Czy ktoś może to wyłączyć? Czyli Świąteczny Kalendarz


Ja naprawdę podchodziłam do tego filmu z otwartą głową i nawet pewną nadzieją. Bo doskonale znam główną aktorkę, Kat Graham – i choć w Pamiętnikach Wampirów nie miała co pokazać, to byłam bardzo ciekawa, co ma do zaoferowania i jak się sprawdzi w innej roli.

Ale regularne pauzy, jakie robiłam podczas oglądania; sprawdzanie podczas seansu Instagrama; trzykrotnie przerywanie filmu, tylko po to, by poskarżyć się Michałowi, jak okropną rzecz oglądam oraz zatrzymanie go na 20 min przed finałem, aby dokończyć na dzień następny – chyba mówią same za siebie.

Nuda, nuda, nuda, NUDA

Dokładnie tyle razy, w różnych odstępach czasu, napisałam słowo nuda w swoich seansowych notatkach. Pierwszy raz, po jakiś 10-15 min oglądania.

No, ale o czym jest Świąteczny Kalendarz?

Kat Graham

Nasza główna bohaterka, Abby, nie poszła w ślady rodziców (choć nie można zarzucić, że nie naciskali) i zamiast jak jej siostra, pracować z tatą w kancelarii, pstryka zdjęcia. Pracuje w studio fotograficznym, jest słabo opłacana, marzy o tym, aby być wielką fotografką lub choć zaistnieć w świadomości lokalnej społeczności, ale NIE ROBI DOSŁOWNIE NIC W TYM KIERUNKU. Prócz marudzenia.

W kontrze, mamy jej bliskiego przyjaciela, Josha, który jest wziętym blogerem podróżniczym i fotograficznym. Abby co prawda nie wie jak bardzo, bo taka z niej przyjaciółka, że zajrzała na niego może raz, na samym początku. I za nic nie była zainteresowana, w jakich częściach świata właśnie jest jej najbliższy przyjaciel i jak sobie tam radzi. Josh jest w Abby po uszy zakochany, o czym dowiadujemy się już ze zwiastuna.

(Swoją drogą, w uniwersum Netflixa, jakiś bohater musi być blogerem i to koniecznie blogerem odnoszącym sukcesy. Obstawiamy, w którym roku pojawią się w ich filmach youtuberzy? A instagramerzy? A kiedy bohaterowie zaczną się nazywać influencerami?)

Quincy BrownJest także tytułowy Świąteczny Kalendarz. A dokładniej, Kalendarz Adwentowy, jakiś stary europejski antyk, który Abby dziedziczy po zmarłej babci. Kalendarz okazuje się zaczarowany. Codziennie otwierają się kolejne drzwiczki i Abby codziennie wyciąga z nich jedną zabawkę jak buty, czy renifera. Wszystko, co wyciągnie z kalendarza, ma pokrycie z tym, co dzieje się w danym dniu (choć do tej pory nie rozumiem, o co chodziło z tym reniferem).

I wiecie co? To na papierze wygląda naprawdę jak przepis na uroczy film świąteczny. Dwójka zakochanych w sobie przyjaciół, którzy muszą odkryć to, że są w sobie zakochani, przeciwieństwo losu w postaci przystojnego Doktora, który nie jest aż takim dupkiem (momentami, nawet się z nim zgadzałam) i trochę dosłownej magii.

Co mogło się nie udać? Otóż nie udało się dosłownie wszystko.

Kat Graham

Nadal… nuda? Tak.

Postacie teoretycznie miały fajną przeszłość, coś ich wszystkich łączy, i gdzieś są tego zalążki, ale finalnie otrzymujemy papierowe osobowości. Nudne, płytkie i nijakie.

Przez to, mamy totalnie gdzieś, co im się przytrafia. Za nic nie byłam stanie wczuć się w fabułę, a całość ciągnęła się niesamowicie. Zastanawiam się, czy jakby wyciąć ze Świątecznego Kalendarza tak z półgodziny, to nie stałby się lepszym filmem.

W sumie zrobiłby się krótszy, więc to byłby jego zdecydowany plus.

Brak tu jakiegokolwiek dramatyzmu. Dziewczyna wierzy, że kalendarz jest magiczny, brzmiąc przy tym, jak wariatka. Gdy słyszy od przystojnego Doktora, że najprawdopodobniej należy go traktować jak horoskop – czyli spełni się, w zależności od tego, jak go będziesz interpretować, Abby strzela focha i się obraża. I byłoby super, gdyby nie to, że finalnie doktor miał rację, i Abby cały czas źle interpretowała to, co kalendarz jej pokazuje.

Ethan Peck, Kat Graham

Sceny, które powinny nas trzymać w napięciu, jak kłótnie, problemy finansowe, stracone szanse, są wygrane na jednej nucie, która niestety mieści się w przedziale: aktorzy, którzy recytują swoje teksty.

Przy Zamianie z Księżniczką, pisałam, że sztampowa fabuła i przewidywalność, może być uratowana, gdy na ekranie gra ktoś z talentem i zmienia wszystko w przyjemny seans. Tutaj jakość grania była bardzo, bardzo niska. Nie wiem, czy aktorzy nie mogli robić dubli, czy tak im się nie chciało, czy mają tak mało talentu. Trudno powiedzieć. Ale ich postacie nie potrafiły wywołać we mnie choćby irytacji. Tylko wszechobecną nudę.

Swoją drogą, jak na biedną i mało zarabiającą artystkę, Abby ma naprawdę fajne i super urządzone mieszkanie. I można by to zrzucić na bogatych rodziców, którzy nie pozwolą córce mieszkać w małej klitce, gdyby nie to, że film wyraźnie mówi, iż Abby nie przyjmuje od nich żadnej pomocy. Chyba że jest biedna dlatego, że dosłownie wszystko idzie na czynsz.

Kat Graham, Quincy Brown

Nie będę ukrywać, nie znam się na fotografii, ale zdjęcia Abby nie wydawały się szczególnie dobre. Całość koncertowała się wokół tego, że fotografuje cienie lub fragmenty obcych osób i mój Blogu, jej styl miał być przez to taki nowatorski i odkrywczy. I jeszcze rozumiem, gdyby zachwycił się nimi jakiś krytyk, który zobaczył w nich duszę i inne rzeczy, których ja nie widzę. Ale przeciętni mieszkańcy miasta? Jeżeli coś jej ładnie wychodziło, to portrety ludzi, ale nie nimi się chciała chwalić.

Poświęćmy też mały fragment, Netflixowi w Netflixie, bo Abby jest kolejną bohaterką, która ogląda na nim film świąteczny, produkcji Netflixa. I co prawda, tym razem jest to Świąteczny Spadek, który wspominam bardzo miło, ale… dobra, ciekawa jestem, czy ktoś w trakcie oglądania robi stopklatkę i spisuje pokazane tytuły? Anyone?


Świąteczny Kalendarz jest wyjątkowo nudnym filmem. I nie tylko dlatego, że jest przewidywalny od pierwszej do ostatniej sceny, ale dlatego, że nic ciekawego się w nim nie dzieje. Momenty dramatyczne, takie nie są, a nasi najbliżsi sąsiedzi będą ciekawsi od bohaterów.

Jak naprawdę nie zostanie Wam już nic innego do oglądania, na polu będzie minus 50 stopni, a wy dojdziecie do krańca Internetu, to…to dopiero wtedy rozważcie, czy chcecie tracić półtorej godziny życia, na ten film.