Nuda na zamku, czyli Świąteczny Książę: Królewskie Wesele


Tak jak w zeszłym roku, zaczęliśmy od części pierwszej Księcia, tak w tym roku zaczniemy od drugiej.

Ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział (a może to był kawał?), że bajki nie mają kontynuacji po „żyli długo i szczęśliwie”, bo dalej to już tylko małżeństwo i nuda. No cóż, Świąteczny Książę doskonale potwierdza tę zasadę, choć nie można mu powiedzieć, że nie próbował złamać obowiązujących reguł i wprowadzić trochę… nietypowego wątku.


Szczypta polityki

Rzadko się bowiem zdarza, by filmy podpadające pod komedie świąteczne, a już wywodzące się z komedii romantycznych, próbowały mieszać jakiś trudny temat, całkowicie odstający od bohaterów. A polityka trochę taka jest.

Polityka oznacza trochę wszystko, a trochę nic. Tym bardziej, gdy odnosi się do fikcyjnego państwa i jego wewnętrznych problemów, a nie komentuje obecne wyzwania realnego świata.

I powstrzymując Wasze oburzenie – tak, tematy polityczne fikcyjnych królestw, a nawet całych światów są pasjonujące, ALE na litość Bloga, to wszystko musi mieć jakieś ręce i nogi.

Niestety, Świąteczny Książę postanowił nie tylko nie dodawać rąk i nóg, ale i pominąć pozostałe ważne części ciała. Nasza polityka jest więc przedstawiona jako problemy finansowe królestwa wskutek jakiegoś wspaniałego planu, jaki książę wdrożył, podążając śladami zmarłego ojca. Dopiero w połowie filmu dostajemy konkretne informacje. Bo całe jego ratowanie polegało na prostym: jeżeli nasze firmy będą robić w naszym państwie, zamiast zatrudniać to tego samego firmy zewnętrzne, to nasza gospodarka ruszy z kopyta.

Z tym że do tego czasu zdążyliśmy się już znudzić wątkiem politycznym, którym trudno się przejmować, skoro zamknięty jest w czterech ścianach zamku i polega na ciągle przepraszającym księciu znikającym na obradach.

Czy dużym spoilerem będzie, jak powiem, że we wszystko oczywiście wtrąca się Amber, a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie? Nie? Tak myślałam.


"Zabawne" wątki

Za zabawne wątki mają służyć następujące osoby:

- ojciec Amber, który za nic nie umie się zachować a dworze królewskim (bo jak widać, w tym królestwie nikt nie wdraża nowoprzybyłych w podstawy etykiety, a już szczególnie, przyszła królowa nie wdraża w nią własnego ojca. Choć mam poważne wątpliwości, czy sama w ogóle cokolwiek wie, o etykiecie);

- organizator ślubny, który jest gejem (a jakże);

- kucharka królewska, która nie rozumie nowojorskiego gotowania.

I niestety, ale nie są one w stanie wywołać nawet zbytniego uśmiechu na ustach. Jak część pierwsza grała na schematach, ale mogła się jeszcze wielbicielom gatunku podobać, bo miała wszystko, co obowiązkowe, tak tutaj trudno znaleźć jakiekolwiek plusy komediowe.

Nasza para żyje sobie we względnej zgodzie, brak czasu ze względu na zapracowanie księcia za bardzo na nich nie wpływa, a wielka drama polegająca na nieumiejącej się dostosować Amber zostaje zażegnana w 3 scenach.

Ale nie możemy pominąć jeszcze dwóch dodatkowych wątków:

- mała siostra księcia okazuje się dzieckiem jeszcze genialniejszym, niż w części pierwszej i to w taki sposób, że opadły mi wszystkie witki i już nawet nie miały siły podnieść się do czoła;

- obowiązkowe schodzenie po schodach!!!

- trampki, wszędzie trampki.

Czy muszę dodawać, że etykieta w Księciu jest traktowana jako coś przestarzałego, co należy wywalić za okno?

Jeden, jedyny plus

Jeżeli miałabym wskazać jedyny plus filmu, to zderzenie się Amber z zasadami królestwa. Co prawda, nie da się nie skomentować jednego: że do roli przyszłej królowej zaczęli ją przygotowywać na tydzień przed ślubem. Bo to, jak się zachowywała jako narzeczona króla, wszyscy mieli gdzieś.

Ale mimo wszystko, pokazanie jak bajka potrafi się zmienić w piekło, było jedynym dobrym elementem. Amber zderza się z brakiem decyzyjności pod względem ślubu: od sukienki po jedzenie. Nikt nie jest zainteresowany tym, co ma do powiedzenia w sprawie polityki, a za jej główny obowiązek uważa się znalezienie odpowiedniego drzewka świątecznego.

Dla dziewczyny z Nowego Jorku, która zawsze decydowała sama o sobie, nagłe ograniczenia i brak możliwości powiedzenia nie są niemałą traumą. W końcu nikt nigdy nie przygotowywał jej do życia w służbie państwa.

Boleśnie przekonuje się także, iż wszystko, co umieszcza publicznie (a pamiętajmy, Amber to była dziennikarka obecnie profesjonalna blogerka) musi przejść przez cenzurę i najpewniej nie dostanie zgody na publikację.

I cieszę, że ten wątek został poruszony, bo rzadko mówi się, jak pewne pozycje społeczne (już abstrahując od stania się księżną, czy królową), z boku wyglądają fantastycznie, a w rzeczywistość różowa nie jest.

Oczywiście film musiał na końcu i to zepsuć, bo przecież pisałam, że żyli długo i szczęśliwie.


Mam szczerą nadzieję, że Netflix kolejnej części już nie zrobi. Nawet jak ma kręcić ciągle takie same filmy świąteczne, w których dziewczyny z ulicy zostają częścią rodziny królewskiej, to niech to będą nowe tytuły.

Bo przynajmniej będę odhaczać obowiązkowe bitwy na śnieżki, a nie przysypiać w połowie.