Tego prowadzącego nie trzeba nikomu przedstawiać

David Letterman jest osobowością amerykańskiej telewizji. Można wręcz powiedzieć, że jest amerykańską telewizją. Gdy w 1993 roku zaczął prowadzić na kanale CBS swój program, Late Show with David Letterman, chyba nikt się nie spodziewał, że aż tak zmieni to format talk show. Pomimo że, nie można powiedzieć, że był on pierwszą osobą w USA prowadzącą tego typu program – i w dodatku nie był to jego pierwszy talk show.

CBS długo próbowało na tym polu konkurować ze stacją NBS, jednak do czasu wynajęcia Lettermana ich programy nie były wystarczająco dobre, by zrobić NBS jakąkolwiek konkurencję. Szczególnie, że do 1993 roku, to właśnie NBS miało w swoich szeregach popularnego już wtedy Davida. Jednak, gdy kontrakt na prowadzony przez niego ówcześnie program Late Night with David Letterman wygasł, CBS postanowiło zwabić go do siebie. I zrobiło to bardzo skutecznie, oferując mu trzyletni kontrakt z dwa razy wyższą pensją.

Finalnie, Letterman prowadził Late Show with David Letterman do 2015, aż do ogłoszenia swojej emerytury. I nie będę zaprzeczać, że smutno mi się zrobiło, gdy o tym usłyszałam. Letterman zawsze bowiem był obowiązkowym programem, który trzeba było obejrzeć, gdy moi ulubieni aktorzy promowali swój film. Było w tym wywiadach coś tak ciekawego i lekkiego, że z niecierpliwością czekałam na ten punkt na trasie promocyjnej filmu. A ponieważ amerykańskie talk showy poznawałam śledząc karierę Emmy Watson – i rozumiejąc średnio co piąte słowo z wywiadów – to z nią Letterman kojarzy mi się szczególnie. Tym bardziej, że była u niego praktycznie co roku, przy okazji premiery Harry'ego Pottera.

Swoją drogą, myślę, że wywiad u Davida Lettermana był pewnego rodzaju nobilitacją i określeniem sukcesu, jaki się osiągnęło.


Dlatego możecie tylko wyobrazić sobie moją radość, gdy okazało się, że Letterman wraca, tym razem do Netflixa. Co prawda, nie jest to już program codzienny, a comiesięczny. I jak na razie wiadomo, że formuła ma 6 odcinków. Czy będzie kontynuowane? Trudno powiedzieć. Jednak to, co różni Late Show od nowego programu „Mojego następnego gościa nie trzeba Wam przedstawiać” jest styl, w jakim jest zrobiony.

Letterman ze swoim gościem siedzą na średniej wielkości scenie, bez żadnej scenografii, nie licząc dwóch foteli i stolika. Światła są przygaszone, oświetlając głównie ich, więc dokoła prowadzącego i gościa nie ma żadnych kolorów, które mogłyby odwracać naszą uwagę. I to wszystko. Żadnego grającego zespołu, żadnych wtrąceń w trakcie. Tylko długa, godzinna rozmowa. No i oczywiście publiczność, która pokazywana jest nie za często. Dzięki temu zyskujemy pewnego rodzaju intymność, czujemy się członkami tych rozmów, tak, jakbyśmy siedzieli tuż obok.

Wywiad przetykany jest rozmowami z członkami rodzin, czy współpracowników, pokazując nam część życia gości. Gdzie mieszkają, lub gdzie tworzą, gdzie studiują, ale nigdy nie są to bezużyteczne wstawki Zawsze wnoszą jakiś nowy punkt widzenia, często podkreślając to, co przed chwilą w wywiadzie było powiedziane, lub trochę tłumacząc to, co dopowiedziane nie zostało.

Tematy, jakie David porusza w wywiadach są bardzo różne, ale jest to ten rodzaj rozmowy, która prędzej czy później dociera do poważnych i trudnych wyznań. Jednak nigdy nie był to styl, gdy prowadzący naciska, by gość wyznał coś na siłę przed kamerami. Bardzo fajnie rozegrane było to w przypadku Jay-Z, gdy Letterman nie zapytał po prostu: zdradzałeś tą swoją żonę, czy nie? W całej rozmowie zresztą nie padło słowo zdrada. Zanim David zadał pytanie, zaczął od siebie, mówiąc, że jeżeli w swoim życiu czegoś żałuje, to tego, jak skrzywdził bliskie sobie osoby i jak ciężką pracą jest odratowanie związku i budowanie zaufania. Nadając tym samym swojemu gościowi komfort pociągnięcia rozmowy lub zmiany tematu, nie mówienia niczego w prost i nie stresowania go bezczelnym wyciąganiem brudów z życia prywatnego.

Polecam Wam nowy program Letterman gorąco, jeżeli jeszcze go nie widzieliście, a lubicie takie długie wywiady, gdzie gość może się wypowiedzieć i ma na to więcej, niż pięć minut.