Zamiana z księżniczką 2, czyli jak Netflix zniszczył fajny film

 Zeszłoroczna Zamiana z księżniczką była filmem naiwnym, ale równocześnie bardzo przyjemnym i wprawiającym w świąteczny nastrój. Można było napatrzeć się na utalentowaną Vanessę w podwójnej roli i w sumie, nawet jeżeli miałam do niego jakieś ale, po roku czasu mam tylko miłe wspomnienia.

Niestety nie mogę tego powiedzieć o kontynuacji. Już zwiastun zapowiadał żenujące sceny, ale z ręką na sercu, nie przewidziałam, że aż takie. I trochę mi smutno z tego powodu, bo wystarczyło tego nie ruszać i zostawić nas z miłym zeszłorocznym filmem świątecznym.

Zacznijmy jednak od początku. Fizycznie mnie bolało, jak Stacy stała się nagle księżniczką, która za nic nie słucha swojego męża. On chce z nią spędzić czas, a ona bardziej martwi się zakończonym związkiem Lady Margaret i Kevina, niż tym, że mąż wprost chce jej powiedzieć, że za dużo pracuje. I jasne, niby fajne odwrócenie ról – zwykle w kinie mamy zapracowanego faceta i kobietę zabiegającą o jego uwagę, ale przyznam, że strasznie nie pasowało mi to do Stacy z pierwszego filmu.

Drugi zgrzyt pojawił się w momencie, gdy wszyscy wprost zmuszają Margaret i Kevina do przebywania ze sobą. No bo są tacy dla siebie stworzeni. Pomimo że ani on, ani ona nie byli przekonani, czy powinni się widywać. A on wprost nie chciał jechać na koronację Margaret. Mam poczucie, że jednak powinno się słuchać tego, co chcą nasi znajomi. Nawet gdy chcemy dla nich najlepiej i uważamy, że się mylą.

Jednak bądźmy szczerzy. Narzekam na klisze każdego filmu romantycznego, więc na te wątki można by jeszcze przymknąć oczy uznając je jako must have leniwego pisania filmów świątecznych.

Problem robi się jednak w momencie, gdy na horyzoncie pojawia się Fiona. Zmanierowana kuzynka lady Margaret, która jest oczywiście kolejną żywą kopią dziewczyn, tylko z blond fryzurą. I kłaniam się w pas Vanessie. Zagrała je w sposób tak różny, że widziałam innych bohaterów, a nie tę samą aktorkę.

To powiedziawszy… to nie był dobry pomysł. Zagranie dwóch postaci, tak aby widz mógł je bez problemu odróżnić, jest wyzwaniem. Dodanie do tego trzeciej, nawet jeżeli nosi blond włosy, musiało się skończyć ogromnym przerysowaniem głosu, gestów, mimiki. I niestety, nie wpływa to dobrze na film. Dostajemy bowiem dwa zupełnie niepasujące do siebie światy. Z jednej strony mamy ten uroczy świat z części pierwszej, gdzie bohaterowie są naiwni i stereotypowi, ale też sympatyczni i trudno ich nie lubić. Z drugiej, mamy karykaturalne postacie Fiony i jej pomocników, którzy są jak wyrwani z najgorszego sitcomu.

Żarty z ich udziałem, które miały być śmieszne, finalnie są żenujące. Jest to ten poziom wyjątkowy poziom, jaki można osiągnąć tylko w tym gatunku filmów. To trochę jak z horrorami – żaden inny film nie potrafi wywołać tak specyficznych ciarek żenady, jak zły horror. Zły film świąteczny ma tutaj swoja własną szufladkę, nieosiągalną dla innych gatunków.

I Zamiana z księżniczką 2 otworzyła tę szufladę i zaczęła radośnie wyrzucać z niej losowe rzeczy. Mamy więc nieudolność w planowaniu, kretyńskie odzywki oraz (oczywiście) wypadki, polegające na tym, że ktoś się potknął i wpadł do skrzyni. To jest zabawne tylko w Kevinie samym w domu i nikt nie potrafi zrobić tego lepiej. Nie wiem, dlaczego uparcie próbują.

No i nie można oczywiście zapomnieć o pojawiającym się trójkącie miłosnym. O rękę Lady Margaret ubiega się jej znajomy, Antonio. Znają się od czasów studiów i wydaje się sympatycznym i idealnym partnerem dla niej. Przy okazji, jest Sekretarzem Stanu, więc doskonale może ją wspomóc w przyszłym rządzeniu królestwem. I wiecie co? Przez dłuższą chwilę miałam jednak nadzieję, że Netflix mnie zaskoczy i nasza księżniczka będzie wybierać pomiędzy miłym gościem i miłym gościem. Ale widać, scenarzyści nadal nie ufają widzom i  boją się, że nie daj blogu, będziemy kibicować nie temu bohaterowi, co trzeba.

Na sam koniec zostawiam scenę, która przypomniała mi, w jak krótkim czasie Netflix zrobił własne świąteczne uniwersum. Oczywiście w finale pojawia się (na 2 sekundy) para królewska z Aldovii. Po całej tej dziwnej fabule poczułam się wręcz, jak pocieszona przez starych znajomych.

Czy polecam Zamianę z księżniczką 2? Jeżeli podobała się wam część pierwsza, to stanowczo odradzam. Zniszczycie sobie całkiem sympatyczną historyjkę. Jeżeli jednak część pierwsza was znudziła, nie byliście przekonani, nie podobała się wam, to nie macie nic do stracenia.

Prześlij komentarz

0 Komentarze