A ponieważ to film, w którym niespodzianki grają ogromną rolę, recenzja również będzie bardzo ogólna. Bo pewne rzeczy najlepiej przeżyć w sali kinowej.
“Deadpool & Wolverine” pojawiają się w czasie, w którym Marvel ma ogromne problemy. Fani stracili swój entuzjazm po tym, jak zostaliśmy zalani falą średnich seriali i filmów (a dla części z nich ocena średni jest zdecydowanie za wysoka). I Deadpool od początku bawi się tym wątkiem, a biorąc pod uwagę, że czwarta ściana w tej serii nie istnieje, większość tych odniesień i mrugnięć zwyczajnie działa. Deadpool nas po prostu rozumie.
fot. Marvel |
To, co z pewnością zaliczyć należy na największy plus filmu, to jego scenariusz. Bo serwuje nam bardzo dobrze przemyślane cameo. Pojawienie się wielu z tych aktorów było zaskoczeniem, ale co ważne, nie pojawiali się oni tylko na dwie minuty, jako czysty fan service bez związku z fabułą. Każdy z nich miał jakąś rolę do odegrania, przez co nie mamy poczucia, że zostali wrzuceni tylko i wyłącznie dla samego sentymentu widzów.
Większość dialogów była naprawdę świetna, ale muszę jednak też trochę się do nich przyczepić - ponieważ niektóre żarty były przeciągnięte lub powtórzone zbyt wiele razy. Kilka było wręcz bardziej żenujących, niż śmiesznych i jasne, można by uznać, że taki urok Deadpoola, ale biorąc pod uwagę ilość rzucanych żartów na sekundę, wycięcie tych kilku najgorszych zadziałało by tylko na plus.
fot. Marvel |
To, że Ryan Reynolds jest dobrym Deadpoolem, raczej nie trzeba powtarzać (chociaż mam wrażenie, że on teraz wszędzie gra trochę Deadpoola), ale nie da się nie napisać o chemii, jaką ma z Jackmanem. Bo nie ukrywajmy, to właśnie ona sprawia, że przez ten film się płynie i sprawia on tyle radości.
fot. Marvel |
fot. Marvel |
Ale czy “Deadpool & Wolverine” zbawili Marvela? Niestety, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Przed pójściem do kina słyszałam, że ponoć ten film ma posprzątać bałagan, jaki panuje w MCU, ale nie mam poczucia, by chociaż pozamiatał tam podłogę. Była to świetna rozrywka, ale nie sprawiła, że uwierzyłam z powrotem w MCU, a raczej przyjęłam ją z miłym zaskoczeniem.
Tym bardziej, że już wiemy o powrocie Roberta Downeya Jr, który wcieli się w Doctora Dooma i nie brzmi to dla mnie, jak wielki plan odbudowy, a bardziej jak desperacka próba żerowania na sentymencie. “Deadpool & Wolverine” oczywiście też na nim żerują za pomocą Jackmana, ale tutaj jednak mamy pewną meta otoczkę, film i bohaterowie są świadomi, gdzie są i zdecydowanie nie traktują siebie poważnie. Czy Wolverine w innym kontekście będzie grał tak wspaniale, zapewne przyjdzie się nam przekonać, bo nie wierzę, że nie pojawi się w kolejnych filmach.
Jak to powiedział Deadpool: Disney będzie cię eksploatował do 90-tki.
Pytanie tylko, czy to dobrze?
Jeżeli podobała Ci się recenzja i to co robię na blogu, możesz postawić mi wirtualną kawę, która pomoże mi w dalszym śledzeniu produkcji Marvela :)