Co mnie kręci, co mnie pod… ekhem… znaczy wampiry i ta cała reszta

Seriale są pełne nadprzyrodzonych istot, a chcąc się wyróżnić, bardzo często sięgają po naprawdę przedziwne mieszanki. Wystarczy przypomnieć sobie True Blood i wampiro-wróżki. I choć nie twierdzę, że pomysł był zły (no dobra, był), to wierzę, że gdzieś na świecie jest ktoś, kto umiałby to jakoś logicznie uzasadnić (nie jestem tą osobą). Ale, dzisiaj nie o tym. A o tym, co, kogo, a czasem i dlaczego, lubię najbardziej oglądać na ekranie.
Zaczniemy od tych, którzy kręcą mnie najmniej.

Miejsce 6: Zombie

Widziałam kilka filmów, próbowałam oglądać The Walking Dead i nic. Jedzące mózgi osobniki nie poruszają we mnie żadnych głębszych uczuć, za wyjątkiem wersji zaprezentowanej w iZombie – ale powiedzmy sobie szczerze, Liv jest daleko do zwykłego gatunku Zombie. One mają być powolne, głupie i krwiożercze, a nie robić kariery jako patolog vel pomocnik policjanta. Oglądanie jak ludzie przez cały czas przed Zombie: uciekają, szukają lekarstwa, dalej uciekają, zabijają wszystkie spotkane na swojej drodze, a potem, niespodzianka!, znów uciekają – nie potrafi mnie za bardzo zaangażować. Może dlatego Liv i cała reszta przypadła mi tak do gustu. Zabawne historyjki z Zombie w roli głównej, są zwyczajnie przyjemne.
Choć jednego jestem pewna. Gdyby nagle epidemia Zombie się pojawiła, prawdopodobnie bardzo szybko zostałabym jednym z nich.

Nawiedzony dom już mamy, gdzie te duchy?

Miejsce 5: Duchy

To nie jest tak, że nie lubię duchów oglądać, ale też nie biegnę na złamanie karku, gdy takowe się pojawiają. Za często stosuje się je jako kiepski horror, który przez efekty specjalne z reguły rujnuje cały nastrój. Póki coś stuka, trzaska drzwiami, przemyka na skraju pola widzenia, jest straszne. Nie daj borze szumiący, pojawi się to to na ekranie. I po horrorze.
Wyjątek od powyższego stanowią sceny w szpitalu psychiatrycznym, który wpływa na moją podświadomość tak, że moglibyście mi tam wsadzić Kacperka, a ja i tak siedziałabym za łóżkiem. Tym ostatecznie kupił mnie po kilku odcinkach Supernatural – a potem już nie było odwrotu. Duchy stały się, czymś, co mi w tym serialu nie przeszkadza zupełnie, a nawet cieszę się, że są. Ale SPN, to SPN, rządzi się wyjątkowymi i tylko swoimi prawami na serialowym poletku.

Miejsce 4: Wiedźmy

W serialach wiedźmy i wszelkiego rodzaju czarownice, magowie, sabaty i jak ich jeszcze nie nazwać, to swoistego rodzaju wytrych fabularny. Który z reguły wybaczam, choć bywa, że moja ręka ląduje na czole. I tam już zostaje.
Gdy nie wiadomo już co robić, trzeba iść do zaprzyjaźnionej wiedźmy – w końcu każda klątwa, ma jakąś loophole i zawsze znajdzie się sposób – choć pewnie aż nadto skomplikowany – żeby wykaraskać naszych głównych bohaterów z opresji.
A wiedźma znajdzie sposób dosłownie na wszystko. Na to, by zniszczyć więź z przodkami, dającymi jej moc i na to, by ją przywrócić. Szczytem bezczelności było zagranie The Originals (które nadal kocham miłością wielką), które jako spin-off  Pamiętników, powinno się jednak trzymać reguł narzuconych właśnie tam. Ale to, czego nie mogły zrobić wiedźmy w Pamiętnikach, nie stanowiło żadnego problemu dla wiedźm z Nowego Orleanu. Dlaczego? Nikt nie pokusił się o wyjaśnienie, choć to zapewne jest banalne – Pierwotni mieli nagonić stacji nowych widzów, tłumaczenie dlaczego wiedźmy nie mogą korzystać ze wszystkich mocy byłoby zwyczajnie zbyt kłopotliwe. I nie ważne, że dla widza obu seriali, było wyjątkowo irytujące.
Przewinęło się gdzieś w tle The Magicians, ale choć początek mi się podobał i nawet byłam wciągnięta w fabułę, tak w pewnym momencie po prostu przestałam oglądać z braku czasu i... nigdy nie wróciłam. Nie można zaprzeczyć, że próbowali. Ale jeżeli po czasie z własnej woli nie wracam do serialu, to znaczy, że zrobił na mnie dobre tylko pierwsze wrażenie.

Na marginesie: czasem mam wrażenie, że głównym opisem charakteru wiedźm jest: umie w czary.

Miejsce 3: Wilkołaki

Jeszcze nie tak dawno biły by się o zaszczytne miejsce na końcu listy razem z Zombie, ale zaczęłam oglądać Teen Wolfa i zmieniłam zdanie. Znaczy, nie do końca. Ale jednak mocno na plus.
Dlaczego nie do końca? No cóż, twórcy mają nadal z nimi ogromny problem, choć sama fabuła bywa ciekawa. Teen Wolf wybronił się właśnie ciekawymi pomysłami fabularnymi i bohaterami. Bo na efekty specjalne długo patrzeć nie mogłam, a to one są głównym problemem wilkołactwa.
No bo, jak je przedstawić? Po prostu jako wilki, czy jednak bardziej, jako zmutowanych ludzi? Obie te wersje niosą za sobą mocne konsekwencje. Jeżeli chcemy je pokazać jako wilki, to musimy wykluczyć wiele rzeczy, jak spektakularne sceny walki i założyć, że całkiem nieźle umiemy animować zwierzęta. Samych scen z wilkołakami w tej postaci, też nie może być dużo, bo zwyczajnie będą nudne. Z kolei zmutowani ludzie, wymagają doskonałej charakteryzacji, albo fenomenalnych efektów specjalnych. Dają dużo większe pole do popisu i jak pokazuje Teen Wolf, da się to zrobić (dopóki nie przeobraża się tych wilkołaków w jakieś niesamowicie silne samce alfa, które już muszą być generowane komputerowo. Bo to rozwala każdą, nawet najbardziej dramatyczną scenę).
Nie wiem, czy rzuciłabym się na nowy serial z wilkołakami w roli głównej, ale zdecydowanie przychylniej im się przyglądam.

Miejsce 2: Wampiry

Są zaskakująco wysoko, choć nie na pierwszym miejscu. Co jest w sumie zabawne, bo jeszcze kilka lat temu, na fali Zmierzchu, miałam wybitną alergię na cokolwiek, co miało wampiry. Ale, najpierw Wywiad z wampirem, potem Only Lovers Left Alive, początkowe sezony True Blood (minus wątek miłosny i większość bohaterów*), początkowe sezony Pamiętników Wampirów (minus wątek miłosny), aż w końcu moich ukochanych The Originals– to wszystko dało mi takie wampiry, jakich szukałam. Trochę ludzkie, choć im starsze, tym bardziej wyrachowane i krwiożercze. Trochę potwory, a trochę przerażone tym, że będą żyć przez całą wieczność. Trochę beztroskie, a trochę niosące na barkach odpowiedzialność za grzechy popełnione przed stuleciami.
W serialach z wampirami nie szukam wątku miłosnego, a właśnie mocnych dylematów, na ile są jeszcze ludźmi, na ile stracili już dawno swoje człowieczeństwo. Ilu z nich potrafi poradzić sobie z wiecznością, nienasyconym głodem, a ilu uważa to za największe przekleństwo świata.
Są wampiry? Jestem na pokładzie.

Czasem i King of Hell musi wyskoczyć na małego drinka z parasolką.

Miejsce 1: Demony

Nie pytajcie mnie o jakiś dobry serial z demonami. Ani o film. Nie znam! Ale mają w sobie coś takiego, że piszczę z ekscytacji, gdy mają się pojawić. I nie w roli horroru, nie, zupełnie nie interesują mnie w roli straszaka. Szukam raczej bohaterów. Jak Crowley w Supernatural. Jak Lucyfer, choć boli mnie jego zmarnowany potencjał. Zamiast naprawdę dobrego i ciekawego serialu, stworzyli  guilty pleasure. Nie byłam wstanie przeboleć, jak źle wyszedł Constantine. I błagam, nie przywołujcie Shadowhunters - do tej pory nie wiem, jakim cudem oni dostają kolejne sezony.
Zagrywki między niebem a piekłem, niczym układy mafijne, sprawiają z reguły, źe oglądam, lub czytam jak urzeczona. A przynajmniej się staram. W tej fascynacji nie ma żadnego, logicznego wytłumaczenia, popartego świetnymi działami popkultury.


Zapytałam Was też na grupie, kto Was najbardziej kręci, i choć nie zaskoczyły mnie wampiry, to sami od siebie dodaliście łowców. Tu ich nie ma, bo nie są istotami nadprzyrodzonymi, ale nie będę ukrywać, że też ich bardzo lubię. Wiadoma jest moja totalna miłość do Supernatural, ale i w Teen Wolfie kupili sobie moje serduszko. Choć, przyznam, że gdyby Dean stanął naprzeciwko Klausa, to nie wiem, komu bym kibicowała.

Prześlij komentarz

0 Komentarze