Zostawcie w spokoju Annę Lewandowską

Na Lewandowską zawsze spływała fala dziwnego hejtu i ciężko w sumie powiedzieć dlaczego. Ale odkąd została mamą, to dosłownie przechodzi jakiekolwiek pojęcie. Wszystko robi źle, ma za drogie rzeczy, a jeszcze bezczelna wróciła do ciała i wagi sprzed ciąży. No jak tak można.

Kwestiom finansowym powinno się chyba poświęcić osobny wpis – bo wydawałoby się logiczne, że jak się ma pieniądze i można sobie pozwolić na droższe rzeczy bez zbędnego zastanawiania się, zwyczajnie się to robi. I każdy z nas by tak robił. A już szczególnie dla dziecka, które kocha się najbardziej na świecie – rodzice są w stanie wydać na szczęście swoich pociech ostatni grosz. Więc czy to dziwne, że jak Lewandowscy mogą, to kupują córce najlepsze i najdroższe rzeczy? No, niedziwne. A że reszta społeczeństwa jest na to wkurwiona, bo oni tak nie mogą?

Trudno.

Ale prawa do hejtowania innych nie daje to nadal żadnego.

Choć w sumie, społeczeństwo na każdym kroku klepie po plecach Roberta, a Anię kopie.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z bloga Ani: hpba.pl


Organizm organizmowi nierówny

Ale dziś będzie nie o tym, a o powrocie do kondycji po ciąży – bo w końcu ja w ciąży nigdy nie byłam, więc się wypowiem. Ale nie, nie będę się wymądrzać, że każda mama na pewno jest w stanie znaleźć czas na ćwiczenia, albo chudnie od karmienia, albo jeszcze tysiąc innych rzeczy. Ania wróciła szybko do kondycji sprzed ciąży z bardzo prostego powodu.

Jest zawodowym sportowcem.

Jej ciało jest przyzwyczajone do tytanicznego wysiłku. A ciąża, nawet ta znoszona bardzo dobrze, jest dla ciała ogromnym wysiłkiem. Trudno, żeby ktoś, kto nigdy nie ćwiczył i nawet przed ciążą nie był w połowie tak wysportowany, jak Ania, oczekiwał, że po ciąży nie będzie miał problemów. Im mniej ćwiczymy i im mniej "narażamy" swoje ciało na wysiłek, tym prawdopodobniej gorzej to zniesie. Tylko tyle i aż tyle.

Poza tym, patrząc na to, że Ania uczyniła zdrowy tryb życia swoim zawodem, musiała dbać o to, co i jak je. Nie ukrywała, że także podczas ciąży ćwiczyła. Z ręką na sercu, ile ciężarnych tak robi?*

*oczywiście, tych, które mogą. Zdaję sobie sprawę, że wiele kobiet w czasie ciąży musi leżeć.

Bo wiecie co? Patrzę na samą siebie. Nigdy z wagą nie miałam problemu i tym samym, zawsze zero motywacji, żeby pilnować się z dietą. Teraz za to pokutuje – co prawda daleko mi do jakiejkolwiek nadwagi, ale na ciele po prostu odbiły się te wszystkie lata olewania sportu i jedzenia byle czego. A samo pilnowanie się, by zdrowo jeść, też nie jest prostą sprawą, gdy nigdy się tego nie robiło. A co dopiero, gdybym była w ciąży i każdy mi wciskał jedzenie, bo przecież trzeba jeść za dwóch. Albo nie daj borze szumiący, dopadłyby mnie hormony i zachciewajki.

Co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? Ania napisała wyraźnie, że każdy jest inny, każdy będzie wracał do formy w innym czasie i w swoim tempie. Nic na siłę. Ale tego już nigdzie nie przeczytacie. Za to o płaskim brzuchu i jakonatakmoże gdziedocholeryjestdziecko  już tak.

Jakim prawem masz własne życie kobieto

A jak spojrzymy na komentarze, to mogłoby się wydawać, że mała Klara ma całe zastępy matek, martwiących się o to, gdzie jest, z kim i co się z nią dzieje, gdy mama pracuje. Irytuje mnie to niemiłosiernie. Bo po pierwsze, mała może być z tatą.

I tu pojawia się to nieśmiertelne „ale jak, sama z tatą”. No, nie sama. Jest przecież z tatą. Jakoś dziwnie się przyjęło, że gdy dziecko zostaje z ojcem, to mówi się „zostawiłaś dziecko samo z tatą”. Nigdy tego określenia nie używamy w stosunku do kobiet. Dziecko jest z mamą, to jest z mamą. Kropka. Ale z tatą? Jeszcze chwila, a do domu zapuka opieka społeczna, taki dramat.

Żyjemy w jakimś głupim przeświadczeniu, że jak już kobieta zostanie matką, to musi poświęcić wszystko, dosłownie wszystko dla dziecka. Zapomnieć o hobby, o sobie o wszystkim, jest matką. I oczywiście, pierwsze lata są ogromnie absorbujące, a dziecko dla rodziców zawsze będzie na pierwszym miejscu, nawet jak będzie świętować 40-ste urodziny.

ALE jeżeli kobieta ma możliwość wynajęcia niani i wyrwania się godzinę na siłownię/miasto/do fryzjera albo zostawienia szkraba wieczorem pod opieką taty, to… w czym dokładnie jest problem?

A no tak. W tym, że nie każdy ojciec może sobie pozwolić na opiekę nad dzieckiem. Albo rodziców nie stać na nianię. Życie nigdy nie wygląda u nikogo tak samo. Jednak czy naprawdę trzeba kopać osobę, która może sobie na takie rzeczy pozwolić? Czy agresywny komentarz pod zdjęciem coś zmieni w jej albo w twoim życiu?

Nie.

Nigdy nie zmienia. Nie daje nawet uczucia satysfakcji. A jeżeli komuś daje, to jest ono chwilowe i wszystko po kilku sekundach nadal jest takie samo.


Udawajmy, że ciąży nie było

A tak naprawdę rozchodzi się przecież o to, że współczesna kultura celebrycka wywiera presję na jak najszybszy powrót do pracy i figury po ciąży. Najlepiej liczony w dniach. Nie pochwalam tego ani temu nie przyklaskuję.

Ale czy dokładnie takiej samej presji na mężczyznach nie wywiera Robert, ściągając po meczu podkoszulek i sprawiając, że część widowni, która się nudziła, ma ochotę nagle polizać telewizor? Owszem. Ale nikt w niego nie rzuca wyzwiskami, jakim prawem obnosi się z tym idealnym kaloryferem.

Jest wyraźna różnica, pomiędzy celebrytką, która jest znana z tego, że jest znana i po dwóch tygodniach owijania się folią aluminiową staje na czerwonym dywanie, udając, że ciąży nie była, a sportowcem, którym Ania jest i której ciało  w naturalny sposób wraca do takiego stanu.

Kluczem do wszystkiego, jest zdrowy rozsądek i niemierzenie każdego identyczną miarą. Możemy się całe życie porównywać, zazdrościć, uważać, że wszyscy powinni mieć tak źle, jak my, albo i gorzej.


Wiecie, ja nie umiem na przykład śpiewać. Mam problem z zanuceniem nawet najprostszej melodii. Ale nie hejtuję Beyonce, że podniosła standardy śpiewania do poziomu, którego z dołu nawet nie widzę. Więc nie miejcie pretensji do zawodowego sportowca, że ma świetne ciało, nawet po porodzie i w bardzo krótkim czasie.