchana z akcentem aktorów, czy z
nazewnictwem (co jest dość istotne w serialach fantasy). Przez pewien czas, zaczynałam oglądać nowe seriale z tłumaczeniem i dopiero po kilku odcinkach, próbowałam oglądać bez niego.
Obecnie nie zwracam uwagi na to,
czy mam dostęp do tłumaczenia, czy nie. Po prostu uruchamiam serial, ale nie
będę Was kłamać, że wszystkie oglądam bez problemu. Zdarza się, że słownictwo
jest „górnolotne” i najzwyczajniej w świecie go nie znam, albo aktorzy mówią
tak, że mam problem z rozróżnieniem słów, na co skarżyłam się ostatnio przy Taboo.
Czy to sprawa, że naciskam czerwony krzyżyk? Nie, bo bardzo często okazuje się,
że kolejne sceny i rozmowy, tłumaczą to, czego nie udało mi się zrozumieć. A
jeżeli już coś naprawdę mnie przerasta, to zwyczajnie oglądam to drugi raz po
polsku.
Jak zauważyliście, nigdzie nie
wymieniłam oglądania z angielskimi napisami. Bo faktycznie, ten etap całkowicie
przeskoczyłam. Wynikało to bardziej z mojego lenistwa i konieczności szukania
jakiś źródeł, gdzie angielskie napisy są – nikt tego dzisiaj już nie pamięta,
ale przecież jeszcze przed chwilą nie było Netflixa i całej gamy legalnych
źródeł, gdzie język sobie można wybrać (prawie) dowolny. Pod ręką miałam z napisami polskimi lub bez
żadnych.
Myślę jednak, że oglądanie z
angielskimi napisami jest dużo mniej bolesne, niż całkowite z nich
zrezygnowanie. Przede wszystkim nie musicie się martwić akcentami aktorów, a te
bywają naprawdę różne i trzeba się osłuchać. Ku mojemu zaskoczeniu, dźwięk w
filmach anglojęzycznych wcale nie jest taki bez zarzutu, bywa że aktorów
naprawdę słabo słychać, co jeszcze bardziej utrudnia zrozumienie kwestii.
Co istotne, jeżeli częściej
oglądanie brytyjską telewizję, to amerykańska może stanowić problem – i w drugą
stronę. U mnie rozkłada się to mniej więcej po połowie, jednak w obu
przypadkach trafiam na momenty, w którym nie mam pojęcia co aktor powiedział.
Doskonałą wprawką do oglądania po
angielsku jest także YouTube – wywiady z ulubionymi aktorami, czy programy
zagranicznych youtuberów. Bardzo często nie mówią o rzeczach skomplikowanych,
są to z reguły proste i zabawne historyjki. Polecam także puścić sobie w tle
radio BBC - lub jakąś amerykańską stację, jeżeli to tego akcentu chcecie się nauczyć. I nie koncentrujcie się na tym, czy
rozumiecie, czy nie, bo osłuchanie się z językiem, tym jak akcentują
poszczególne słowa, z bardzo różnymi głosami, tempem mówienia – naprawdę dużo
daje, choć może się wydawać, że to czynność bezsensowna, skoro nie rozumie się
słowo w słowo. Wierzcie mi, że nie jest bezsensowna.
W rozmowie na ten temat na grupie facebookowej (jeżeli chcecie poczytać doświadczenia innych, zapraszam.
Jeżeli nie chcecie, też zapraszam) padło także, że bardzo dużo daje
tłumaczenie napisów dla siebie. Sama nigdy tego nie robiłam, ale pomysł mi się
szalenie podoba i mam w planie zaleźć napisy po angielsku i przetłumaczyć dla
samej siebie jakiś odcinek serialu.
Najważniejsze w oglądaniu w obcym
języku jest pozbycie się przekonania, że trzeba zrozumieć każde, ale to każde
słowo. To nie prawda, na początek wystarczy, jeżeli będziecie rozumieli ogólny
sens całości – a reszta przyjdzie sama. Bądźcie też dla siebie wyrozumiali. Oglądanie w obcym języku, którego bardzo dobrze się nie zna, zawsze
będzie trochę niekomfortowe – ale z każdym kolejnym odcinkiem, będzie prościej i przyjemniej. Co
zabawne, oglądając Berlin Station, miałam ogromny dysonans, gdy
przychodziło do słuchania wypowiedzi w języku niemieckim (którego nie znam) i
czytania angielskich napisów. Mój mózg zwyczajnie odmawiał zrozumienia.
I najważniejsze, czy warto? I to
jeszcze jak! Po pierwsze, słuchamy żartów i wypowiedzi, które zostały napisane przez twórców, a nie
przepisane z nadzieją, że uda się zachować ich sens. W dodatku jest masa rzeczy,
których zwyczajnie przetłumaczyć się nie da – każdy język
tak ma, że pewne jego powiedzonka są nieprzetłumaczalne na inny. No i przestajemy
się przejmować, czy to, co chcemy zobaczyć, jest przetłumaczone, czy nie. Ostatnio
taką falę pytań o tłumaczenie widziałam przy okazji premiery The Grant Tour,
gdy nie było wiadomo, czy Amazon wejdzie z tym programem oficjalnie do Polski.
Bo udostępniać udostępnili go od razu – po angielsku.
A przy całym radośnie
przyswajanym świecie popkultury – uczymy się żywego języka. Nawet nie wiemy,
kiedy zapamiętujemy zwroty, dowiadujemy się naturalnie, w jakich sytuacjach
czego się używa. Coś, co bardzo ciężko zaprezentować na zajęciach z języka,
telewizja podaje nam w sposób naturalny. A chyba nie ma lepszego sposobu na
naukę, jak wtedy, gdy człowiek nawet nie wie, że się uczy.
0 Komentarze