Bałaganiarskie Lato

Istnieje takie prawdopodobieństwo, że robiąc cykl z podsumowaniami miesiąca, powinny się one pojawiać co miesiąc. Chyba, że się zapomina, że w ogóle postanowiło się coś takiego zrobić… więc podsumowuje się dwa miesiące, będąc prawie w połowie września.

Ale wrzesień zostawimy na później. O ile o nim nie zapomnę.

Co u mnie?


Kontynuowałam swój pierwszy rajd po spotkaniach blogerskich i wylądowałam w Gdyni na SeeBlogers. Osobny wpis na ten temat już powstał, więc nie będę go podsumowywać raz jeszcze – ale nic mnie nie powstrzyma przed cieszeniem się, że w końcu, w tym roku, udało mi się wybrać na tego typu imprezy. Co jest jeszcze bardziej znaczące, że nigdy nie podróżowałam sama do nieznanego sobie miejsca i ludzi (kolonie się nie liczą).

Celowałam także w Blog Forum Gdańsk, ale progi jeszcze za wysokie 😉 Natomiast, jeżeli zastanawiacie się, czy warto się na takie spotkania wybrać – to warto. Pełne pozytywnie nastawionych ludzi i wielu ciekawych wykładów.


W końcu doczekałam się też urlopu, do którego dosłownie odliczałam minuty. Byłam tak zmęczona i zestresowana – a im bliżej wolnego, tym bardziej – że te dwa tygodnie były jak wcześniejsza Gwiazdka.

Niestety nie będzie zdjęć z Malty, czy innych Włoch, a z miejscowości niedaleko mnie, Racławic, gdzie spędziłam miłe cztery dni w SPA. Po raz pierwszy z moją przyjaciółką spędziłyśmy taki wyjazd tylko we dwie, co jest duuuuużym niedopatrzeniem, biorąc pod uwagę, że znamy się już dwadzieścia lat (!). Uprzedzając, wyjazd wynalazła moja Ela na gruponie, więc po taniości grzałyśmy się w saunach, moczyłyśmy się w basenach i jacuzzi. Swoją drogą, czy saunie parowej można się oświadczyć? Bo jest to wybranka mojego życia.

I po raz pierwszy poszłam na masaż. I totalnie rozumiem ludzi, którzy chodzą na nie regularnie (zazdroszcząc cicho, że mogą sobie na to pozwolić). Myślałam, że podczas godzinnego leżenia będę się nudzić, ale minęło zaskakująco szybko, pozostawiając mnie z syndromem porzucenia przez masażystkę oraz przekonania, że godzina to zdecydowanie za krótko.


W tamtym jacuzzi bardzo chciałam siedzieć. Niestety pogoda była na to mało sprzyjająca... :(


Wydałam też większość moich oszczędności na nowy laptop. Stary umierał powoli i regularnie. Po 10 latach miał już pełne prawo. Z zaskoczeniem odkryłam, że pomimo ogromnej ilości laptopów, okazuje się, że tak naprawdę nie ma w czym wybierać. Gdy zażądałam konkretnego procesora, karty graficznej i paru innych rzeczy, jak miejsce na dodatkowy dysk, okazało się, że albo muszę znaleźć sponsora, albo sama sobie ten laptop zrobić. Na szczęście udało się znaleźć model, który ma to wszystko i taniej niż myślałam – ale naprawdę. O laptopy na rynku można się potykać, a tak naprawdę to żadnego nie ma.

Książki


Nie mam się za bardzo czym chwalić w tym temacie. Nadal czytam Zgniliznę, którą prezentowałam w ostatnim wpisie (dwa miesiące temu!). Książkę nadal mocno polecam, wolne czytanie wynika raczej z braku czasu niż chęci.

Kupiłam za to Finansowego Ninja, Michała Szafrańskiego. Podczytuję w wolnej chwili, nie spiesząc się – nie chcę tej książki przeczytać i nic z niej nie wynieść. Książkę zdecydowanie warto nabyć, jeżeli chcecie coś zmienić w zarządzaniu swoimi pieniędzmi. Raz, że Michał pisze bardzo dobrze i przejrzyście, a dwa, podaje wiele przydatnych trików i rad. Część z nich są rzeczami, o których wiemy, ale z reguły nie stosujemy, a inne były dla mnie totalną nowością.

Warto.



Seriale


Lato minęło mi pod znakiem nadrabiania Orange is the new black oraz obejrzenia Defenders.

OITNB kupiło mnie całkowicie, wręcz poczułam się opuszczona, gdy zakończyłam piąty sezon – nawet biorąc pod uwagę, że był on strasznie słaby i przesadzony. Ale z niecierpliwością czekam na kolejny. To co mnie urzekło najbardziej, to umiejętne łączenie poczucia humoru z tragedią tych wszystkich kobiet i dramatami, jakie je spotykają. W dodatku żadna z tych bohaterek nie jest nam obojętna, lubimy je lub nie, ale scenarzyści dali nam możliwość poznania historii każdej z nich. I dzięki blogu, bo główna bohaterka z każdym kolejnym odcinkiem robi się coraz bardziej irytująca.

 
Defenders z kolei nie było serialem, na który czekałam. Nie mógł nim być – został zaplanowany dawno temu i nikt podczas planowania nie wziął pod uwagę, że widzowie nie będą przejmować się The Hand, a Danny’ego znienawidzą. Za to pokazał jak fajne połączenie stanowi Matt Murdok i Jessica. Błagam, niech ktoś to wykorzysta.

Myślę, że będzie to dobra nauczka dla MerveloNetflixa, żeby planowali sobie swoje historie, ale opierali je jednak na bohaterach, których widzowie lubią, a nie na tych, których jeszcze nie znamy, a później nie jesteśmy wstanie ich oglądać.

Była też oczywiście Gra o Tron, ale tyle wpisów jest na temat ostatniego sezonu na Bałaganie, że tu sobie już daruję wrażenia ;) 

Ciekawe linki


Kobiety na falach nadziei – Gabi z Popinfo wzięła udział w spotkaniu z dr Rebeką Gomperts, która jest założycielką Women on Waves.   „Działanie jednej organizacji, nieważne jak skuteczne, nie jest w stanie rozwiązać tak dużego i złożonego problemu. Krytycznie ważnym jest, by podjąć wspólne działania w celu upewnienia się, że kobiety mają dostęp do bezpiecznej aborcji.”

Facet w domu pomaga. Bo to też jego dom. – „Jakiego Ty masz dobrego męża! Pracuje, dom ogarnie, z dziećmi się pobawi. Bohater! Yyyy. Nie. Facet w domu nie pomaga. Bo to też jego dom.

4 procent szans – historia napisana przez życie, a spisana przez Olę Radomką, która opowiada o tym, że cuda się zdarzają. A 4 procent szans to czasami bardzo dużo. Chusteczki podczas czytania są niezbędne. „To będzie historia prawdziwa do bólu, nieporozumienia i łez. Zmienię dekoracje i imiona, bo jej bohaterowie mogliby sobie nie życzyć, by wystąpić w tym tekście, choć najchętniej postawiłabym ich na piedestale i kazała światu klaskać. Wznieść owacje: im, nieprzewidywalności życia i życiu samemu w sobie. Mimo wszystko.

I na koniec: bardzo ciekawy film Andrzeja Tucholskiego o dyscyplinie. Nie tylko o jej plusach, ale i pułapkach. I dodatkowy plus wizualny: jest cudownie zrealizowany.