Czas uwierzyć, czyli Ekspres Polarny

Chyba trochę wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej nie widziałam Ekspresu Polarnego. Nie wiedziałam też, za bardzo czego się spodziewać, poza zasłyszanymi komentarzami, że to tak cudownie świąteczna historia.

To, co uderzyło mnie od razu i nie opuszczało przez pierwsze trzydzieści minut animacji, czyli przez całą podróż ekspresem do celu, to wrażenie, jakbym oglądała bardzo długi wstęp do gry. I bynajmniej, nie jest to żaden minus! Bo w głowie miałam konkretną grę. Sposób animacji, oraz kierunek w którym bohaterowie podążali, po prostu strasznie przypominał mi grę Syberia. A ponieważ Ekspres zwyczajnym pociągiem nie jest i dzieją się w nim rzeczy przeróżne, trochę potrwało zanim mój mózg przestawił się z opcji "epilogu do gry" na "oglądasz film animowany". Co jednak wcale nie przeszkadzało mi w odbiorze pierwszej części - bo ja lubię filmowe wstawki w grach, a jak jeszcze są w tym stylu, to jestem zwyczajnie kupiona (co zapewne tłumaczy moją miłość do Syberii).


Cała historia dzieje się w wieczór wigilijny, gdy pewne rodzeństwo wyczekuje niecierpliwie na Mikołaja. Nasz główny bohater jest już na tyle duży, że łączy fakty, wiadomości lokalne, informacje z encyklopedii i ma świadomość, że Święty Mikołaj nie istnieje. Z drugiej strony, jest jeszcze dzieckiem i tli się w nim mała nadzieja, że może się myli. Że może jak uda mu się nie usnąć, to usłyszy dzwonki sań i złapie Mikołaja pod samą choinką.

To była ewidentnie ta noc, która miała sprawić, że nasz chłopiec w następne święta nie będzie już czekał. Nie napisze listu, a powie rodzicom co chce dostać. Jednak święta to czas magiczny i przed domem chłopca, pomimo że nikt nigdy nie widział tam torów, zatrzymuje się pociąg. Ekspres Polarny, by zabrać go do samego Świętego Mikołaja.


Podróż pełna jest przygód, tak napisanych, że zdarzało mi się piszczeć z przejęcia i kilka razy otrzeć mokre oczy. Wszystko za sprawą tajemniczości, jaka okrywa naszych bohaterów.

Z jednej strony, mamy Konduktora. Można by powiedzieć, że poczciwy z niego facet, chce dowieźć dzieci na miejsce. Z drugiej strony, ma w sobie coś takiego, że razem z tymi dziećmi miałam ciarki na plecach, gdy coś przeskrobały i dostawały nagłą reprymendę.

Ta scena totalnie mnie rozłożyła.

Tuż obok jest mała dziewczynka, głęboko wierząca w Świętego Mikołaja i nie mająca żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości do tego, w którym kierunku zmierzają. Odważna, choć nie do końca pewna siebie.

W tle kręci się rozgadany, przemądrowaty i momentami wręcz pyskaty okularnik. Wie wszystko, jest przekonany o swojej nieomylności, aż momentami chce się mu przyłożyć. Albo chociaż zapytać Mikołaja, czy ten, to w tym roku nie powinien dostać rózgi, zamiast jechać Ekspresem na północ.

Aż w końcu pozostaje nam ostatni bohater, cichy i nieśmiały chłopiec z bardzo biednej rodziny. Zagubiony i niedowierzający, że to jest uczestnikiem czegoś tak wspaniałego. To on wycisnął ze mnie bez problemy wszystkie łzy. Miałam ochotę do niego podbiec, przytulić, obiecać, że już wszystko będzie dobrze, że on na to wszystko zasługuje, ba, zasługuje na jeszcze więcej!


Ekspres Polarny jest też cudownie zaanimowany. Jak pisałam, trochę podobny do gier komputerowych, ALE, kiedy ma być mroczny i straszny, jest taki. Kiedy ma być wesoły i kolorowy, natychmiast się taki staje. Ogląda się to tak doskonale, a nasi bohaterowie żyją na ekranie i wątpię, by jakakolwiek wersja aktorska dała rade pobić tą animację. Polski dubbing jest również bardzo udany - ale to akurat nic nowego. W dubbingu bajek i animacji radzimy sobie doskonale (co zawsze każe mi się zastanawiać, dlaczego dubbingowane filmy wypadają na ich tle tragicznie).

Ekspres Polarny pozostawia za sobą pewnego rodzaju tęsknotę za latami, gdy wierzyło się w Świętego Mikołaja. Małą nadzieję, że przyszłe hipotetyczne dzieci, będą wierzyły w niego bardzo długo. Bo to taki magiczny czas. Takie cudowne miłe wspomnienia. Aż chciało by się uwierzyć jeszcze raz i stać w oknie patrząc w niebo z nadzieją, że gdzieś migną wielkie sanie. Albo choć usłyszy się małe dzwoneczki do nich przyczepione.